☆34☆

1.2K 117 13
                                    

Stałam przy lustrze i przyglądałam się odbiciu nieznanej mi osoby. Nieznanej bo to na pewno nie byłam ja. Dziewczyna w czarnej kreacji i czarnych balerinach. Światło nadawało jej cerze chorobliwie biały kolor a włosy opadające na wyblakłe oczy (wyglądało to tak jakby dziewczyna miała zaćmę) przypominały ciemne strąki. Osoba ta wyglądała jak żywy trup. Gdyby nie chłopak który podszedł do niej od tyłu nie uwierzyłabym że to ja. Mój brat przytulił się do mnie. W porównaniu ze mną w czarnym garniturze wyglądał bardzo przystojnie. Kiedy tak o nim pomyślałam przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie.Wparowałam mu do łazienki a kiedy pośpiesznie się wycofywałam on powiedział:
,, Nic się nie stało, już dużo dziewczyn widziało mnie bez ubrań". Nie wątpiłam w to. Po miesiącu mieszkania u nich co chwila pod nie obecność Beaty i Wojtka do domu przychodziła jakaś nowa dziewczyna. Nie przeszkadzało mi to wtedy. Byłam za bardzo zajęta swoimi problemami. Teraz jednak zastanawiałam się dlaczego to robi. Dlaczego zmienia dziewczyny jak rękawiczki? Po chwili same sobie na to odpowiedziałam. To przez tą dziewczynę którą ,,odbił mu" Charlie. Krzysiek nie chciał być znów zraniony. Rozumiałam go. Może nie broniła bym się przed tym takim sposobem ale nie zamierzałam mu tego wytykać bo rozumiałam powód. Kiedy tak rozmyślałam Krzysiek szepnął do mnie
- Myszko musimy już iść.- Dziwię się że nadal koło mnie stał i mnie przytulał. Ja na jego miejscu w ogóle nie zbliżałabym się do tego żywego trupa, do mnie. Wyglądałam fatalnie, ale co można wymagać od osoby która idzie na pogrzeb rodziców. Przybrałam sztuczny uśmiech i odwróciłam się do brata. Na widok mojej twarzy skrzywił się. Nie miałam mu tego za złe. Podróż na cmentarz minęła mi szybko. Tak naprawdę nic z niej nie pamiętam. Siedziałam tylko w odrętwieniu. Kiedy wyszłam z taksówki Beata zaczęła prowadzić nas w odpowiednie miejsce. Ceremonia miała odbyć się na dworze. Widziałam już dziurę w której miała się znaleźć trumna. Stanęłam jakieś 3 metry od niej. Po moich bokach stanęli Beata i Krzysiek. Po chwili ludzi zaczęło przybywać. Ceremonia przebiegała w ponurej ciszy. Stałam w odrętwieniu. To chyba nie możliwe ale nie czułam nic. Tylko pustkę w środku. Mój wzrok skupiony był na moich stopach. Pod koniec ceremonii podniosłam na chwilę wzrok. Większości ludzi którzy stali przy grobie moich rodziców, nie znałam. Było kilka mundurowych. Domyśliłam się że to koledzy taty. Kiedy ceremonia dobiegła końca nastał najgorszy moment. Zaraz wszyscy zaczną mi składać kondolencje. Teraz cieszyłam się że jestem taka odrętwiała przynajmniej nie zacznę zaraz ryczeć. 
                               ****
Kiedy myślałam że to już wszyscy, podeszła do mnie drobniutka pani. Na głowie miała kaptur bo przed chwilą zaczęło padać. Po chwili była już koło mnie. Kiedy zdjęła kaptur rozpoznałam panią Żanetę.
- Ali jak ja cię długo nie widziałam. Widzę że dobrze się trzymasz. Współczuję straty ojca.- Spojrzała na mnie za smutkiem. Skinęłam głową. Ważniejsze było to, że nadal jej nie podziękowałam za wezwanie pomocy społecznej.
- Proszę pani ja... dziękuję za to że pani zgłosiła zachowanie mojej matki.... Nie wyobrażam sobie życia dalej z nią.- Pani Żaneta spojrzała się na mnie zdziwiona.
- Ale ja nic nie zgłaszałam. Myślałam że to sama zgłosiłaś... Dziwne... ale cieszę się że u ciebie wszystko dobrze. Trzymaj się.- Chciałam coś dodać ale pani Żanety już nie było. Stałam więc (już prawie sama) przed grobem i zastanawiałam się kto zadzwonił do opieki społecznej. Kiedy spojrzałam na grób moje rozmyślenia zniknęły, za to pojawił się smutek i rozpacz za tatą i moją dawną mamą (kiedy jeszcze mnie nie biła). Nagle usłyszałam że ktoś do mnie podszedł. Po chwili usłyszałam głos Krzyśka
-My idziemy do samochodu. Przyjdź do nas zaraz.- I już go nie było. Kiedy znów spojrzałam na grób, poczułam jeszcze większą rozpacz. Kiedy tak stałam i patrzyła w nicość usłyszałam dzwonek od smsa. Wyjęłam telefon i kiedy zobaczyłam nieznany numer już wiedziałam co to będzie. Z ciekawością ale też strachem otworzyłam telefon. Zdjęcie ładować się z minutę, przez ten czas patrzyłam z niecierpliwością na telefon. Zdjęcie przedstawiało Charliego i Dominikę szepczących coś sobie na ucho. Może nie było to dużo ale przepełniło czarę. Łzy poleciały mi po policzkach. Wszystko to: pogrzeb, wiadomości ze zdjęciami, Charlie, przed ostatnia noc. Stałam tak w deszczu i płakałam. Po chwili poczułam na biodrach czyjeś dłonie. Pewnie to Charlie. Nie odwróciłam się do niego tylko jeszcze mocniej przytuliłam i dalej płakałam. W końcu do mnie powiedział
- Hej skarbie nie płacz.- Ten głos... to nie głos Krzyśka. Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stał Bartek. Mój umysł mówił że powinnam się wyrwać i uciec ale zrobiłam co innego. Objęłam go w pasie i przytuliłam. Staliśmy tak przez minutę. Byłam pewna że jego koszula jest już cała mokra. Po chwili oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Były tak inne niż Charliego. Charlie... Natychmiast odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę parkingu. Dlaczego czułam się winna. Przecież go nie zdradziłam tak jak on mnie. Ja nic nie zrobiłam. Po chwili usłyszałam.
- Niedługo się zobaczymy Ali. Nikt cię już nie zrani. Już niedługo.

Jak myślicie, kto zgłosił mamę Ali do opieki społecznej?
Ali słusznie czuje się winna? Może powinna być z Bartkiem a nie z Charliem?

Jeśli rozdział ci się podobał zostaw gwiazdkę i komentarz ❤😊

Bars & Melody, skating and my stupid life✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz