Rozdział I

2.6K 349 30
                                    

Ciemne włosy chłopaka okalały pociągłą, bladą twarz, kontrastując przy tym z lekko zarumienionymi policzkami. Jego głowa spoczywała na oparciu siedzenia, a lekko uchylone oczy zmęczonym wzrokiem ilustrowały nudny krajobraz jesiennych wzgórz, przesuwający się za oknem. Poprawił mankiety szytej na miarę, wełnianej marynarki i westchnął cicho, przenosząc spojrzenie na siedzącego przed nim brata, który bez reszty zagłębiony był w lekturze, choć mdłe światło popołudniowego słońca nie sprzyjało czytaniu.

- Duma i uprzedzenie? - przeczytał tytuł widniejący na twardej okładce, trzymanej przez brata książki i zmarszczył brwi w lekkim rozbawieniu. - Czy to nie jest przypadkiem powieść dla... kobiet?

Starszy podniósł wzrok, odrywając się od stron lektury.

- Co z tego? - mruknął chłodnym tonem. - Literatura nie ma płci. Mogę czytać to, co chcę.

- Nie nudzi cię to? - spytał młodszy, chichocząc cicho, na widok zaczytanego w damskiej książce brata.

Ten jedynie pokręcił przecząco głową, na powrót wracając do przerwanego akapitu. Książki zazwyczaj były jego umileniem podróży, a jako, iż często podróżował stał się nałogowym czytelnikiem, potrafiącym w ciągu jednej przejażdżki pociągiem przebrnąć przez dwie, grube powieści. Czytał wszystkie, bez względu na gatunek i język, jakim były napisane. Bez problemu rozumiał te napisane w języku angielskim, chińskim, francuskim, czy też w ojczystym koreańskim. Znał nawet podstawy filipińskiego i włoskiego.

- Długo jeszcze? - jęknął młodszy, kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, a krajobraz za oknem zmienił się z wysokich wzgórz w nieliczne, usiane drobnymi drzewkami pagórki.

- Uspokój się, Sehun - westchnął brat i zerknął na srebrny zegarek, zawieszony na łańcuszku, który dostał od ojca w dniu piętnastych urodzin. - Jeszcze mniej więcej kwadrans drogi. Zajmij się czymś.

Młodszy westchnął tylko ciężko, obiecując sobie, że jakoś wytrzyma ostatni kwadrans męczarni, jaką była dla niego trzygodzinna podróż z portu do domu. Nigdy nie lubił dłuższych podróży.

Ostatnie minuty, podczas których pociąg ciężko wtaczał się na dworzec, były dla Sehuna najtrudniejsze do wytrzymania i koszmarnie nudne, dopiero kiedy wraz z bratem, w towarzystwie usługującego im tragarza, który zajął się bagażami opuścili pojazd, poczuł się wolny. Przez cztery miesiące, podczas których przebywał w Londynie, zdążył zatęsknić za zapachem ojczyzny.

Dworzec pełen był mieszczan i innych, szykujących się do podróży ludzi w wygodnych, przylegających, prostych strojach. Mieszanina przedstawicieli różnych grup społecznych. Szlachta, arystokracja, biedota miejska, żebrząca w kątach. Dworzec był miejscem, które jednoczył ludzi. 

- Powóz czeka na paniczów przed bramą - rzekł tragarz, niosąc skórzane walizki i torby, a bracia tylko zgodnie skinęli głowami i udali się w kierunku widocznej karocy, zaprzężonej w dwa kasztanowe konie z klapkami na oczach. Siedzenia wyściełane były miękkim, czerwonym pluszem, a całość, poza miejscem dla woźnicy zadaszona.

Kiedy tragarz zapakował bagaże braci, a ci z kolei zajęli miejsca, woźnica dał znak koniom, a te ruszyły po kamiennych uliczkach, kierując się w stronę wiejskich terenów za granicą stolicy. Tam właśnie znajdowała się posiadłość rodziny Oh, do której właśnie zmierzali stęsknieni za rodzinnymi stronami bracia.

- Czuję się jakbym nie odwiedzał rodziców od wieków - westchnął Sehun, podziwiając znajomy krajobraz za oknem powozu.

- Tak. Ja też - uśmiechnął się lekko Baekhyun, nie odrywając wzroku od książki.

Al cuor non si comanda ♫ ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz