57

35.2K 2K 309
                                    

Ból brzucha z każdą minutą słabł, więc musiał być wywołany przez słodkie, duże śniadanie, przygotowane przez Harry'ego. Dlatego nie wracaliśmy do tego i spokojnie spędziliśmy tydzień.

Powoli zaczynałam porządkować papiery, aby złożyć je do kolejnej uczelni, którą pomógł mi wybrać brunet. Sam ją zaproponował i nawet podwiózł, żebym mogła zobaczyć, gdzie dokładnie się znajdowała. Wyglądała pozytywnie i naprawdę spodobała mi się bardziej niż ta w Londynie.

Sprzątałam właśnie bałagan, który narobił brunet, przyrządzając nam posiłek. Był teraz w pracy, dlatego obowiązek czyszczenia kuchni spadł na mnie. Ostatnio gotowanie było jego nową pasją, ponieważ robił śniadania, obiady, jednak kolacje pozwalał mi. Cóż, to oznaczało mniej roboty dla mnie, więc się cieszyłam, lecz jego eksperymenty nie zawsze były trafne. Jednakże się starał i to powinnam docenić, także z zaciśniętymi zębami przełykałam niektóre dania. Nie miałam serca mówić mu o jego pomyłkach. W końcu każdy zaczynał od zera, uczył się wszystkiego. 

- Zanim zaczniesz mi wymieniać produkty! Jesteś pewien, że nie chcesz zrobić zakupów ze mną? - pewnego razu musiałam wysłuchiwać jego zachcianek, a potem stwierdził, że wolał jednak pojechać ze mną po pracy.

- Wrócę dzisiaj później, bo mój klient przełożył spotkanie.

- Och, czyli nie zrobisz dziś obiadu?

- Przykro mi, kochanie. Na pewno sobie poradzisz.

- Mhm. - mruknęłam, lecz moja ręka zaciśnięta w pięść, uniesiona do góry wskazywała bardziej na szczęście niż na smutek. Przynajmniej tego nie widział.

Wczoraj zrobił pięknie wyglądającą zapiekankę, aczkolwiek znalazłam w niej skorupkę od jajka. Sprytnie ją schowałam, aby nie zaobserwował tego i oczywiście nie pytałam jak ona się tam dostała. Od tygodnia to znosiłam i powtarzałam sobie, że to tylko chwilowa fascynacja kuchnią. Co nie znaczyło, że sobie nie radził, bo pomalutku robił kroki do przodu. 

- No więc, co byś chciał?

- Zieloną herbatę, ponieważ całą mi wypiłaś. - wywróciłam oczami na jego oskarżycielski ton i dopisałam jego życzenie na listę. - Krakersy i jakieś dobre wino. Z resztą zdaję się na ciebie.

- Okej. - rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik, nie czując potrzeby brania go ze sobą. Zabrałam dokumenty, gdzie miałam schowaną kartę. Wprawdzie nie odzyskałam swoich skradzionych rzeczy, ale nie było tam nic aż tak ważnego.

Zakupy poszły mi dość szybko z uwagi na to, że większość ludzi pracowała w tych godzinach i dlatego był mały ruch przy kasie. Kupiłam składniki, które były mi potrzebne na obiad oraz takie ogólne dla ochoty. 

Wracając do domu, pierwsze co to rozpakowałam zakupy, a mięso schowałam do lodówki. Postanowiłam zrobić makaron z kurczakiem, lecz tym zajmę się dopiero jak oddzwonię do Anne, która próbowała się ze mną skontaktować jak byłam poza mieszkaniem.

- Hej, Anne. Dzwoniłaś.

- Witaj, kochanie. Tak, chciałabym cię przeprosić za moje zachowanie. Gemma była taka przestraszona tym wypadkiem Fred'a. Biedny, wracał od rodziny i pijany rowerzysta wjechał mu pod koła. Na szczęście nic poważnego się nie stało.

- Szkoda, że własnym synem i bratem się tak nie przejmujecie.-byłam nieuprzejma, jednak w tej chwili serio się zdenerwowałam. Fred nie był nikim z rodziny, a był lepiej traktowany niż Harry. 23-latkiem nikt się nie zajął, kiedy odrzuciłam jego oświadczyny, a powinien otrzymać wsparcie.

- Słucham?

- Przykro mi, Anne, ale taka prawda. Harry mi opowiadał jak go traktowaliście w młodości. To nie było w porządku. Wiem, że czasami zasługiwał na niezły opieprz, jednak on jest częścią waszej rodziny. - nie odzywała się przez pewien moment, co zapewniło mnie o mojej racji. Nie czekałam już dłużej na jej odpowiedź. Po prostu się rozłączyłam, a ona nie starała się o ponowne połączenie.

Po trzech godzinach siedzenia w samotności, nareszcie do domu zawitał Styles, głodny Styles, także nie przeszkadzałam mu i dałam zjeść dwie porcje makaronu z brokułami oraz kurczakiem. Widać, że coś go gryzło, jednakże nie miałam zamiaru pytać. Jeżeli zechce się ze mną tym podzielić to to zrobi.

- Harry, gilgoczesz! - pisnęłam, odsuwając jego głowę od mojej szyi. Był wieczór, przyjemny, chłodny wieczór jak to w zimę bywało. Udało nam się zapalić kominek i brakowało wyłącznie wina, które kupiłam. Niestety mężczyzna siedzący obok mnie wyraźnie powiedział, że dzisiaj był dzień bez jakiegokolwiek alkoholu. Cóż, nie spierałam się, chociaż nie wiedziałam o co mu chodziło. 

- Wiesz, że już nigdy nie pozwolę na jakieś kolejne gówno?

- Wiem, kochanie. Czy coś się stało? Zachowujesz się dziwnie.

- Po prostu mam przypuszczenia.

- Przypuszczenia?

- Nieważne.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Playboy✫h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz