Rozdział 3

9K 321 106
                                    

-Ughh... - po pomieszczeniu rozniosło się ciche stęknięcie. Severus Snape rozchylił lekko zdezorientowany powieki. Nie wiedział gdzie jest i czemu właśnie tu, a nie w cholernym piekle. Bolała go głowa i... na dobrą sprawę wszystko. Poruszył głową, żeby rozruszać kark. Poczuł doskwierającą suchość w ustach. Chciał ruszyć dłonią, ale napotkał opór. Popatrzył się w tamtym kierunku i zobaczył burzę kasztanowych loków na białej pościeli.

-Granger? - nie ukrywał zdziwienia w ochrypłym bardziej niż zwykle głosie. Dziewczyna zerwała się do góry. Spała.

-Panie profesorze! - zawołała z radością w głosie

-Daj mi wody - wychrypiał

-Tak, tak, wody - sięgnęła chaotycznym ruchem i przystawiła mu szklankę do ust. Napił się i skinął głową. W tym momencie do pokoju wszedł wysoki mężczyzna w białym kitlu. Był dobrze zbudowany. Poprawił okulary na nosie i popatrzył na dziewczynę

-Przed chwilą się obudził - zameldowała Hermiona

-Jak pan się czuje? - spytał

-Wyśmienicie. Jak nowo narodzony - powiedział przeciągając wyrazy i patrzył surowo na magomedyka

-Z tego aż kapie sarkazm - zaśmiała się Hermiona - Czyli nie jest aż tak źle - stwierdziła

-Gdzie tak w ogóle jestem?

-W Mungu proszę pana - odezwał się lekarz i wyciągnął z kieszeni kitla notes, w którym zaczął coś skrobać

-A ty czemu tu jesteś? - skierował pytanie do Hermiony

-Uratowała panu życie, powinien pan być wdzięczny. - rzucił nie przerywając czynności młody lekarz. Snape popatrzył na Hermionę, której policzki zrobiły się czerwone - Proszę pana, porozmawiajmy o pana stanie. - schował notes z powrotem do kieszeni i oparł ręce na metalowej ramie łóżka. - Z relacji panny Granger i obserwacji w szpitalu dowiedzieliśmy się następujących rzeczy. Kiedy wąż Tego-Którego-Imienia-Nie-Można-Wymawiać uderzył pana w klatkę piersiową, zmiażdżył ją w niewielkim stopniu, ale niestety uszkodził pewne miejsca. Pan natomiast upadając uszkodził sobie kręg odpowiadający za dolne partie ciała. Konkretnie nogi. Ma pan niedowład. Nie może pan chodzić, a my niestety nie możemy tego naprawić. Nic nie możemy na to poradzić. Przykro mi. - skończył obserwując malujący się szok na twarzy pacjenta

-Nie brzmisz tak - mruknął pod nosem co usłyszała tylko Hermiona. Serce ścisnęło jej się na widok wyrazu twarzy nauczyciela. Chwyciła go za dłoń, a ten nawet nie protestował. Lekarz powiedział jeszcze kilka słów, w które się nie wsłuchiwała i wyszedł. Snape zamknął oczy.

-Ile tu leżę? - odezwał się po jakimś czasie
-Cztery dni profesorze

-Siedziałaś tu cztery dni?

-N-nie... ale przychodziłam do pana codziennie na godzinę. Raz był ze mną Harry - Na te słowa znów otworzył oczy. Popatrzył na nią.

-Mówił ci? - Skinęła głową - Czy...

-Jeszcze tylko Ronald wie - przerwała mu - Nie chciał stawiać pana w niekomfortowej sytuacji profesorze.

Snape prychnął. Jego życie to wielka, cholerna, niekomfortowa sytuacja. Uwolnił dłoń z uścisku dziewczyny oparł się na rękach i podniósł do pozycji siedzącej.

-Wszystko będzie dobrze - szepnęła

-Nic nie będzie dobrze Granger - warknął - Nie było, nie jest i nie będzie. Trzeba było zostawić mnie, żebym zdechnął w tej zapchlonej dziurze - Hermionie łzy pociekły po policzku - Co ja mam teraz z sobą niby zrobić? - rzucił w przestrzeń

Get Used To MyselfWhere stories live. Discover now