Rozdział 1/I

9K 248 19
                                    

Mam na imię Ania i jestem zwykła dziewczyną. A raczej byłam. W dzień swoich 15 urodzin zostałam porwana. W 18 urodziny mam poznać całą prawdę. Wreszcie nadszedł ten dzień, długo przeze mnie wyczekiwany. Co takiego moi rodzice zrobili, że jestem w tym miejscu, zamiast być przy nich?

Wiele razy myślałam nad tym jak by to było gdyby wszystko potoczyło się trochę inaczej, gdybym nie została porwana. Czy teraz na 18 urodziny, miałabym wielką i huczną imprezę? Czy może wyszłabym tylko z przyjaciółmi na jednego albo i dwa drinki - wiadomo jak to bywa. Lecz mogę tylko przypuszczać jak by ono wyglądało, gdybym była teraz w innym miejscu.

Wiele razy starałam się uciec, lecz zawsze bez skutki. Dobry rok straciłam na rozmyślanie nowych planów na wrócenie do rodziny, jak i na realizacje ich. Niestety nigdy mi się nie powiodło. Zawsze moi porywacze mnie znaleźli i z powrotem wracałam do mojego szarego i prawie pustego pokoju. Jak się możecie domyśleć nie mam dużo swoich rzeczy. W moim pokoju stoi jedna duża szafa z ciuchami których nawet sama nie wybierałam, mały stoliczek przy dużym łóżko i na środku pokoju wielki puchaty dywan. Zazwyczaj to na nim właśnie przesiaduje czytając jakieś książki lub po prostu siedząc i patrząc w jeden punkt.

Miałam dużo przepłakanych nocy jak i nie przespanych. Zawsze, każdego dnia myślałam o mojej rodzinie, o tym jak bardzo za nimi tęsknie, lecz z czasem już się poddałam. Każdy dzień zaczął być dla mnie taki sam. Smutny i pozbawiony kolorów. Starłam się coś z tym zrobić, na prawdę... Lecz, zabrakło mi sił na dalszą walkę.

Wiem, ze ludzie którzy mnie porwali nigdy mnie już nie wypuszczą. Za dużo tutaj usłyszałam, widziałam i za dużo po prostu wiem. Jeszcze kilka miesięcy temu miałam nadzieję, wierzyłam że może jednak, może odzyskam swoją wolność ale teraz... Teraz już nawet na to nie liczę. Poddałam się...

Dzisiejszy dzień rozpoczął się tak jak zwykle, bez żadnych niespodzianek.

Rano wstałam i poszłam się wykąpać. Uwielbiam te chwilę bo chociaż wtedy nie muszę myśleć o problemach, tylko mogę się oddać chwili przyjemności. Gdy wyszłam z łazienki udałam się w szlafroku do pokoju. Pewnie sobie myślicie, kto normalny chodzi w samym szlafroku po korytarzu gdzie wokół kręcą się ludzie którzy mnie porwali. Na moje nieszczęście albo i szczęście, sami to oceńcie, w jakimś stopniu zaprzyjaźniłam się z tymi ludźmi. Po jakimś czasie zaczęłam ich traktować jak rodzinę. Wiadomo, nie każdego. No ale mam po prostu kilka osób którzy coś dla mnie znaczą. Myślicie sobie pewnie "Japierdole, kto normalny zaprzyjaźnia się z własnymi porywaczami" ale po trzech latach, będąc z nimi w jednym domu miałam do wyboru albo zaakceptowanie tego faktu, że nic nie zdziałam i móc w miarę "normalnie" żyć (o ile da się to nazwać normalne życie) albo ciągle z nimi walczyć i być zamknięta w czterech ścianach. A tak jak wspomniałam, mam dość walki.

Więc, idąc korytarzem myślałam, co mam dzisiaj ubrać. Mam długo wyczekiwane przeze mnie urodziny i nawet nie mam nic odpowiedniego do ubioru na tą chwile.

Dla każdego ten dzień jest wyjątkowy a dla mnie? Sama nie wiem.

Weszłam do pokoju i podeszłam do szafy. W kącie, na wieszaku zauważyłam nową sukienkę. Widocznie gdy byłam w łazience, ktoś musiał mi ją tam włożyć. Nawet chyba wiem kto... Wzięłam ją do ręki. Była śliczna. Zwykła, prosta sukienka, czerwona, ale dla mnie wyjątkowa, gdyż od dawna nie miałam nic tak pięknego w rękach.

Leżała na mnie idealnie! I jeszcze ten kolor... Mój ulubiony!

Doskonale on komponuje się z moimi długimi blond włosami i czarnymi oczami.

Gdy skończyłam się ogarniać, zeszłam do kuchni na śniadanie. Miałam nadzieję, że nikogo tam nie spotkam bo było już późno lecz pomyliłam się. Przy stole siedział on... Adam.

Adam jest brunetem o niebieskich oczach i o nieziemskiej budowie ciała. Gdy go widzę, serce mi przyspiesza, oddech zwalnia a w brzuchu czuję motylki. Ma idealny uśmiech oraz i tyłek można powiedzieć, że cały jest kurwa idealny.. Jest o trzy lata ode mnie starszy, więc w obecnej chwili ma 21 lat. Jest bardzo uroczy, szarmancki i w ogóle tutaj nie pasuje. Szczerze, nigdy się nie spytałam co tutaj robi, jak się tu znalazł.

Na początku jak możecie się domyśleć, nasze relacje nie były dobre. Nie chciałam tutaj być, chciałam wrócić do rodziny no ale z czasem się one zmieniły. To jest właśnie ta jedna osoba, która coś dla mnie tutaj znaczy.

Wiem, że gdyby mógł mi pomóc, to na pewno by to zrobił... Lecz, nie on tu dowodzi i nie ma wpływu na to co tu się dzieje. Na samym początku, miałam do niego ogromne wyrzuty, że tutaj jestem, szczerze w głębi serca może nadal mam? Sama już nie wiem.. Ale wracając do kuchni.

Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam sałatkę. Kątem oka zauważyłam, że Adam bacznie mi się przygląda. Postanowiłam się dowiedzieć o co chodzi.

- Cos nie tak? - Spytałam

- Muszę ci coś powiedzieć... Ale nie wiem jak - Stwierdziłam, że nie będę drążyć tego tematu. Jak będzie chciał to sam mi powie. Lecz w pewnym momencie poczułam, jak ktoś mnie przytula.

- Adam, co ty robisz?! - Odkleiłam, jego ręce z mojego brzucha i odwróciłam się w jego stronę. Spojrzał na mnie trochę zmieszany.

- Mam do ciebie dwie sprawy. Pierwsza to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Widzę, ze sukienka to był dobry zakup, bo leży na tobie idealnie. A druga dotyczy kwestii, którą mieliśmy z tobą poruszyć w 18 urodziny. Trzy lata temu, twoi rodzice zaciągnęli u nas, a dokładnie u szefa dużo pieniędzy. Niestety nie mieli wtedy jak go spłacić. Przez te trzy lata uważałaś, że to my cię porwaliśmy, lecz prawda jest taka, że to twoi rodzice cię nam oddali... Spłacili już swój dług ale pewnie i tak się domyślasz, że no nie możemy cię od tak wypuścić... - Adam, coś jeszcze do mnie mówił, lecz słyszałam lecz słyszałam go tak jak by z oddala. Obraz przez oczami, zaczął mi się zamazywać. Poczułam, ze zaczynam spadać, jak w otchłań, a ostatnie co pamiętam to głos Adama, który ciągle powtarzał moje imię.


Zakochana W PorywaczuWhere stories live. Discover now