4.8

3.7K 446 159
                                    

Luke

Michael ma za sobą już dwie chemioterapie. Po drugiej serii czuł się o wiele lepiej.

- Cześć skarbie - powiedziałem wchodząc do sali i musnąłem jego usta.

Mike uśmiechnął się przez pocałunek, ciągnąc delikatnie za końcówki moich włosów. Usiadłem obok niego na łóżku.

- Jak się dziś czujesz? - zapytałem, gładząc jego policzek. Wciąż nie potrafiłem przyzwyczaić się do jego krótkich włosów.

- Wkurzała mnie dziś pielęgniarka, która powiedziała, że po trzeciej chemioterapii, gdy włosy mi już odrosną, mogę zapomnieć o ich farbowaniu. Żadna obca baba nie będzie mi mówić, co mam robić - wyrzucił zabawnie ręce w powietrze.

Zaśmiałem się lekko, gładzac jego nadgarstek w uspakajacym geście.

- Już spokojnie Mike.

- Luke, o Boże! Nie traktuj mnie jakby był w ciąży.

- A może jesteś - zażartowałem.

Podniósł się bardziej do pozycji siedzącej.

- Wiem Luke, że my kiedyś tam ten teges, ale nie chciałbym skrzywdzić tego dziecka moją chorobą.

Chciałem już coś powiedzieć, ale mi przerwał.

- Wiem, co teraz powiesz. Mike nie myśl tylko innych, bla bla bla. Okej, zrobiło się zbyt poważnie. Powiedz lepiej, jak tam próbne egzaminy?

Beznadziejnie, nie potrafię się uczyć, bo cały czas się o ciebie martwię. Spędzam w tym szpitalu 3/4 dnia, a 1/4 zajmuje mi sen, więc...

- Miałem najlepszy wynik w mojej grupie z matematyki, więc... - to akurat była prawda, moja mama jest matematyczką i w sumie nigdy nie miałem z nią problemów.

- O mój Boże, Luke. Mikey jest z Ciebie taki dumny - powiedział i przytulił się do mojego boku. Odnosiłem wrażenie, że przez nowotwór stał się o wiele bardziej słodki i uroczy (jeśli to w ogóle możliwe).

- Z ciebie też jestem dumny, wiesz - powiedziałem, gdy on wciąż opłatał mnie rękami w pasie.

Podniosl głowę i spojrzał na mnie, zakłopotany.

- Co zrobiłem? Pobiłem rekord nie chodzenia do szkoły? - zaśmiał się.

- Wygrywasz z rakiem i jesteś cholernie silny - powiedziałem i pocałowałem jego skroń.

- Uroczo - powiedział i włożył palec w dołeczek w policzku. - Najbardziej lubiłem chodzić do szkoły w piątki. Zawsze były frytki. Właściwie to miałem podwójną porcję.

- Miałeś wtyki u kucharek?

- Nie, po prostu wykorzystywałem sytuację, gdy gapiłeś się na jakąś łaskę, czy coś, a ja jadłem twoje.

Zaśmiałem się głośno, bo naprawdę nie wiedziałem, że coś takiego miało miejsce.

- Naprawdę? - zapytałem.

- Nie na niby - wywrócił oczami, a ja natychmiast pocałowałem go w czubek głowy.

- No nie denerwuj się tak.

- Przysięgam, że jeśli usłyszę to od ciebie jeszcze raz, twój płaski tyłek zaprzyjaźni się ze szpitalną podłogą.

Zasmialem się. Postanowiłem, jednak zignorować wiadomość o płaskim tyłku.

- Aww, mój kotek jest taki agresywny.

- Jaki kotek? Słonko, skarbie, kochanie, chuj wie co jeszcze. Jestem Michael, M-i-c-h-a-e-l, gdybyś zapomniał.

- No dobrze jesteś Mikey, mój Mikey - powiedziałem, a on natychmiast uśmiechnął się na moje słowa.

- Od razu lepiej, Panie Chce Być Romantyczny, Ale średnio Mi To Wychodzi.

Przyciągnąłem go bardziej do siebie tak, aby usiadł mi na kolanach.

- Wiesz, że za dwa dni mam trzecią chemioterapię.

- Wiem skarbie i...

- Ugh nie skarbie - powiedział patrząc mi w oczy. - Wiesz, że od niej wszystko będzie wiadome.

- Wiem, znaczy... Co?! - spojrzałem na niego w szoku.

- Boże Luke nie panikuj - wywrócił oczami. - Lekarze powiedzieli, że jak po drugiej zacząłem czuć się lepiej, teraz już nie może być gorzej - powiedział i złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku.

***

skymichael

 »dispirited | muke ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz