DODATEK: Dużo szczęścia ze mną

13 1 3
                                    

Osiemnastkę ma się raz w życiu. A swoją osiemnastkę w towarzystwie Ruiza mogą świętować nieliczni.

Wszystkiego najlepszego, Amelien! <3


Neo naege banhaesseo banhaesseo...

Przyjemny głos koreańskiego idola zbudza mnie ze snu. Przez chwilę wpatruję się w biały sufit i dochodzę do siebie. Nic mi się śniło, a czuję się, jakbym na kilka godzin została wyrwana do innej rzeczywistości.

Dwudziesty dziewiąty marca. Moje urodziny. W tym roku nie przegapię tej daty, bo w końcu nie każda rocznica pojawienia się na świecie równoznaczna jest ze skończeniem osiemnastu lat. Jestem dorosła. Cholera, kiedy to zleciało? Nie mam pojęcia, jednak zdecydowanie za szybko. Jeszcze nie tak dawno dopiero uczyłam się o Szkole Posłańców Życie, a tu zbliża się sporymi krokami koniec drugiej klasy. Do tego za rogiem czai się skończenie liceum i składanie przemyślanych podań na studia. Boston już na mnie czeka.

Ale najpierw muszę uporać się ze swoim niezbyt dobrym humorem.

Do tej pory przez urodziny przechodziłam z uśmiechem, ale ostatnie tygodnie, kiedy dopadł mnie stres związany z nauką i licznymi obowiązkami, mocno podniszczyły mój dobry nastrój. Nawet randki, na które zapraszał mnie brunet, nie dały mi tyle radości, co na początku naszego związku. Nie chcę myśleć o tym, że się starzeję, wszak bycie osiemnastolatką to dopiero stanie u progu życia. Tyle jeszcze może mi się przydarzyć, dlaczego mnie to nie ekscytuje?

Spuszczam nogi na dywan, przechodzi mnie dreszcz, kiedy opuszczam ciepłe łóżko i podchodzę do szafy. Wzdycham ciężko, patrząc na swoje ubrania. Najchętniej ubrałabym się cała na czarno, zaczynając od stóp, a na naszyjniku z koralikami kończąc, ale to nie wypada. Przez chwilę mam nadzieję, że może uda mi się dobrze skompletować jasne dżinsy z czarną koszulką z małą kieszonką na piersi, ale wtedy dociera do mnie wiadomość tekstowa Ruiza, w której ten zaznacza wyraźnie: ubierzesz się na czarno, a wezwę egzorcystę, wybierz więc coś ładnego i kolorowego (musiałam ją szybko przeczytać, bo byłam pewna, że to jakieś chore życzenia urodzinowe). Jak zdołało poinformować mnie okno, pogodę mamy iście wiosenną z mocno świecącym słońcem, więc zdecydowanie się na ciemnozielony sweter może nie być najlepszym wyborem. W takim razie decyduję się na cienki, szarobury kardigan i beżową koszulkę z wizerunkiem bizona, a do tego wspomniane dżinsy. Powinno być dobrze i na tyle ładnie, by Shota nie kazał mi się przebrać.

Poranna toaleta nie zajmuje mi zbyt wiele czasu, głównie jest to zasługa tego, że rezygnuję całkowicie z makijażu i prawie w ogóle nie przyglądam się sobie w lustrze, przecież nic się nie zmieniłam. Nucąc tradycyjnie pewną piosenkę, wracam do swojego pokoju, gdzie zastaję spodziewanego gościa - Ruiz siedzi na moim łóżku i wpatruje się w stronę drzwi. Sekundę po tym, jak mnie dostrzega, wstaje z miejsca i jak gdyby nigdy nic wkłada ręce do kieszeni czarnych bojówek, omiata mnie wzrokiem i od niechcenia rzuca.

- Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, Amelien.
Zbliżam się do niego ostrożnie, jestem czujna, bo podejrzewam, że chłopak czymś mnie uraczy.
- Cześć. Dziękuję.
- No - Ruiz chwieje się na piętach, jakby nagle chciał zostać huśtawką - skoro już ci złożyłem życzenia, to lecę na śniadanie, jestem potwornie głodny.
Unoszę brew, jestem prawie pewna, że właśnie sobie zażartował. Do tej pory nie było dnia - poza wyjazdem bruneta na kurs - byśmy nie pojawili się rano razem na stołówce. Wątpię, by nagle miało się to zmienić, bo takie jest widzimisię dwudziestolatka.
- Nie zaczekasz na mnie? - pytam.
- A niby po co? - Shota mija mnie i przystaje w progu. - Nie trafisz sama na dół?
Może chce zabrzmieć śmiesznie, ale na mnie to nie działa. Szczerze mówiąc, nie jestem w humorze na żadne gierki czy zabawy, najchętniej przespałabym tę środę, bo na razie pod względem mentalnym nie wydaje się być najlepsza. Czuję się zmęczona ilością swoich obowiązków, a to, że mimo pięknej wiosny nie wychodzę na zewnątrz zbyt często, odrobinę mnie dobija.
Blady uśmiech zupełnie gaśnie na mojej twarzy, kiedy odkładam na komodę kosmetyczkę i zaczynam zaplatać włosy w warkocz. Skoro Ruiz nie chce mojego towarzystwa, to trudno. Nie będę się prosić, by zszedł ze mną, w końcu nie jesteśmy do siebie na stałe przywiązani.

AmelienWhere stories live. Discover now