Część 47

917 97 5
                                    

Ostatnie tchnienie

Przebiliśmy się przez ścianę krzewów i naszym oczom ukazała się nie za duża polana, oświetlona jedynie latarkami trzymanymi w rękach przez moich przyjaciół. Na samym środku stała Avalon w kręgu ze świec, które dawało główne źródło blasku. Do wschodu słońca zostały jeszcze jakieś dwie godziny, bo teraz była trzecia nad ranem.

- Jade! - Perrie uściskała mnie mocno. 

To samo uczyniła Leigh-Anne, a potem Liam. Nabrałam dziwnego wrażenia, że się ze mną żegnają, ale odgoniłam to uczucie. To była bzdura.

Czułam ogromny ścisk w brzuchu. Dopiero teraz nerwy zaczęły mnie zżerać.  Rozejrzałam się z niepokojem po pustej przestrzeni, ale nic nadzwyczajnego nie znalazłam. Coś tylko błysnęło lekko w czarnej ścianie lasu po drugiej stronie polany. Przeniosłam wzrok na Avalon i napotkałam jej wrogie spojrzenie. Mówiła jakieś nieznane mi słowa i zdania pod nosem, a płomienie świec co chwila buchały jasnym płomieniem.
Ciemnowłosa nagle zupełnie zmieniła minę i uśmiechnęła się ciepło.

- Gotowe. Możemy zaczynać - oznajmiła. 

Wyszła z okręgu i skierowała się w naszą stronę. Odetchnęłam ciężko. Jade, dasz sobie radę. Uspokój się, uspokój...

Eleanor objęła mnie mocno, a w jej oczach dostrzegłam łzy. O matko, teraz zaczynałam się już poważnie bać.

- N-na czym będzie polegało to zaklęcie? - wyjąkałam, zdając sobie sprawę, że nie miałam pojęcia, co robić.

- Oh, spokojnie. Ty musisz tylko wejść razem ze mną do kręgu i na tym twoja rola się kończy. Reszta to tylko odmawianie zaklęć. Nic takiego. - Avalon uśmiechnęła się przyjaźnie, dodając mi otuchy. 

Wyciągnęła dłoń w moją stronę, a ja ją niepewnie ujęłam. Miała zimne, szorstkie dłonie. Krok po kroku, powoli zbliżałyśmy się do kręgu świec. Obejrzałam się za siebie na przyjaciół. Niall i Jesy wraz z Zaynem stali trochę bliżej mnie, a tuż za nimi znajdowali się Leigh, Perrie, El, Liam i Lou.

- Gotowa? - Avalon zatrzymała się tuż przed okręgiem, w którym dopiero z tej odległości zauważyłam narysowany w śroku pentagram. Płomienie oświetlały jej twarz, a delikatny wiaterek rozwiewał włosy. Nabrałam powietrza do płuc i wolno je wypuściłam, by się uspokoić. Jeszcze raz obejrzałam się na przyjaciół, teraz było widać zmartwienie na ich twarzach. Nie wiedziałam czemu, ale zerknęłam jeszcze na zupełnie ciemną stronę lasu na drugim końcu polany. Avalon ścisnęła lekko moją dłoń w zachęcającym geście. Zamknęłam oczy i jeszcze raz szybko rozważyłam wszystkie za i przeciw. Teraz już nie było odwrotu. 

- Gotowa.

Czarownica się uśmiechnęła i razem przestąpiłyśmy linię okręgu. Stanęłyśmy naprzeciwko siebie. Poczułam wielką energię, siłę, to było niesamowite. Dziwne uczucie. Chyba to właśnie była magia. Avalon zamknęła oczy i zaczęła wypowiadać jakieś słowa.

- Singer cluado circulus* - mówiła. 

To była łacina. Od łaciny albo pochodził język angielski, albo miał kilka podobnie brzmiących wyrazów, nie pamiętałam już. Hm, coś tu nie grało. Singer to ja, Śpiewak, circulus to krąg, ale co oznaczało "cluado"?

- Circulum defendit maleficus** - kontynuowała. 

To nie brzmiało za dobrze. Rzuciłam przerażone spojrzenie przyjaciołom, a potem przeniosłam znowu wzrok na brunetkę przed sobą.
Avalon otworzyła oczy, a jej twarz miała kamienny wyraz. Sięgnęła szybko ręką do spodni i zza paska wyciągnęła coś, co tylko mi błysnęło w blasku świec. Dziewczyna zrobiła krok do przodu i pchnęła przedmiot prosto w moją stronę. Poczułam rozrywający ból w górnej części brzucha. Avalon odepchnęła mnie, a z moich ust wydostało się mimowolne stęknięcie, po czym opadłam na ziemię. Sięgnęłam ręką do ciała obcego sterczącego z mojego brzucha i wyczulam tylko koniuszek zimnej rękojeści, reszta metalu tkwiła... we mnie. 

Rozśpiewana HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz