Protect Yourself

51 3 2
                                    


To ponad pięć miesięcy, gdy Amelien Unbless jest częścią szkoły Posłańców Życia. Jej życie wypełniają zajęcia ogólnokształcące, te typowe dla mieszańców oraz cotygodniowe "misje", na których musi się wykazać wraz z partnerem. Ruiz daje jej się odrobinę poznać, lecz to podczas jednej z misji dziewczyna ma dowiedzieć się o swoim przyjacielu czegoś, co może zmienić jej postrzeganie Pomazańca.


Wiele chcielibyśmy od życia. Ja nie chciałam wiele. A mam parę różnokolorowych skrzydeł, które chowam przed światem, a którym pozwalam na uwolnienie podczas zajęć fizycznych. Uczę się na Posłańca Życia - tak zwiemy hybrydy aniołów i wysłanników piekieł, którzy w decydującym momencie postanowili wybrać dobro. Od kilku miesięcy szkolę się w specjalnej szkole, gdzie poza zajęciami ogólnokształcącymi przygotowującymi mnie do zdania matury uczę się także etymologii zjawisk, poznaję najwybitniejsze jednostki naszej nacji i pobieram trening walki wręcz. A poza tym wraz ze swoim wybranym poprzez mroczny sen partnerem, Ruizem Shotą, który jest niezwykły jak na hybrydę, bierzemy udział w cotygodniowych misjach szykujących nas do życia po szkole. Udało mi się znaleźć swoją ścieżkę w życiu i osoby, które będą mnie wspierać zawsze i wszędzie.

Rozświetlony odrobinę pokój nie przypomina mi pokoju w domu Anne. Okno wychodzi na inną stronę, a światło jest jedynie winą słońca, które pojawiło się na niebie po raz pierwszy od kilku dni. Wpatruję się w biały sufit i oddycham głęboko, chcąc w ten sposób odgonić od siebie myśl o zostaniu profesjonalnym zabójcą. Już nawet wiem, kto będzie moim pierwszym zleceniem.

Leżę tak długo, dopóki mój telefon skończy swoją wersję tańca hula i się uspokoi. Wiem, że to tylko chwilowe, że za chwilę ponownie przy moim uchu rozbrzmi dzwonek z If I die young, ale jestem w stanie to znieść, w końcu to moja ulubiona piosenka. Bynajmniej nie jest ona moim budzikiem. To dźwięk przypisany jednemu z moich kontaktów. Temu, dzięki któremu mam szansę umrzeć młodo.

Głos Kimberly rozlega się drugi raz, a ja zastanawiam się, ile jeszcze razy do mnie zadzwoni. Nie potrzebuję budzika, w końcu mam Ruiza, to on jest moim sygnałem do pobudki. A raczej jego telefony. Brunet wziął sobie za punkt honoru pilnowanie mnie, bym nigdy nie spóźniała się na zajęcia, a w weekendy wstawała wraz z kurami. Czasami odnoszę wrażenie, że dobranie nas w parą to był jakiś głupi żart Deiena.

Gdy dzwonek rozlega się po raz trzeci, siadam na łóżku po turecku, sięgam po denerwujące urządzenie i odbieram.

- Wyobraź sobie, że już po pierwszych dwóch sygnałach skutecznie mnie obudziłeś, nie musisz sprawdzać, czy wstałam. - Daruję sobie powitalne formułki, przecież wiem, kto jest moim rozmówcą, a akurat Shota nie zasługuje na żadne uprzejmości z mojej strony. - Poza tym przerwałeś mi sen w najlepszym momencie, Robert Downey Junior właśnie miał mnie pocałować.

- Ktoś chciał cię całować? Chyba musiał być bardzo pijany. Nie chciałbym być na jego miejscu. Całować ciebie? Aż mnie ciarki przeszły. Już wolałbym ustami dotykać ropuchy.

- Pytanie, czy jakakolwiek ropucha jest na tyle zdesperowana, by dać się pocałować komuś takiemu jak ty, agencie Bondad.

Wyczuwam, że się krzywi, nie przepada za swoim nadanym przez Misjonarza przezwiskiem. Ja nazywam go panem mrocznym, nie wiem, czy cieszy go to bardziej.

- Okay, mam już pewność, że się obudziłaś. Pytanie, czy wstałaś? Jakoś nie uśmiecha mi się do ciebie iść.

- Masz do mnie tak daleko, że chyba po drodze zajechałbyś ze trzy pary butów. No a ja nie chcę, byś przychodził, jeszcze poznasz mojego kochanka i będzie musiał udać się na jakąś terapię psychiatryczną.

AmelienWhere stories live. Discover now