Rozdział 2

14.3K 599 84
                                    

//Draco
Stałem tuż przed obrzydliwą twarzą Voldemorta. Mimo, że na jego widok robiło mi się nie dobrze podziwiałem go za jego wrogość do szlam i władczość. Chciałbym być jak on.
-Chciałbym się podjąć tego zadania. - powiedziałem pewny siebie.
-Na to liczyłem Draco. - odparł.
-A co z Pucey'em? - zapytałem.
-Jak to co? O ile mnie pamięć nie myli powiedział, że to zrobi?
-No tak, ale ja się do tego zgłosiłem. Czy nie będzie to trochę podejrzane jeżeli do Gryffindoru dojdą dwie osoby?
-Tak byłoby to podejrzane. Dlatego jeden z was nie wyląduje w domu Godryka.
-Kto?
-Ty Draco. Stać cię na dużo więcej niż takiego ciamajdę jakim jest Pucey.
-Jak mam się zaprzyjaźnić z Potterem, jeżeli nie będę z nim w jednym domu?
-O ile mi wiadomo, przyjaźnie między domami nie są zabronione.
-No tak..
-To w czym problem?
-..Nie ma problemu.
-To możesz już iść.

//Hermiona
-Zabierasz to coś? - zapytał Ron wskazując na Krzywołapa podczas pakowania się do Hogwartu.
-Oczywiście że tak! - zapewniłam.
-Jakoś go nie lubię. - mruknął Ron kiedy rudy kot niebezpiecznie w jego stronę wystawił pazury.
-Krzywołap! - zabrałam go od przyjaciela i wróciłam do pakowania.
-Ten rok będzie ciężki nie sądzicie?
-To już szósty rok... On nie będzie normalny prawda? - zapytałam choć znałam odpowiedź.
-Musimy zniszczyć Voldemorta. - uśmiechnął się Harry.
-Damy rade, zawsze dajemy. - powiedział Ronald.
Uśmiechnęłam się do przyjaciół i wróciłam do pakowania. Szósty rok nauki w Hogwarcie. Ciężki i długi rok, w którym trzeba będzie podejmować ważne i nie odwracalne decyzje. Można by powiedzieć, że trochę się tego obawiam. Te wszystkie złe rzeczy coraz bardziej mnie przytłaczają.
-Hermiona, coś się stało? - zapytał Harry. - Strasznie zbladłaś.
-Wszystko dobrze tylko... Uważajcie na siebie. - mruknęłam.
-Jesteś wspaniała. - zaśmiał się Harry.
-Mówię na serio. Nie wiem co bym zrobiła gdyby się wam coś stało. Wy jesteście moim skarbem, którego bardzo kocham.
-To było wzruszające jak mój papier toaletowy. - Powiedział Fred, który pojawił się znikąd.
-Aż mi łezka poleciała. - zaśmiał się George.
-Mówcie co chcecie, ale Hermiona pięknie to ujęła. - mruknął Harry.
-Teraz wszystko może się zdarzyć Fred. - powiedziałam przewracając oczami.
-Ale zawsze wychodziliście z kłopotów bez problemu, więc czemu teraz miałoby być inaczej?
-Podejmując ważne decyzje zawsze podejmujemy ryzyko. Czasem nam to uchodzi na sucho, ale są takie momenty że człowiek nie ma szczęścia do takich rzeczy. - Syknął Ron w stronę Georga i Freda.
-Rudzielcu uspokój się, nie chcemy mieć poecika w domu. - Zaśmiali się.
-Chciałbym ci przypomnieć że mamy ten sam kolor włosów Fred. - mruknął urażony.
-Chłopaki przestańcie się kłócić! - Krzyknęłam.
-Musimy się pakować. - Powiedział Harry do bliźniaków, dając im wyraźny znak żeby wyszli z pomieszczenia.
-Okej, to my sobie popatrzymy. - odparli siadając na łóżko, a chłopiec z blizną przewrócił oczami.

Peron 9 i 3/4. Godzina za dwadzieścia jedenasta. Stałem na zatłoczonym peronie czekając na przyjaciela. Widziałem żegnające się rodziny i uśmiechnięte twarze. Nagle spostrzegłem miziającą się parę uczniów. Obrzydliwe. Ta cała miłość to bzdura. Jest to uczucie zaślepienia. Nie myślisz o niczym tylko o tym jak narzucać się drugiej osobie. Znaczy.. nigdy nie kochałem i kochać nie będę, ale wydaje mi się że to uczucie jest zbędę. Właściwie, po co kochać kogoś innego jak można kochać siebie? To takie proste a wiele ludzi szuka swojej drugiej połówki. Beznadziejne.
Po chwili poczułem uścisk dłoni na ramieniu. Po odwróceniu się spostrzegłem czarną twarz przyjaciela.
-Dłużej nie można było się szykować? - powiedziałem obojętnie.
-Sory Stary. Matka nie mogła się mnie nacałować. - powiedział a ja udawałem że wymiotuje.
-Chodźmy już. - odezwałem się.
Ruszyliśmy w stronę pociągu. Nagle pod moimi nogami znalazła się brązowooka gryfonka.

Wylądowałam pod czyimiś nogami twarzą do ziemi. Nie było to ciekawe doświadczenie. Mój humor popsuł się jeszcze bardziej kiedy zrozumiałam pod czyje nogi wpadłam.
Był to Malfoy. Spojrzałam na niego z dołu. Jego twarz wyrażała nienawiść. Gdybyśmy nie byli w aż tak zaludnionym miejscu jestem pewna że potraktował by mnie Avadą.
-Jak łazisz szlamo. - wysyczał.
-Jaa.. To twoja wina Malfoy! - wykrzyczałam wstając.
-Moja wina! Słyszałeś Zabini, moja wina! - zakpił. - A teraz się przesuń, albo sam cię przesunę.
Dla świętego spokoju wróciłam do przyjaciół. Byłam zła na Rona za to że popchał mnie w tak niefortunnym momencie. Rozumiem że chciał pożartować, ale musi brać pod uwagę też to że jeśli popchnie drobną osobę swoimi mocnymi rękami to się przewróci.
-Ron, zabiję cie kiedyś. - powiedziałam.
-Przepraszam Hermiona, wiesz że nie chciałem! - zaczął przepraszać.
-Dobrze już, chodźmy do pociągu zająć miejsce. - odparłam i cała nasza trójka weszła do pociągu.



Dramione - Love to the end. ||ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz