Rozdział V

232 12 5
                                    

Po upłynięciu godziny, byłam już na Wzgórzu. Nie czekałam długo, po chwili pojawiła się Clarisse, podeszła do mnie i powiedziała
- Przydałaby ci się jakaś broń. - i wręczyła mi miecz - To jest spiżowy miecz, możesz nim zabijać potwory itd. - wyjaśniła nie chętnie.
- Ale ja nie umiem tego używać - oznajmiłam zgodnie z prawdą.
- nic nie szkodzi, w razie niebezpieczeństwa i tak będziesz działać instynktownie. To jak? Idziemy?
-taaaa.... Idziemy.
Wyszłyśmy z obozu. W drodze na Manhatan ( tam podobno był Olimp ) dziewczyna opowiadała mi o różnych rodzajach potworów i o sposobach ich unieszkodliwiania lub zabijania.
Niestety, jak to Clarisse mówiła, herosi rzadko mają bezpieczne podróże. Gdy już byłyśmy blisko, z góry coś przyleciało - potwór. Była to mieszanka człowieka i ptaka - harpia. Przestraszyłam się bardzo. Nie wiedziałam co robić. Na szczeście Clarisse la Rue wyciągneła łuk i strzeliła do nieprzyjaciela. Oczywiście trafiła, potwór spadł na ziemie i po chwili rozsypał się w pył.
- Następny twój - powiedziała dziewczyna.
- Że co?!
- Następnego potwora jakiego spotkamy zabijasz ty, proste?
- Nie! - krzyknęłam - to w cale nie jest proste! Nie jestem tak jak ty córką Aresa! Nawet nie wiem czyim jestem dzieckiem! I nie umiem walczyć!
- Jeju... Spokojnie młoda. Dasz rade, przecież ,np. harpie to przedszkolak może poskromić bez żadnych problemów.
- Może i tak.... Ale ja wątpie, że mi się uda. Ja ani razu nie miałam miecza w ręce!
- No to jak nie miałaś, to możesz go sobie teraz wyciągnąć i potrzymać-zakpiła.
- Ha ha ha - odpowiedziałam ze złością.

Szłyśmy dalej, wokół nas toczyło się zwykłe uliczne życie: zabiegani mieszkańcy, dzieci pędzące do szkoły, babcie w kawiarniach. A jednak coś mnie w tym dziwiło. Oni wszyscy zachowywali się tak spokojnie, nawet nie zerkneli na Clarisse jak zabijała harpie, nie zwracali uwagi na nasze uzbrojenie. To było dziwne...
- Dlaczego Ci ludzie nie zwracają uwagi na nasze miecze i na tą harpie? - zapytałam.
- Mgła
- Co?
- Mgła, dzięki niej śmiertelnicy nie widzą potworów, naszej broni, a nasze bitwy i ich skutki wytłumaczają burzą, huraganem... Prostu mgła zasłania wszystko co nie jest dla nich przeznaczone - wyjaśniła.
- Uważaj! - krzyknełam. - Za tobą!
Rzuciłam mieczem prosto w głowe potwora.
Clarisse się odwróciła.
- Nigdy nie widziałam takiego potwora. - spojrzała na zmieniające się w pył ciało wroga.
- Pociesze cie, ja też takiego nie widziałam. - teraz to ja z niej zakpiłam
Zrobiła obrażoną minę, ale i tak powiedziała.
-nawet dobrze ci poszło.

Potem już prawie nie rozmawiałyśmy. Widziałam że chyba nie przypadłam jej do gustu, więc nie chciałam narzucać jej rozmowy. Dopiero jak doszłyśmy do Empire State Building la Rue się odezwała.
- Już jesteśmy na miejscu.
Byłam ździwiona, że Olimp jest w wierzowcu. Spodziewałam się raczej ukrytych przejść albo coś tego typu, a tu bum - jakby nigdy nic wchodzimy do środka i Clarisse rozpoczyna pogawędke z ochroniarzem. Nie wsuchiwałam się w to co mówili, byłam zbyt przejęta tym co się zaraz wydarzy. Bedę na Olimpie, spotkam bogów... Zromyślań wyrwał mnie głos współtowarzyski
- Chodź! Idziemy już.
Poszłyśmy do hhmmm... Spodziewacie się magicznych wrót albo coś takiego? Nie, my poszłyśmy do windy. Clarisse nacisneł jakiś guzik i winda zaczeł jechać. Nie mam pojęcia kto tworzy playlisty do windy, ale muzyka była okropna.
Po jakimś czasie drzwi windy się otorzyły, a przed nami ukazała się panorama siedziby bogów.








Mam nadzieję, że książka wam się podoba. Chciałabym poznać waszą opinię i dowiedzieć się co jest do poprawienia, więc komentujcie i gwiazdkujcie! ( te gwiazdki sa dla mnie ważne)
PPS: dzięki, że tak dużo osób to czyta 😍😍😘😘😘😘

Wielka PróbaWhere stories live. Discover now