Rozdział 2.Wyznanie prawdy i pomoc.

325 18 0
                                    


Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do domu Scott'a.Zapłukałem i po chwili otworzył mi zdziwiony Scott.

-Stiles?Coś z Lydią?-zapytał zdziwiony.

-Lydia została uwięziona w innym świecie-odpowiedziałem pośpiesznie,a Scott spojrzał na mnie jak na nienormalnego.

-Co?-zmarszczył brwi

-Gdy odwiozłem Cię do domu i pojechałem do swojego.Wszedłem do pokoju i na biurku znalazłem kartkę z napisem "Help me Stiles" pismem Lydii.-zacząłem mówić,ale Scott mi przerwał.

-Może Lydia podrzuciła Ci kartkę bo przeczuwała niebezpieczeństwo?

-Też tak na początku myślałem-zacząłem i wziąłem oddech-ale później przyśniła mi się Lydia,prosząca o pomoc w odnalezieniu jej.

-Może to był po prostu sen?-zadał pytanie Scott z podniesionymi brwiami.

-Oby nie-odpowiedziałem smutno,a Scott zmarszczył brwi i miał już coś mówić ale mu przerwałem-nie chcę o tym mówić...

Scott pokiwał głową i spojrzał na mnie.Następnie wziął telefon i spoglądając na mnie,wybrał numer na telefonie.Przyłożył telefon do ucha i nastała cisza.

-Kira zbierz wszystkich pod szkołą...Stiles jedzie ze mną...Tak....też Cię kocham...to do zobaczenia-odpowiedział i rozłączył się.-Chodź Stiles jedziemy najpierw do Ciebie,następnie do Lydi,a później pod szkołę,gdzie pójdziemy z wszystkimi do Deaton'a.

Pokiwałem głową i zeszliśmy na dół.Nawet nie wiem kiedy podczas naszej rozmowy,skierowaliśmy się na górę do pokoju Scott'a.Ubrałem kurtkę oraz buty i poczekałem aż Scott się ubierze i wyszliśmy na pole.Scott zamknął drzwi na klucz i ruszyliśmy do mojego samochodu.Wsiadłem a po chwili Scott zajął miejsce koło mnie na siedzeniu pasażera.Opaliłem samochód i wyjechałem z posesji McCall'ów,kierując się w bardzo dobrze mi znany kierunek.Mój dom.Stanąłem na mojej posesji i Scott wyszedł z samochodu.Siedziałem w ciszy  ze zmarszczonymi brwiami w samochodzie.Po chwili wrócił Scott z jakąś kartką w dłoni.Spojrzałem na nią i od razu wiedziałem,że to ta która leżała na biurku.

-Teraz do Lydii-odpowiedział Scott a ja kiwnąłem głową i ruszyłem do szpitala.Po 20 minutach wysiadłem z samochodu wraz z Scott'em i ruszyliśmy do szpitala.Na korytarzu spotkaliśmy Melisse,która oznajmiła nam,że z Lydią jest minimalnie lepiej niż było.Wiem,że to jest za zasługą tego,że dałem jej minimalną nadzieję na to,że ją znajdę.Uśmiechnąłem się smutno i ruszyliśmy do sali dziewczyny.Po przekroczeniu pokoju zauważyliśmy jej matkę,która wróciła już z wykładu.

-Dzień dobry-przywitaliśmy się z Scott'em .Matka Lydii kiwnęła głową i spojrzała na nas.

-Czemu jej nie dopilnowaliście?-zapytała drżącym głosem,a mi się łzy pojawiły w oczach-to wasza wina!Jakby się z wami nie spotykała to by teraz tutaj nie leżała!

-Wie Pani?!Wszystkim na niej zależy i się obwiniają za to,że tutaj leży!A nie powinni....to przeze mnie tutaj leży!Rozmawialiśmy razem w szkole i prosiła mnie czy bym z nią nie poszedł wieczorem pochodzić.Przyznaje nie wiedziałem,że chciała chodzić po lesie!Jakbym wiedział,że ona będzie tam chodzić to na pewno nie poszedłbym do innych tylko poszedłbym z nią na ten cholerny spacer!Przepraszam....zawinąłem,ale każdy popełnia błędy i każdy ma prawo na naprawienie ich.Kocham ją i nigdy nie pozwolę jej odejść!-wykrzyczałem i wybiegłem z sali,zderzając się z Melissą na schodach.

-Stiles!-zawołała ale ja pobiegłem dalej przed siebie.Usiadłem na samym dole na schodach i schowałem twarz w dłoniach,pozwalając by łzy spadały po mojej twarzy.Po krótkiej chwili poczułem dłonie na moich ramionach.Podniosłem głowę i z załzawionymi oczami spojrzałem na Melisse,która spoglądała na mnie z troską w oczach.-Co się stało?

Help me Stiles ! (Stydia) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz