65

34.4K 1.9K 235
                                    

- Gdzie jest mój zegarek?

- Nie wiem, twoja mama sprzątała. - mruknęłam, przełączając kanały w telewizorze. Na całe szczęście Anne wyszła na spacer i miałam spokój. Lubiłam ją i to bardzo, ale jej dobre chęci były zbyt męczące. Posprzątała z samego rana cały dom, poprzestawiała parę rzeczy i w ten sposób nie umieliśmy nic znaleźć.

- Chryste, gdzie wszystkie dokumenty?! - parsknęłam śmiechem, wstając z kanapy, żeby pomóc mu szukać. Weszłam do jego gabinetu,w którym było tak czysto, że nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście tak było. - Błagam, powiedz jej, aby wyjechała.

- Czemu ja?

- Bo potrafisz powiedzieć to w delikatny sposób. - przewróciłam oczami i rzuciłam na biurko papiery, których pewnie nie umiał odnaleźć. - Dziękuję.

- Nie ma za co. - opuściłam pomieszczenie, a potem przeszłam do kuchni, wpierw otwierając lodówkę. Była już pora obiadu, więc postanowiłam coś przygotować, jednak widocznie ktoś mnie ubiegł. Zapiekanka warzywna stała na najwyższej półce, dlatego ją wzięłam i wsadziłam do piekarnika.

- Co jemy?

- Zapiekankę twojej mamy.

- Tylko nie warzywną.

- Warzywną. - oznajmiłam, a on usiadł zrezygnowany na krześle, pokazując, bym znalazła miejsce na jego kolanach. Ułożył dłonie na moim brzuchu, przyciskając głowę do mojego boku.

- Wiem, że to moja matka, ale jest irytująca.

- Stara się nam pomóc. Może to troszkę za dużo, jednak trzeba to docenić.

- Damy sobie radę. Przestałem być nieodpowiedzialnym dupkiem. Umiem zaopiekować się swoją rodziną. - przeżyliśmy jakoś masę warzyw, które zostały użyte do posiłku, a później czekaliśmy na powrót Anne, żeby z nią porozmawiać. 

Nasza dyskusja przebiegła w spokojnej atmosferze, aczkolwiek doszliśmy do porozumienia. Brunetka obiecała, że już nie będzie się wtrącać i wróci do Anglii, lecz samolot miała dopiero za trzy dni. Nigdy nie widziałam takiej ulgi na twarzy Harry'ego, co było dość zabawne, ale dobrze, że jego mama tego nie dostrzegła. Byłoby jej przykro.


- Wreszcie. - odetchnęliśmy po ostatnich trzech dniach, kiedy wróciliśmy z lotniska. Zatrzasnęliśmy za sobą drzwi i przenieśliśmy wszystkie przekąski, które uwielbialiśmy-wafle, krakersy, popcorn karmelowy oraz solony, który wolał Styles. Jak była z nami starsza kobieta niezbyt pozwalała na takie rzeczy. Tylko pełnowartościowe, zdrowe, z witaminami posiłki. Włączyliśmy "Dorwać byłą" i ułożyliśmy się tak, że byłam oparta o jego klatkę piersiową, natomiast jego ręce obejmowały mój brzuch.

- Ciesz się, że moi rodzice nie przyjeżdżają.

- Sądzę, że gdyby Brian tu przyjechał to kazałby mi mu gotować, leżałby na kanapie i prosiłby o dolewkę wina. Twoja mama zapewne przekopałaby nam cały ogródek i przycięłaby krzaki przy podjeździe.

- Pewnie by tak było. - przyznałam mu rację, obserwując jak powoli podciąga moją koszulkę. Składał również delikatne pocałunki na mojej szyi, przechodząc z niej na linię żuchwy. 

- Jakby była dziewczynka to jakie imię? - zamyśliłam się przez moment, ponieważ wcześniej jakoś o tym nie myślałam. Byłam osobą, która robiła wszystko na ostatnią chwilę, chociaż w tym wypadku trzeba było jednak pomyśleć trochę przed czasem.

- Chyba Leah, a chłopczyk może Frankie?

- Wybrałbym Sophie, a chłopaka Leo.

- Leo? Może Noah?-zapytałam, podnosząc głowę do góry, by mieć na niego jakikolwiek widok.

- Nie, Leo. Mały Li.

- Li?

- W skrócie. Nazywałbym go Li.

- Myślałam, że Li to skrót od Liam.

- Czepiasz się. Frankie też mógłby być. Mały Frankie. 

- Coś czuję, że to będzie trudne.

 - No dobra. No to dziewczynka. Leah, mała Lee?

- Czy ty wybierasz imiona, tylko by miały zdrobnienia? - uśmiechnęłam się w jego stronę, chyba pojmując jego rozumowanie. Wybierał imiona, od których mógł stworzyć zdrobnienia. To w pewnym sensie było urocze, przynajmniej tak to postrzegałam. Wzruszył ramionami, łaskocząc mnie po odsłoniętej skórze.

- Sophie? To jest normalne imię. Mała Sophie.

- Może najpierw poczekamy na płeć? Wtedy zaczniemy myśleć?

- Nie, musimy wiedzieć wcześniej. Droga eliminacji! - krzyknął, podnosząc się z kanapy i biegnąc w kierunku gabinetu. Wrócił z kartką oraz długopisem. Tym razem swój tyłek posadził na podłodze i zaczął wypisywać imiona. - Leo, Frankie, Noah. Dla mnie na pewno odpada Noah.

- Czemu? Mi się podoba.

- Nie ma mowy. Moje dziecko nie będzie się nazywać Noah.

- Dobra, to mi się nie podoba Leo.

- Co?! Leo to świetne imię dla naszego maluszka. Leo wygrywa.

- Zostaje Frankie.

- Żaden Frankie, ma być Leoś.

- Dobra, niech ci będzie. - pocałował mnie krótko w usta, a następnie zaznaczył w kółeczku "Leo".

- Dziewczynka? Leah, Sophie i...

- Rosie?

- Nie, moja córeczka nie będzie się nazywać jak twoja mama. 

- No dobra, czyli Rosie nie. Sophie też nie.

- Dlaczego? Bardzo ładne imię.

- Możemy dać jej tak na drugie.

- Właśnie jeszcze drugie imię!

- Chryste, zapomnij.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Playboy✫h.sWhere stories live. Discover now