Dodatek: Miedziana walizka

28 4 0
                                    


Tekst napisany specjalnie na dzisiejszy dzień. Dlaczego? Bo 29 marca to dzień urodzin Amelien. Wszystkiego najlepszego! <3

______________________________

Niespodzianki. Lubiane bądź nie, czasami przyjmowane z uniesioną brwią i wyczuwalną próbą zmanipulowania. Każdy z nas inaczej do nich podchodzi. Osobiście za nimi nie przepadałam, ale przyjmowałam je - co nie zdarzało się za często - z bladym uśmiechem i suchym Dziękuję rzucanym osobie sprawiającej niespodziankę. Największą do tej pory było przyjęcie mnie, zaadoptowanie przez Anne. Byłam jej wdzięczna za chęć zaopiekowania się i dania domu jedenastolatce, która sprawiała problemy w poprzednich rodzinach zastępczych, bo różniła się od innych dzieci. Naiwnie wierzono, że moje białe włosy to wynik eksperymentu - ktoś był na tyle zabawny, by mi je przefarbować. Jednak próby stworzenia u mnie normalnego koloru, jak na przykład brąz, by dobrze współgrał z kolorem oczu, kończyły się fiaskiem. Moje włosy nie przyjmowały takiej chemii, farba nie wsiąkała w cebulki włosów, po dwudziestu minutach trzymania jej na głowie spływała wraz z wodą, nic mi nie czyniąc, a doprowadzając do szewskiej pasji kolejne zastępcze matki. Anne wiedziała, dlaczego nie jest to możliwe. Zaakceptowała mnie, bo sama przez swoje pochodzenie była odludkiem. Choć i tak miała się lepiej - szare oczy i ciemne włosy nie były dziwne w jakimkolwiek społeczeństwie. No może u Azjatów budziły lęk, ale przecież obie byłyśmy Amerykankami. To ja byłam tą z nas, która miała gorzej.

Niespodzianki niespodziankami, każde dziecko z pewnością się z nich cieszy, ale nie ja. Nigdy nie czekałam na świętego Mikołaja, nie wpatrywałam się uporczywie w kalendarz, by przyśpieszyć dzień moich urodzin i moment rozpakowywania prezentów. Czułam się dziwnie za każdym razem, kiedy wydarzyło się coś, czego nie przewidziałam w swoim planie na życie. Pojawienie się Deiena i "powołanie" mnie do tej szkoły również było niespodzianką, ale należało do tych miłych, które zdarzały się rzadko. By być przygotowaną na każdą ewentualność, znalazłam dla siebie motto: szykuj się na niespodziewane, i jego się trzymałam.

Dlatego więc, gdy słyszę ciche, miarowe pukanie do drzwi, nie boję się tego, co zwiastuje. Niechętnie zwlekam się z łóżka, podchodzę do ściany, o którą się opieram, ziewając, przekręcam klucz i otwieram drzwi. Mrużę oczy pod wpływem dobiegającego z korytarza światła, rozpoznaję postać przed sobą.

- Cześć. Obudziłem cię?

Co za głupie pytanie. Nie, nie obudziłeś, właśnie dokopywałam się do kości jakiegoś starego faraona. Jestem niedobudzona, dlatego sarkazm pozostaje jedynie w mojej głowie.

- Cześć. Tak, ale to nieważne. O co chodzi?

Mam ochotę ziewnąć, ale się powstrzymuję, przecież jestem dobrze wychowana. Skoro tak, dlaczego otwarłam drzwi Ruizowi, będąc w samej piżamie? A no tak, widział mnie już, gdy miałam na sobie jedynie bieliznę, nie mam się czego wstydzić.

Brunet patrzy mi w oczy, wydaje się być odrobinę nachmurzony.

- Jeśli to nie wielki problem, chciałem cię prosić, byś poszła ze mną na dach. Teraz.

W chłopaku nastąpiła drobna zmiana: już nie rozkazuje tonem władcy, który może zabić skinieniem palca, tylko zdarza mu się czasami prosić o coś, choć nie ma przy tym zbyt ciekawej miny. Człowieczeństwo przeważa w nim i choćby chciał, nie zmieni tego.

- Jasne - odpowiadam, otwierając szerzej drzwi. - Wejdź, a ja coś na siebie ubiorę.

- Na przykład ciepły polar, by wyglądać jak miś z koła podbiegunowego?

AmelienTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang