18 marca

1.9K 193 15
                                    

Wstałam 15 marca (wtorek) o 5:04. A nagle! 16 marca, 2:24.
Chyba zapomniałam o czymś. Nie spałam już tej nocy. Jednak! Środa była pięknym dniem, tak cudownym i delikatnym- nie poszłam do szkoły. Nie mogłam zmarnować takiego słońca! Kupiłam mojej mamie piękny prezent na urodziny wtedy, bo ma je dzisiaj. To kubek, kawa, ramka na zdjęcie i kartka. Wszystko z akcentem, że jest moją małą księżniczką, chociaż kończy 50 lat. Kurwa. Jak ten czas zapierdala, to aż brak mi słów. Ledwo co przecież nauczyłam się chodzić, a za chwile będę musiała zorganizować sobie trzecią nogę, bo kości już nie te.
Po powrocie tego dnia do domu spałam 15 godzin.
17 marca (czwartek) nie był już tak piękny, byłam rozżalona i stęskniona za czymś, czego nie mam. Nie czuję się kochana, a jestem, jestem w związku, a nie czuję się jakbym była. Co za popierdolony wymiar kary!
O losie, o Boże, o Zeusie, o Wielki Budowniczy Świata, za co?
Dziś siedziałam na dworcu, sama. Sama też obserwowałam innych i machnęłam kilka portretów w komunikacji miejskiej. I natura. Żywa, nie martwa.
Jakbym była, ale obok. Nie ze sobą, ale za.
NIECH KTOŚ MNIE DOTKNIE, PIERDOLNIE, POCAŁUJE, UGRYZIE, MUŚNIE, PIEPRZY.
POTRZEBUJĘ CZUĆ ŻYCIE, CZUĆ, CZUĆ, CZUĆ.
Jestem głodna w znaczeniu metafizycznym, głęboko, nieskończenie. Coś jak kamień syzyfa- niby wpierdalam, niby robię rzeczy, niby emocje buzują- pstryk!- i nie mam nic. Zupełna, totalna i wszechogarniająca pustka.
A na obiadokolacje- pizza. Z boczkiem, serem, kiełbasą, papryką, cebulą. Oczywiście, że nie ja wybierałam. Moja ulubiona to bez pieczarek, z serem, kurczakiem i kukurydzą.
Pomóż mi, proszę.
(jak to żałośnie brzmi)
((i wcale nie mówię o pizzy))
S.

NibydziennikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz