R 14 - be happy

1.1K 111 17
                                    

- On na pewno jest w domu? - pytam Zayn'a i poprawiam się na miejscu pasażera w samochodzie.

- Tak jest. - odpowiada nie odrywając wzroku od drogi, za co dziękuję mu w duchu. Wystarczy mi jeden wypadek w życiu. Zayn potrafi jeździć jak szalony. Dziś jednak jechał spokojnie, dlatego moje serce jest tam gdzie powinno być.

- Skąd wiesz?

- Dzwoniłem do niego półgodziny temu - mruczy pod nosem.

- Półgodziny?! Przez ten czas mógł znaleźć się na lotnisku, albo na innym kontynencie - jęczę w odpowiedzi. Zayn prycha. Wiem, że go irytują moje pytania i wyrzuty, ale nie moja wina, że się denerwuję.

- Jest w domu. Odwieźliśmy go tam wczoraj wieczorem razem ze Stanem. - przeczesuje włosy - Lou, powiedział mu że nigdzie się nie wybiera. - odwraca wzrok od drogi i wlepia go we mnie - Lou, nigdy nie kłamie, a szczególnie nie okłamałby Stana.

- Stan - prycham. Wiem, że powinienem mu dziękować, że zajął się Lou, ale nie potrafię. Jestem cholernie zazdrosny! Wiem, że nie powinienem, bo sam żyłem w związku z inną osobą, ale kurde...

- Hazz, daj se siana i odpuść Stan'owi - głos Zayn'a jest niebezpiecznie władczy - Pomógł Lou. Zajmował się nim. To co było wcześniej nie ma znaczenia. Ważne jest to co dzieje się tu i teraz. - wzdycha - Teraz Stan ma dziewczynę. Nie interesuje się facetami. - Zayn zaciska dłonie na kierownicy - Lilianna mieszka w Stanach. To ona załatwiła Louis'owi to zlecenie. Więc zrozum, że oboje się nim opiekują. - czuję nagłe szarpnięcie. Żołądek podchodzi mi do gardła. Zdezorientowany rozglądam się, aby zrozumieć co się stało.

Kiedy widzę, że stajemy na poboczu, patrzę na Zayn'a. Wygląda na dość wkurzonego.

- Powiem ci to raz - syczy - Louis już nie jest tym samym facetem, którego pamiętasz. Zmienił się przez te trzy lata. Teraz to wrak człowieka, który próbuje jakoś stanąć na nogi. Od twojego wypadku Lou nie jest sobą i każde najmniejsze potknięcie ciągnie go w dół. Widziałeś go jak wyglądał na tych wszystkich płytach - przeciera dłońmi twarz - Dlatego ich nie montowałem. Chciałem, abyś widział co się z nim stało. Stan i Lili go przygarnęli. - z tymi słowami rusza, a ja siedzę w osłupieniu. Wiedziałem, że jest źle ale, ze nie aż tak. Muszę polubić Stana, nawet jeśli wzbudza we mnie obrzydzenie.

Przez resztę drogi milczymy. Wydawało mi się, że Zayn jest na mnie zły, ale to nie moja wina, że nie cierpię gościa z całego serca. Stan skrzywdził kiedyś Lou i zrobił z niego potwora. Niby teraz odkupił swoje winy i jeśli oni są przyjaźnią to i ja będę musiał się z tym faktem pogodzić. Przecież ja bardziej skrzywdziłem Louis'a.

- Jesteśmy - przenoszę wzrok z moich dłoni na nasz dom. Teraz kiedy wszystko pamiętam, mam ochotę tam biec i zagrzebać się w swoim łóżku. - Bądź dla niego miły - Zayn dotyka moich złożonych dłoni.

- Będę zaraz po tym jak mu powiem co myślę o tej ucieczce ze szpitala - strzepuję dłoń Zayn'a ze swoich i zaciskam zęby. Jestem zły o to, że nie posłuchał i sobie po prostu poszedł. Znowu mnie zostawił.

- Daj spokój, Hazz... - uderza mnie z pięści w ramię - Jak go wczoraj odwoziliśmy do domu to wyglądał jak własna śmierć. Był blady jak kreda, gdy wyszedł z twojej sali. Myślałem, że zaraz zemdleje. Później już chciałem go tylko wywieść do psychiatryka, kiedy w drodze do domu śmiał się i płakał na zmianę. Mamrotał coś sobie ciągle pod nosem...

- Dobrze, oszczędzę go. - posyłam przyjacielowi szeroki uśmiech i wysiadam z jego auta. Zayn wysiada zaraz za mną i wyciąga moją walizkę z bagażnika.

- Iść z tobą? - kręcę głową w zaprzeczeniu. Dostaję do ręki klucze i idę w stronę mojego domu. To zawsze był mój dom.

Unoszę klucze i uśmiecham się , kiedy widzę breloczek przy nich. Znajduje się na nim nasze wspólne zdjęcie, a z tyłu napis zapisany krzywym pismem Lou. Jeśli teraz zgubisz klucze, to będziesz spał na dworze.

Przejeżdżam po nim palcem i bardzo delikatnie wkładam klucz do zamka. Drzwi otwierają się tak samo jak parę dni temu. Rzucam klucze na stolik obok drzwi i ściągam buty. Wchodzę do salonu i momentalnie przystaję.

Lou, śpi na kanapie. Wszędzie walają się chusteczki, a na stoliku stoi koło dziesięciu kubków. Louis musiał pochłonąć dużą ilość herbaty, ale to lepsze niż alkohol.

Zostawiam walizkę w korytarzyku. Podchodzę do mojego narzeczonego i nakrywam go kocem.

Nie chcę go budzić. Idę po cichu do sypialni. Muszę wziąć prysznic i zmyć z siebie zapach szpitala i Nick'a. Na wspomnienie tego ostatniego, wzdrygam się. Przystaję jednak najpierw obok komody i biorę stamtąd moją własność. Srebrny sygnet odpowiednio pasuje do mojej dłoni.

Rozebieram się i wchodzę pod prysznic. Moje ciało odpręża się pod wpływem ciepłej wody. Oparam dłonie o zimne kafelki i zaczynam się zastanawiać jaki to musiałem być idiotą, aby dać się tak poniżać Nick'owi przez te lata. Zachowuje się jak jakieś niedorozwinięte dziecko.

Jestem taki głupi. Wtedy czuję na swoich plecach palący wzrok. Delikatnie odwracam się i napotykam intensywne niebieskie oczy, które wpatrują się we mnie.

Może i jestem na niego zły, ale jak widzę go takiego przygarbionego, zdezorientowanego mam ochotę go tulić. Uśmiecham się do niego. Patrzę na miejsce obok mnie i na niego. Chcę dać mu w ten sposób do zrozumienia, aby przyszedł do mnie.

On jednak się nie rusza. Stoi dalej w tym samym miejscu i wpatruje się we mnie. Uchylam lekko drzwi prysznicowe.

- Jakieś specjalne zaproszenie muszę ci wysłać?

Kiedy otwiera szeroko oczy i widzę w nich przerażenie, dostaję olśnienia. Jestem idiotą. Wracam po trzech latach nieobecności i myślę, że on tak po prostu wpadnie mi w ramiona?

Zażenowany własną głupotą odwracam się do niego plecami z zamiarem szybkiego umycia się.

Czuję jednak lekki podmuch wiatru. Odwracam głowę. Lou stoi obok mnie w ubraniu, patrzy jakby nie dowierzał. Nie dziwnie się mu w ogóle. Nagle rzuca się na mnie i oplata mnie swoimi ramionami. Odwzajemniam uścisk.

Teraz orientuję się jak przez te lata się zmienił. Jego ostry zarost drażni moją skórę. Wydaje się dość niższy, ale to pewnie przez to, że ja urosłem. Zaniepokaja mnie jednak coś innego. Louis schudł i to mocno. Mam wrażenie, że jeśli ścisnę go trochę mocniej, to połamię mu wszystkie kości.

Przenoszę dłonie z jego pleców na pośladki i unoszę go do góry, na co on reaguje automatycznie oplatając mnie nogami. Przylega do mnie całym ciałem, prawie mnie dusząc. Ok. Może i schudł, ale siły miał tyle samo.

Wychodzę spod prysznica i niosę go do sypialni. Staję na jej środku. Mokry ślad ciągnie się za nami.

- Lou, musisz zejść - szepczę mu do ucha, na co kreci głową - Lou.

Nagle zeskakuje ze mnie jak poparzony. Nie wiem co się dzieję. Chciałem, aby ze mnie zszedł, ale nie w ten sposób.

Mówi tak szybko, że z tej jego paplaniny rozumiem tylko to, że on nic chciał, bo on wie że mam Nick'a.

- Wj, ej. Zwolnij konia, kowboju - unoszę rękę do góry mając nadzieję, że się zamknie. - Zluzuj porty, Lou. - podchodzę powoli do niego i łapie za jego koszulkę. Ściągam ją mu przez głowę. Później pozbywam go reszty jego garderoby. I kiedy jest już nagi, tak jak ja, przynoszę z łazienki ręczniki i podaję mu jeden. Sam szybko się wycieram i zabieram się za wycieranie podłogi. Wolę uniknąć poślizgnięcia się na niej.

Kiedy kończę podchodzę do Louis'a, który wreszcie otrząsnął się z tego wszystkiego na tyle, aby osuszyć swoje ciało. Teraz stoi i wpatruje się we mnie, a ja w niego. Dawno nie widziałem go nagiego i to jest najcudowniejszy obrazek na świecie.

Z uśmiechem na twarzy całuję go mocno. Nie pytam o pozwolenie, bo chyba mogę pocałować swojego faceta.

- Położyłbym się, a ty? - Lou kiwa głową w odpowiedzi.

Kładziemy się na łyżeczkę. Louis wtula się swoimi plecami w moje ciało. Trzyma moją dłoń jakby się bał, że gdzieś ucieknę.

Nasze pierścienie zaręczynowe obijają się o siebie z każdym oddechem Louis'a.

- Kocham cię, Lou.

(don't) forget me(book 2) •Larry Stylinson☑(Edycja)Where stories live. Discover now