X I I I ~ K o c h a m C i ę

8.7K 925 105
                                    

     – [Imię]-chan? Co przez to rozumiesz? – pytam niepewnie.
     Nie rozumiem. [Imię]-chan, jesteś moją dziewczyną, kocham cię. Ty też mnie kochasz.
     – Zrobiłem to dla ciebie, żebyś nie była więcej smutna – pocieszam ją.
     Nie zmuszaj mnie do tego. Błagam.
     – Senpai, oddaj się w ręce policji – prosi. Policji? – Powinieneś zacząć chodzić do psychiatry, może kiedyś wyzdrowiejesz – dodaje. Psychiatry? [Imię]-chan, kocham cię. Jesteś moim kouhaiem, kocham cię. Kocham.
     – Nie rozumiem... – szepczę. – Nie rozumiem... [Imię]-chan, nie bój się mnie...
     To chyba ten moment. Załamuję się. Tak. Kompletnie.
     – Czy to oznacza, że mnie nie kochasz? – pytam, chociaż wiem. Znam odpowiedź.
     – Lubiłam cię, Satoru-senpai – przyznaje. – Lubiłam cię, nawet kochałam. Jednak nie mogę. Nie mogę pokochać kogoś, kto zabił tak wiele niewinnych osób. Oni nic mi nie zrobili. – Wskazuje na tych idiotów. – Nie zamierzali nawet wyrządzić mi żadnej krzywdy.
     Nadal nie rozumiem.
     – Jak to? Słyszałem krzyk – odpowiadam.
     – Nie. Słyszałeś to, co chciałeś usłyszeć. Zawsze tak było, senpai. Nawet ze mną. Kiedy się zorientujesz... – Nie pozwalam jej skończyć, uciszam ją ruchem ręki.
     Patrzy na mnie. Patrzy na mnie zaskoczonym wzrokiem, gdy orientuje się, że w brzuchu ma wbity nożyk, mój nożyk. Upada na ziemię, a ja ją łapię. Tak, łapię ją, nie może spotkać się z podłogą.
     – Senpai... – szepcze. Powoli podnosi zakrwawioną rękę i przykłada ją do mojego policzka. – Szkoda. Mogło być inaczej. Gdybyś tylko nikogo nie skrzywdził, lepiej spędzilibyśmy twoje urodziny... – przerywa kaszlem. – Kochałam cię. Naprawdę... – dopowiada, nadal szeptem. Zamyka oczy. Zamyka oczy, a jej dłoń bezwładnie opada i wydaje cichy odgłos, gdy upada na brzuch.
     Nie żyje. Ona właśnie umarła. Ona nie żyje. Nie żyje, ponieważ ja ją zabiłem. Zabiłem ją. Jedyną osobę, na której mi zależało.
     Powoli odkładam ją na ziemię, nie myśląc jasno. Biorę zeszyt. Tak, zeszyt. Wyciągam długopis.

     26.04
     [Imię]-chan! Dzisiaj stało się coś strasznego. Dzień zapowiadał się wspaniale, jednak już rano zaczepili mnie koledzy z klasy. Nie przejąłem się tym, wyczekiwałem naszego wspólnego spędzenia popołudnia! Masz dzisiaj dyżur. Poszedłem do twojej klasy, długo ci schodziło. Oni robili ci krzywdę, więc ich zabiłem.
Piękny krawat. Ale niestety... Ciebie również zabiłem. Zabiłem cię, nazwałaś mnie potworem. Kochałaś mnie, to były twoje ostatnie słowa.
     Shougo-kun miał rację.

     Nie skrzywdź [Imię]-chan".
     Ostrzegł mnie. Tak powiedział.
     Musiał tak powiedzieć. Ale nie wiem.
     Dobranoc, [Imię]-chan. Słodkich snów. Niedługo do ciebie dołączę.


     Zamykam notatnik. Nie wiem dlaczego, zaczynam go przeglądać. Serce zamiera mi, gdy czytam te zapiski.
     Długopis wypada z moich rąk, upada na ziemię z głośnym dźwiękiem.
     – Kiedy to zapisałem? Nie pamiętam tego – mówię, sam do siebie!
     Przewracam stronę.
     – Tego również.
     Jeszcze jedną.

     █.04
     Dzisiaj zabiłem kolejną osobę! Hanai Taki. Z równoległej klasy. Chciał pożyczyć ode mnie kij bejsbolowy, więc zaprosiłem go do mojego domu. Kij był w piwnicy, tak mu powiedziałem. Jakże wielkie było jego zdziwienie, gdy go zadźgałem! Nigdy go nie lubiłem, więc dobrze mu tak. Tobie również nie będzie się naprzykrzał, [Imię]-chan! Cieszy mnie ten fakt! Kocham cię, [Imię]-chan!

     Hanai Taki. Nie mam pojęcia. Nie wiem... kto to.

     █.04
     Dzisiaj Kuno Ayako cię uderzyła. Nie wiem, czy było to specjalnie, czy też nie. Bolało tak samo. Została pobita na śmierć! Dobrze jej tak! Nie mogłem jej wybaczyć. Zła kobieta. TO na pewno było celowe. Więcej nie podniesie na ciebie ręki, nie martw się.

     █.04
     Fukuowa Makoto został dzisiaj zakopany żywcem. Wykopałem dziurę i wsadziłem go do trumny. Był przytomny. Dobijał się i błagał, bym go wypuścił. Śmiałem się.

     Kto do cholery?
     Przejrzałem kilka innych nazwisk. Kiedy to się wydarzyło? [Imię]-chan? Dlaczego to imię pojawia się sporadycznie? Czyż to nie do niej adresowane było to wszystko?
     [Imię]-chan? Kto?

     █.04
     Dzisiaj odkryłem coś strasznego.
     Ukradłem dziennik z klasy [Imię]-chan.
     Chyba jestem ślepy, nie widziałem jej nazwiska.

     █.04
     Znowu obserwowałem dom [Imię]-chan! Jest taka piękna. Tak bardzo ją kocham...

     Zamykam notatnik, który następnie wypada mi z rąk. Nie mam siły go utrzymać, jest zbyt ciężki.
     Patrzę w kierunku ciał. Jeden, dwa... Trzy? Tak? Zdaje mi się, że tak. Widzę je. Muszę je widzieć. Będę sobie wmawiał, że tam jest. Ona tam leży, w krwi, z dziurą po wbitym nożyku. To musi być prawda. Ona nie żyje. Nie żyje, a to oznacza, iż kiedyś żyła. Ona żyła. Żyła.
     Co ze mną? Też powinienem teraz zginąć? Czy to najrozsądniejsze wyjście? Ach, skoro tak. Dobrze.
     Biorę mój ukochany nóż i przykładam go do gardła, gotowy na wykonanie pchnięcia.
     Odważę się to zrobić?
     Czy to dlatego, że nie chcę przyznać się do tego... jakim potworem się stałem?
     Tak musi być. To musi się stać.
     Jeszcze raz spoglądam w stronę zwłok. Jeden, dwa, trzy. Dokładnie. Trzy. Tak, jak powinno być. Więc pozwalasz mi w to wierzyć? Dziękuję. Nie chcę, by ten sen się kończył. Niech tak zostanie. Proszę. Tylko o tyle proszę. Czy to zbyt wiele?

Nie Bój Się Mnie... || Yandere x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz