54

40.8K 2.2K 812
                                    

- Na pewno wrócisz?

- Harry, przecież powiedziałam, że tak.-mruknęłam, wyrywając dłoń z jego uścisku. Wiedziałam, że się starał i naprawdę to doceniałam, lecz nie potrafiłam ot tak zapomnieć o nieudanym wypadzie do Australii. Pożegnałam się z nim chyba z trzeci raz i wreszcie zdołałam przejść przez barierki.

Po wylądowaniu w Anglii miałam już dość lotów, lecz obiecałam brunetowi powrót. Z lotniska odebrali mnie rodzice, którzy byli różnie nastawieni do tej sprawy. Mama nie miałam pojęcia o rzekomej rozmowie taty z Harry'm, więc była przeciwna, aczkolwiek ojciec próbował nic nie mówić. Jedyne co powiedział to to, że jest to moje życie i miałam prawo do takiej zmiany Naprawdę musieli poważnie pogadać, chodziło mi tu o bruneta i mojego staruszka.

- Kochanie, nie rozumiem. Przecież miałaś studiować.

- Mamo...

- Daj spokój, Rose. Jest dorosła.

- Po prostu się martwię. - przytuliłam się do starszej kobiety, by odpędzić ją od zmartwień. Naprawdę sobie poradzę i nie dopuszczę do kolejnej takiej sytuacji.

Kiedy wróciłam do domu, szybko się spakowałam i zadzwoniłam do mojego kilkudniowego szefa, aby powiadomić go o mojej rezygnacji. Nie był dumny z mojej szybkiej decyzji, jednakże nie mogłabym u niego dłużej pracować przez to, że wyjeżdżałam. Ponownie. Boże, jak podliczę te wszystkie wyjazdy i przyjazdy to spadnę z krzesła.

Na następny dzień odebrałam papiery i wyjaśniłam całe zamieszanie na uczelni, w której miałam studiować. Przeprosiłam za niepotrzebny bałagan i wróciłam do domu, by przygotować się do lotu.

We Francji przywitał mnie Harry z bukietem białych róż. Westchnęłam, wciąż kierując się w jego stronę. 

- Hej. - uśmiechnęłam się, odbierając od niego kwiaty. Jak typowa kobieta wsadziłam nos w ich pączki, wąchając zapach. - Piękne, dziękuję.

Pociągnął mnie do wyjścia, a potem do samochodu. Był niezwykle cichy jak na siebie, ale nie starałam się o odpowiedź, dlaczego tak się zachowywał.

- Jak minęła ci podróż?

- Mam już dość samolotów. Nigdzie już nie lecę. - oparłam się wygodniej o fotel. Nie to, że wcześniej przesiedziałam prawie dwie godziny. Po prostu te siedzenie było o wiele bardziej komfortowe. 

- To dobrze. - spojrzał na mnie krótko, szybko wracając wzrokiem na jezdnię. Chyba się śpieszył, ponieważ dotarliśmy na miejsce dość prędko. Otworzył przede mną drzwi, a potem zrobił dokładnie to samo, lecz z drzwiami frontowymi.-Zrobiłem dla nas obiad, a-ale jeśli nie będzie smakować...

- Na pewno będzie dobre. - zapewniłam, widząc jego wahanie oraz zakłopotanie. Nie przypominał mężczyzny, którego poznałam dwa lata temu i szczerze zaczęłam myśleć, że strasznie się myliłam. Wszystkim przedstawiałam go jako aroganckiego, chamskiego, pewnego siebie dupka, bajerującego każdą kobietę. Tak naprawdę bał się zostać sam, nie wierzył w swoje możliwości. Stworzył doskonałą skorupę, która pękła i chwała Bogu.

Po ściągnięciu kurtki, weszłam do kuchni. Zaraz potem znalazłam się w jadalni, w której dostałam małego szoku. Na stole stał dzban z sokiem, ale na górze była delikatna pianka, dlatego musiał być świeżo wyciskany. Obok znajdowała się miska z sałatą. Na moje oko były tam małe pomidorki, różne rodzaje zieleniny, brokuły oraz papryka, którą lubiłam, a on nie znosił. Na środku postawiony był talerz z piersiami kurczaka. 

- Pięknie pachnie. - bąknęłam, zajmując miejsce. Usiadł naprzeciwko mnie i wyglądał na zestresowanego. Nie powinien się tak przejmować. W końcu to zwykły obiad. Nałożyłam sobie wszystkiego po trochu i zaczęłam powoli jeść. - Bardzo dobre.

- Naprawdę?

- Mhm. - to nie była do końca prawda. Przesadził z przyprawami w mięsie, jednak nie miałam serca mu tego mówić. Cieszył się i to było najważniejsze.

Byłam jeszcze bardziej pozytywnie zdziwiona, gdy pokazał mi szafkę całą wafli. Nie jadłam ich od paru dni, więc natychmiast pochwyciłam jedno z opakowań. Namówił mnie również na wspólne spędzenie czasu przed telewizorem. Był spór pomiędzy "Harry'm Potter'em" a "Igrzyskami Śmierci", ale wygrał mój czarodziej.

- Nie wierzę, że dałem się tak stłamsić. 

- Nie miałeś wyjścia. - wystawiłam mu język i opatuliłam się mocniej kocem. Każde z nas było na końcu kanapy i tak zostało przez resztę filmu.

Po skończonym filmie żadne z nas się nie ruszyło. Siedzieliśmy w ciemności. Jedynie świeczka, która powoli gasła, dawała jakieś światło.

- Harry?

- Hm?

- Twoja rodzina nie wiedziała, że coś jest nie tak? Że ich potrzebujesz?

- Nie interesowali się tym. Dbali o mnie jak byłem mały, ale potem zacząłem sprawiać problemy jak to nastolatek. Wtedy poświęcili się całkowicie Gemmie. - kiwnęłam głową, zdając sobie sprawę, że było mi go żal.

- Dlatego nie masz z nimi takich kontaktów. Nie obchodzi cię, co robią, bo po prostu nie mogłeś na nich polegać. - to były raczej moje myśli, które zwyczajnie wyjawiłam na głos. Potwierdził skinięciem. Widziałam to dzięki temu małemu płomieniowi.

- Nigdy o mnie nie myśleli, nie byłem im potrzebny. Sądziłem, że zwrócę ich uwagę. Nawet jak mnie odrzuciłaś to mnie nie wsparli.

- Szukałeś uwagi. - stwierdziłam, podchodząc do niego na kolanach. Otarłam samotną łzę z jego policzka i przytuliłam się do jego ciepłej klatki piersiowej.

- Wiesz co się stało szesnastego listopada?

- Nie. - przyznałam, unosząc głowę, by mieć widok na jego lekko uśmiechniętą twarz.

- Szesnastego listopada nareszcie poczułem się naprawdę potrzebny i kochany. Wtedy powiedziałaś, że mnie kochasz. - odsunął się ode mnie na milimetry i przeciągnął koszulkę, później rzucając ją na podłogę. Lustrowałam jego klatkę piersiową, aż doszłam do lewej części, gdzie wcześniej był opatrunek. Teraz mogłam wyłącznie dostrzec datę, a dokładnie 16-ty listopada 2015 roku.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Playboy✫h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz