Rozdział 20

143 19 10
                                    

Emma Jackson

Nie wiem skąd odnajdowałam dalszą siłę do działanie. Nie wiem jak to się działo, że pomimo mojej słabości nie poddawałam się - szłam dalej. Po prostu tak było. Ścisnęłam mocniej uchwyt od pochodni i podążałam ciemnymi ścieżkami tego okropnego miejsca. Nie wiedziałam co robił Simon, czy był bezpieczny. Nie wiedziałam czy moi przyjaciele żyją. Nie wiedziałam czy zdołam ich odnaleźć w tym ciemnym labiryncie w którym unosił się zapach stęchlizny. Wiedziałam jedno - nie warto się poddawać. Nigdy. To prawda - jeszcze pięć minut temu byłam skłonna nic nie robić. Pragnęłam skulić się w sobie i odpuścić, ale wtedy pomyślałam, że Simon by tego nie chciał. On z pewnością by się nie poddał. Zaczęłam dostawać dreszczy, byłam zmęczona, nogi odmawiały mi posłuszeństwa, chciało mi się pić i jeść, ale i tak szłam dalej. Powtarzałam sobie w duchu: nie poddawaj się!

To mi pomagało i dodawało otuchy. Moja długa wędrówka była bez końca. Ciemne, długie i kręte korytarze były monotonne... Tęskniłam za radosną i zawsze pomocną Lily, za zdecydowanym Tomem, za dobrą Katherine i za odważnym Simonem, ale najbardziej tęskniłam za Meg. Brakowało mi jej. Miałam gdzieś jej klątwę, której do końca nie znałam. Chciałam tylko przytulić się do jej ramion i trzymać blisko serca. Meg była jak siostra, a ja ją odrzuciłam niespełna rok temu właśnie w tym teatrze. Popełniłam błąd, ale chyba wszyscy je popełniamy. Herosi wcale nie są lepsi od zwykłych śmiertelników my również jesteśmy pełni wad. 

Przez cały korytarz przebiegł chłodny wiatr. Nie był to jakiś miły i delikatny wiaterek lecz bardzo silny i zimny wicher. Było mi jeszcze zimniej niż dotychczas. Po chwili usłyszałam w oddali delikatne tupanie stup. Nie wiedziałam kto to był, ale mimo to podążyłam za dźwiękiem. W oddali zauważyłam ruszający się cień, podbiegłam do niego jak najprędzej. 

- Emma?! - krzyknęła Meg

Nic nie powiedziałam tylko podeszłam do dziewczyny i z całych sił ją przytuliłam. Megi była zdziwiona moją czułością, ale nie protestowała. Pogładziła mnie lekko po ramieniu. 

- Przepraszam - wyszeptałam.

- Co? Za co miałabyś mnie przepraszać, Em? - zapytała zdziwiona

- Za wszystko... - podrapałam się po czole - za to, że cię odrzuciłam, za to, że przeze mnie nasza przyjaźń legła w gruzach... Za to, że... nie było mnie kiedy ty mnie potrzebowałaś - wyznałam

Spojrzałam prosto w ciemne oczy Meg, które teraz zrobiły się szkliste. Wiedziałam, że dziewczyna powstrzymuje się od wybuchnięcia płaczem. Sama również byłam bliska łez.

- Och Em... To również moja wina. Gdybym była z tobą szczera - przerwała - może między nami byłoby tak jak kiedyś. 

Nie będę kłamała - zaczęłam w tym momencie ryczeć jak bóbr.

- Muszę ci coś powiedzieć... - dodała po chwili - moja klą...

- Raaaaaaa!!!!!!! RAAAAAAA!!! - usłyszałyśmy krzyk w oddali. Był to krzyk potwora.

Wiedziałam, że moja przyjaciółka była bliska wyznaniu, ale kiedy za rogu wyskoczył Minotaur nie było czasu na rozmowy. Chwyciłam za łuk i zaczęłam posyłać strzały potworowi. Meg również stanęła do walki wyciągając swój miecz.

Dziewczyna podbiegła do dwumetrowego potwora i zaczęła zadawać mu rany cięte. Kiedy Megan zadała potworowi cięcie w środek brzucha wiedziałam, że to go zniszczy. Potwór zgiął się w pół. Nim padł na ziemie zadał bardzo mocny cios w klatkę piersiową mojej przyjaciółki. 

- Nie! - krzyknęłam i trafiłam prosto w serce potwora. Nie mógł tego przeżyć, momentalnie padł na podłogę. Niestety nie tylko Minotaur leżał bezwładnie... 

Szybko podbiegłam do przyjaciółki i złapałam ją za rękę, która była już zimna. Życie z niej ulatywało, ale oczy nadal miała otwarte. 

- Meg! Jestem tu... jestem. Nie zamykaj oczy... Nie zamykaj... Proszę - powiedziałam błagalnie.

Na jej klatce piersiowej dostrzegłam krew. Mnóstwo krwi.

- Emma. Kocham cię. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką... Żałuję, że nigdy ci tego nie powiedziałam - kaszlnęła - Żałuję, że to wszystko tak się potoczyło. Wybacz mi - powiedziała. 

- Kocham cię. Nie zostawiaj mnie tutaj samej, błagam - szepnęłam prosto do jej ucha.

- Nigdy cię nie zostawię zawsze będę przy tobie. Właśnie tutaj - powiedziała wskazując na moje serce

Zaczęłam tonąć we łzach.

- Tak mi przykro... 

- Nie masz się o co obwiniać i...

Nie dane było jej dokończyć nawet zdania. Jej klatka piersiowa przestała się unosić, a oczy były zamknięte. 

Meg nie żyje.

Umarła.

A ja znów jestem sama. 

Straciłam ją na zawsze. 

Jedyne co teraz mogę robić to płakać.

Lily Valdez

- Cholera jasna! - krzyknęłam z całych sił. 

Szukałam moich przyjaciół już od ponad godziny lub dwóch, ewentualnie czterech. Czas tu płynął inaczej - nie wiem czy wolniej czy może szybciej, ale z pewnością nie płynął tak samo jak na Florydzie. 

Kocham Florydę, kocham wiecznie słoneczne Miami. To właśnie Miami dawało mi wiele sił - wyobrażałam sobie siebie leżącą na plaży z zimnym napojem w ręku. Nie zgadniecie kto leżał obok mnie. Oczywiście, że Tom. Tom jest fantastyczny. Zabawny, uprzejmy, dobrze wychowany, mądry... mam wymieniać dalej? Jednym słowem był perfekcyjny.

Przynajmniej tak myślałam aż do dzisiaj. Aż do momentu kiedy odnalazłam go w tym okropnym podziemiu.

 Poznałam go z innej strony. 

Nie chciałam z nim już dłużej rozmawiać.

Moje serce krwawiło i nadal krwawi.

Nie wiem czy zdołam dłużej o tym mówić.

Jednak bez tej historii nasza przygoda nie byłaby pełna.

--------------------------------------

W następnym rozdziale dowiemy się co takiego złego zrobił Tom...

Meg nie żyje!!! I nie zmartwychwstanie więc pogódźcie się z jej śmiercią.

Bronze Eye

Tak w ogóle to jestem Simon JacksonWhere stories live. Discover now