Rozdział siódmy. Część druga.

145 10 3
                                    

UWAGA!

*W tym miejscu był spojler, o kórym poinformowała mnie jedna z moich czytelniczek :)

Ten ma w sobie coś o czym was ostrzegałam... ale i tak każdy to przeczyta więc... przestań czytać tę beznadziejną notkę, przejdź do rozdziału okay.

______________________________

Otworzyłam oczy, i ujrzałam ciemność. Ręką odgarnęłam włosy przyklejone do twarzy zapewne przez wczorajsze łzy spowodowane przez słowa Caroline.

Nie wiem dlaczego, ale poczułam chęć pokazania jej, że nie ma racji. Ale niestety, miała rację, jestem grzeczną córeczką, która nigdy nie robi nic czego jej nie wolno. Nie potrafię określić tego dziwnego stanu, jestem bardziej zawiedziona na Caroline, czy może na siebie? Nie wiem, ale muszę zrobić coś, co pomoże mi wyswobodzić się z tego uczucia...

Mimowolnie na wspomnienie jej słów w moich oczach pojawiły się łzy.

-Kurwa! Emily! Czemu ty zawsze jesteś taka uparta, co?!- podniosła głos- mówisz, że twoje życie jest bez barw, nudne, ale jak nadarza się okazja, żeby to zmienić, ty zawsze omijasz ją wielkim łukiem! Powiedz mi, czy ty kiedykolwiek byłaś na imprezie?! Wagarach?! Nocnym spacerze?! działałaś kiedyś zdana tylko na impuls?! Boże, ty nawet gdy idziesz do mnie po zeszyt, musisz najpierw zadzwonić do mamusi i się zapytać!!! Jesteś żałosna! Nie dziwię się, że nikt cię nie lubi poza mną.- Krzyknęła tak, że dotarło to do mnie z podwójną siłą. Ale to nie był koniec- wiesz co? Nienawidzę cię. Jesteś taka głupia. Normalna osoba od razu z uśmiechem podziękowała, że ma taką szansę, ale nie.

Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię,Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię, jesteś żałosna...

Te słowa dzwoniły mi w głowie, nie doprowadzając do żadnych myśli.

-Przestań, proszę...- jęknęłam cichutko.

-Stop- próbowałam go zgłuszyć, na marne...

Cisza. Glosy ucichły. Pojawiła się złota myśl.

-Powiedz mi, czy ty kiedykolwiek byłaś na imprezie?! Wagarach?! Nocnym spacerze?! działałaś kiedyś zdana tylko na impuls?!

Nie, ale to może się zmienić.

Wstałam z łóżka, wyciągnęłam z szafy czarne legginsy oraz ciemną koszulkę z jakimś nadrukiem i pospiesznie założyłam wybrany strój, by zaraz po tej czynności wsunąć na stopy ulubione, rozchodzone trampki. Z napływu emocji zdążyłam tylko zabrać telefon i słuchawki.

Została jeszcze jedna rzecz. Ulotnić się niezauważoną.

Podeszłam do okna, była piękna, jasna noc, a księżyc był w pełni. Idealnie.

-Otwórz okno. - nie wiem skąd dobiegał głos, ale miałam działać pod wpływem impulsu, więc nie zawahałam się go posłuchać.

Otworzyłam okno i uderzyła we mnie fala zimnego powietrza, ale nie przejęłam się tym. Niczym w transie przełożyłam jedną, a potem drugą nogę i usiadłam na parapecie.

Było pięknie, naprawdę, zimne powietrze muskało moje odsłonięte ramiona, księżyc oświetlał całą okolicę, a ja, siedząc na parapecie mogłam jako jedyna podziwiać cuda tego świata.

Wiecie co wtedy słyszałam?

Otóż nic, zupełnie nic. Pustka, cisza, ja pozostawiona na pastwę samej siebie wpatrzonej w gwiazdy.

-Idealna pora aby zginąć, umrzeć- usłyszałam .

To prawda, idealna pora. Ta niesamowita szansa dana mnie, tylko mnie. Jestem zdana na siebie, tyko na siebie. Oh Caroline, gdybyś tylko wiedziała co ja teraz czuję... Wolność. Tak, absolutną wolność, nikt mnie nie kontroluje, nikt nie mówi co mam robić. Jestem tylko ja i moja nie odkryta dzika natura.

Hug me, now. || L.H.Where stories live. Discover now