Rozdział 2

9.4K 339 20
                                    

Odgłosy rzucanych zaklęć i walących się murów Hogwartu huczały wokół.

-Harry, uważaj! - krzyknęła Hermiona, a przyjaciel w ostatniej chwili odskoczył w bok unikając wielkiego kamienia, który spadal tuż obok. Dziewczyna dobiegła do niego z Ronem. Cała trójka ciężko oddychała zmęczona walką.

-Może pójdę sam? - zaproponował Harry

-Żartujesz chłopie? Wrzeszcząca chata to nie najlepszy wybór na samotne wędrówki, zwłaszcza, jeśli jest tam Voldemort i Snape. Cholera wie co knują.

-Ronald! Zgadzam się z tobą i nie puścimy Harry'ego samego, ale Snape jest po naszej stronie! Tyle razy to mówiłam! - w jej głowie pojawił się obraz, kiedy sam jej to powiedział i chociaż nie opowiadała o tamtym zdarzeniu chłopcom, próbowała ich inaczej do tego przekonać

-Tak, zwłaszcza teraz to widać, kiedy ucina sobie spokojną pogawędkę z kimś kto chce pozabijać nasze rodziny i przyjaciół - warknął

-Hej! - wtrącił się Harry - Mamy mało czasu - zaczął iść szybkim krokiem, a za nim podążyli Hermiona z Ronem - Co do Snape'a, Ron ma sporo racji Hermiono. Dobrze wiesz, że nie jesteśmy przyjaźnie do siebie nastawieni, ale Ron... nie to teraz jest ważne. Toczy się bitwa i nic nie jest pewne.

Byli blisko Wrzeszczącej chaty. Do całej trójki zaczęły napływać wspomnienia z trzeciego roku nauki. Lupin, Snape, Pettigrew i Black. Skradali się cicho w stronę dźwięków dochodzących ze środka. Przeraźliwie syczący głos Voldemorta i niski, głęboki ich nauczyciela eliksirów. Przystanęli schowani za jakimiś starymi meblami. Każdy z nich miał widok na sytuację, a jednocześnie mógł czuć się tam względnie bezpiecznie.

-Mój panie, Czarna Różdżka jest twoja, nie mam co do tego wątpliwości

-Sseverusie, potrzebuję jej pełnej mocy, żeby pozbyć się chłopaka. Nie muszę go szukać, bo sam do mnie przyjdzie, ale niestety... Czarna Różdżka nie należy do mnie - okrążał swojego śmierciożercę, a ten obserwował go kątem oka. Czarny Pan zasyczał.

-Jesteś inteligentny Severussie. Doskonale wiesz, że nie, a ja MUSZĘ być jej właścicielem - Dopiero teraz Hermiona zauważyła, że przy nogach Voldemorta pełznie Nagini. Wielkie cielsko węża sunęło po deskach nie odwracając wzroku od wysokiego, czarnowłosego mężczyzny. -Ssseverusie, nie ukrywam, że trochę będzie mi szkoda. Byłeś bardzo dobrym sługą - powiedział z udawaną skruchą

-Panie, ja... - nie dokończył, bo w tym momencie poczuł, jakby gorący bat chlasnął jego szyję. Zaklęcie tnące. Oddech spłycił się natychmiast. Czuł metaliczny posmak krwi w gardle. W uszach zaczęło szumieć. Ledwo dosłyszał syczący głos "Nagini". Czarny Pan zniknął.

Tak skończy się nędzne życie Severusa Snape'a - pojawiło się w jego myślach.

Runął na ziemię po pierwszym uderzeniu gada. Trójka młodych czarodziejów przypatrywała się w szoku całemu zdarzeniu. Hermionie zbierało się na łzy. Kilka uderzeń później Snape prawie rozlewał się na podłodze w zakrwawionych szatach. Teraz zniknęła i Nagini. Harry z Hermioną podbiegli do profesora, Ronowi ciężej było wydostać się z kryjówki.
Hermionie łzy puściły się po policzkach. Uklęknęła przy profesorze i podtrzymała głowę. Łzy kapały jej miarowo z podbródka. Snape oddychał ciężko. Zauważyła, że zaciska pięści. Instynktownie wycelowała różdżką w rany na szyi i zaczęła rzucać zaklęcia. Nauczyciel nerwowo zaciągał powietrze, sycząc co chwilę z bólu.

-Hermiona, pomóc ci? - zapytał Harry czując się nieco bezużyteczny w tym momencie

-Rozepnij mu szatę - rzuciła bez zastanowienia nie przerywając czynności

Get Used To MyselfWhere stories live. Discover now