Rozdział 23

70 4 0
                                    

*Harry*
Poczucie winy wciąż we mnie rosło. Przecież Zayn był moim przyjacielem, nie ważne co się stało, był nim. Ja powinienem teraz tam leżeć i zdychać, a on ratować Megan. Wiedziałem, że ją kocha.
Jedyne co mogłem dla niego zrobić, to odnalezienie jego dziewczyny i zapewnienie jej bezpieczeństwa, skoro on nie był w stanie tego zrobić.

*Dwa dni później*

Od dwóch dni usiłowałem dowiedzieć się czegoś na temat miejsca pobytu dziewczyny, niestety na marne, tkwiłem w martwym punkcie. Nie przyjmowałem pomocy przyjaciół, chciałem zrobić to sam, dla Zayn'a.
Właśnie, co do Zayn''a, nie było z nim dobrze. Przed nim było jeszcze kilka operacji, a i to nie wiadomo czy pomoże. Lekarze milczeli, gdy pytaliśmy, czy się obudzi. Jeśli się nie obudzi? Chciałem mu tyle wyjaśnić, przeprosić, pogodzić się. Zobaczyć jaki szczęśliwy jest z Meg.
A jeśli to nie możliwe?
Byłem, jestem i będę jego przyjacielem i chcę mu to powiedzieć.
Nie wiem co się z nami stało, chyba pieniądze przewróciły nam w głowach. To chore, co kasa robi z człowiekiem.

- Harry? Co z tobą? - usłyszałem delikatny głos Leslie, wchodzącej do pokoju. Siedziałem od dwóch godzin jak trup wpatrując się w ścianę i rozmyślając o tym cyrku, który się odgrywał.
- Nic. - uciąłem krótko i dobitnie, i niemal usłyszałem jak ciężko wzdycha. Dziewczyna od dwóch dni starała się za mną nadążać i naprawdę była dla mnie wsparciem, lecz nie potrafiłem jeszcze tego docenić. Byłem zbyt przejęty troską o inną, by zauważyć, że los podstawił mi pod nos kogoś, z kim mógłbym być szczęśliwy.
To głupie, jeszcze niedawno nie myślałem o szczęściu, związku, rodzinie, bo wydawało się to takie odległe. A teraz? Chyba wydoroślałem, już nie zależy mi jedynie na seksie i rozmiarze biustu, nie chcę zaliczać przypadkowych dziewczyn i nie podniecają mnie już plastikowe lalki, takie jak Claudia. Pamiętacie tę blondynkę, o którą niegdyś była zazdrosna Megan?
Ironia losu - gdy ona chciała mnie, nie wiedziałem czy pragnę jej, teraz ona woli Malika, a mi zaczęło na niej zależeć.
- Nie bądź dla mnie taki oschły, proszę. - powiedziała łamiącym się głosem, lecz nie zwróciłem na to uwagi, nie pocieszyłem jej. Wewnętrzny Harry mi na to nie pozwalał, choć tak bardzo miałem go dość.
- Leslie, wyjdź. - odparłem głosem przepełnionym irytacją, nawet nie spoglądając w stronę brunetki.
- Wszystko będzie dobrze. - wyszeptała, jakby bojąc się, że się na nią rzucę. I wyszła.
***

*Leslie*
Znałam Harry'ego już wiele lat i niby wiedziałam, że nie moglibyśmy być parą, ale ta głupia nadzieja wciąż we mnie siedziała i za każdym razem, gdy mnie od siebie odpychał czułam, jakby ktoś wbijał mi nóż w plecy. Nigdy nie żywiłam do niego tak mocnych uczuć, ale z pojawieniem się jej one wzrosły i nie mogłam się ich wyzbyć. Miłość to zguba, ludzie mówią prawdę.
Od dwóch dni próbowałam być przy nim, podczas gdy on wciąż mnie spławiał, jakby nie zauważając, że mi na nim zależy w inny sposób, niż ten przyjacielski. Styles jest trudny, nie ma co zaprzeczać, ale to mnie do niego ciągnie i, cholera, nie wiem co z tym zrobić.
Może skoczę z mostu i będę miała święty spokój?

Widząc, jak z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zdenerwowany faktem, że nie może jej znaleźć, postanowiłam działać. Jako doświadczona... hmm, nie wiem, kim jestem.
Dobra, w każdym razie miałam jakieś pojęcie na temat planów Richardsona (węszyło się tu i tam), więc mogłam spróbować swoich sił. I tak nie miałam nic do stracenia, a Harry był tak roztrzepany, że i za trzy lata nie znalazłby Megan. Był lepszy w bójkach, strzelaninach itd.
Układałam w głowie dość...dziwny plan wyciągnięcia dziewczyny mojego chłopaka... wróć!
Dziewczyny, w której zakochany był chłopak, w którym byłam zakochana.
Potrzebowałam dobrej charakteryzacji, gdyż jak wiadomo, do klubu nocnego nie pójdę w kurtce i glanach.
Po całej "metamorfozie" nie wyglądałam ani trochę jak ja, więc zabrałam broń i komórkę, i ruszyłam do najsławniejszego klubu w kraju, gdzie znalazłam sygnał.
Wchodząc, czułam na sobie wzrok niejednego faceta, ale mus to mus.
Rozglądałam się na wszystkie strony, mając nadzieję że dobrze trafiłam i to nie jest żadna pułapka.
Zauważyłam dziewczynę łudząco przypominającą Smith, skuloną i głośno szlochającą przy ścianie, a obok bruneta koło czterdziestki, próbującego zaciągnąć ją po schodach do... Jezu. Miała potargane ciuchy i mnóstwo ran i siniaków, przez co nie miałam wątpliwości, że została pobita. Jakim cudem nikt tego nie widzi?!
Już miałam ruszać w jej stronę, by odwrócić uwagę mężczyzny, kiedy niestety...

Czytasz = komentujesz, inaczej nie będzie mi sie chciało pisać.

The Threat of Love //H.S, Z.MWhere stories live. Discover now