Rozdział 3: Tell me what's the difference?

173 18 4
                                    


Susanne stała jak wryta. Widziała jego ciało oddalające się w głab lotniska.  Przed chwilą uświadomiła sobie, że go kocha a Leto najzwyczajniej odszedł. Pomimo okularów widziała jego smutne oczy, wiedziała, że nie chciał tego robić,  musiał tylko dlaczego?
Ciągle partrzyła w miejsce, w którym całowała tego mężczyzne. Jej oczy zalały się łzami i spływały po policzkach. Pojedyncze łzy przerodziły się w ogromny wybuch  płaczu. Płakała na środku lotniska. Po chwili usłyszlała głos kobiety:
Samolot do Los Angeles właśnie odleciał, dziękuje.

Te słowa tylko spotęgowały jej płacz. Opadła na kolana i zalewała się łzami.
Czuła ogromny ból psychiczny.

Doczłapała do samochodu i wolnym tempem jechała do domu. Łzy spływały jej po policzkach i nie potrafiła się opanować. Jej serce waliło jak szalone, a głowa bolała od płaczu.

Bezpiecznie dojechała do domu, otworzyła powolnie drzwi i osuwając się na nich znów zalała się gorzkim płaczem. Nie potrafiła zapomnieć uczucia jakie towarzyszyło temu pocałunkowi. Nikt jej nigdy tak nie pocałował, tak delikatnie i z miłością. Był dla niej najpiękniejszy i niezapomniany. Ich usta pasowały do siebie idealnie, jak część układanki.

Rozmazał jej się cały makijaż, włosy miał potargane i zniknął jej błysk w oku. Teraz doceniła i zobaczyła, że do nigo czuła prawdziwą miłość, do Johna zwykłe zauroczenie.

Kiedy się trochę uspokoiła zadzwoniła do Kim. Wszystko jej opowiedziała a ta po kilku minutach dotarła do jej domu.

- Dzwoniłaś do niego?- zapytała Kim całując przyjaciółkę w czoło. Widząc jak ona cierpi, Kim również cierpiała.

- Nie,  pewnie jeszcze jest w samolocie.- wyszlochała Susan.
Więcej na temat Jareda nie rozmawiały.
~~

Przez ostatni tydzień Susanne wyglądała jak wrak człowieka. Nic ją nie obchodziło. Johnowi mówiła, że pokłóciła się z Kim, króra chcąc pomóc na wszystko przytakiwała. Chciała mieć spokój i zrozumieć, dlaczego Jared to zrobił. Wiedziała, że ma zespół, kręcą film, dużo na głowie ale to nie były powody dla, których by odszedł, nie on.
Dzwoniła do niego, pisała smsy.
W odpowiedzi dotała jedną wiadomość:
Susie,
Nie pisz do mnie, nie dzwoń, Zajmij się swoim życiem i zapomnij o mnie. Tak będzie lepiej.

Nienawidziła tego ostatniego zdania. Jeżeli ktoś robi coś wbrew sobie to nie może być lepiej.

~~
Minął miesiąc odkąd Jared odszedł. Susanne odzyskała humor i znów cieszyła się życiem. Nie zapomniała o Jaredzie, ale dalej była z Johnem i żyła jak dawniej. Codziennie przeglądała portale społecznościowe i dowiadywała się co u Leto- jeździł po świecie ze swoim zespołem.
Na studiach wszystko szło po jej myśli, a związek z Johnem był idealny.
W Nowym Jorku było coraz chłodniej. Wraz z przybywającym grudniem, przybył też wiatr i niska temperatura.
Ostatnio zabiedbywała Johna, dlatego chcąc się odwdzięczyć zaprosiła go na kolacje. To dziwne, że dziewczyna zaprasza na kolacje, ale Johnowi to akurat się należało. Miała to być zwyczajna ranka lub romantyczne wyjście z chłopakiem.

Wzięła prysznic, ubrała się w czerwoną sukienkę, czarne balerinki, a na oczach namalowała czarne kreski. Włosy ostatecznie rozpuściła i pomalowała usta matową, lekko różową szminką. Wzięła torebkę, zatrzasnęła drzwi od  mieszkania i wsiadła do swojego czarnego BMV.

Umówili się, że spotkają się w jednej z najlepszych nowojorskich restauracji Marc Forgione. Była to urocza restauracja z cudowną atmosferą. Na ścianach znajdował się  ciemny kamień, który był pięknie podświetlony od dołu. Całość pomieszczenia była w ciepłych kolorach brązu.
Restauracja miała kilka drewnianych stolików, czarne krzesła idealnie podkreślające ciemne lampy, które w środku zamiast żarówek miały świece.

Spotkali się zaraz przy wejściu. Przystojny kelner pokazał im miejsca i zaproponował wina. Oboje uśmiechali się do siebie szeroko. Byli szczęśliwi, że mają siebie nawzajem. Susan zamówiła kurczaka, a John tatara.
Ze smakiem zjedli potrawy i nie mieli ochoty na nic więcej. Najedzeni zacięcie dyskutowali.

- Coś się stało Johny?- zapytała zmartwiona dziewczyna. John wydawał się być zdenerwowany.

- Nie coś ty- uśmiechnął się do niej i poszedł do łazienki.

John szedł w stronę stołu i zamiast usiąść przy stole, uklęknął przy Sus i wyciągnął małe, czerwone pudełeczko ze swojej czarnej marynarki. Przeczesał swoje piękne włosy i niespodziewanie zrobiło się bardzo cicho.

- Susanne Sophie Barnes zostaniesz moją żoną?

- Tak.- zająknęła się a wszyscy zaczęli bić brawo. Pocałowali się i usiedli na krzesłach.

- Wiesz jak długo się do tego zbierałem, Barnes?!- zwrócił się do niej z łobuzerskim uśmiechem.

- Wyobrażam sobie, Johny. A ja się nie spodziewałam, że mając 20 lat będę zaręczona!- powiedziała pokazując swoją dłoń i wskazując na środkowy palec. Pierścionek był wykonany z białego złota, miał mały diamencik i był prześliczny.

Wrócili do mieszkania Susanne późno, byli bardzo zmęczeni wrażeniami wieczora. Dosłownie padli na łóżko i zasnęli.
Sus obudziła się około 5 nad ranem. Nigdy nie była rannym ptaszkiem, ale dzisiaj wyjątkowo nie potrafiła dłużej spać. Zaparzyła kawę i poszła pod prysznic. Puściła letnią wodę i zaczeła myśleć.

- Będe panią Bennett. Nie to się nie dzieje naprawdę. Ja nie jestem gotowa. Ślub później, na pewno. - rozmyślała.
Wyszła z kabiny i na palcach weszła do sypialni. Zobaczyła słodko śpiącego Johna, który wyglądał tak niewinne śpiąc. Był przeuroczy. Niedługo zostaną małżeństwem. To wydawało się być takie niemożliwe. Susanne będzie żoną chłopaka, który w dzieciństwie mieszkał dwie ulice od niej, nie miał rodzeństwa. Dodatkowo jej nienawidził.
Weszła do kuchni, chwyciła za telefon i wybrała numer Kim.

- Halo?- odebrała zaspanym głosem.

- Obudziłam cię?- zapytała Sus i popatrzyła na godzinę.

- Nie kurwa, wstałam o 6, żeby krowy przelecieć! W sobotę kurwa! - westchnęła.

- Dobra, dobra, ale to ważne! John poprosił mnie o ręke!- prawie krzyknęła opierając się o blat w kuchni.

- Coo?!!!- wrzasnęła podekscytowana Kim, od razu się rozbudziła. Rozmawiały ze sobą do momentu przyjścia Johna do kuchni.

- Witam przyszłą panią Bennett!- powiedział zaspany i pocałował ją w usta. Sus odpowiedziała mu słodkim uśmiechem. Związała swoje fioletowe włosy w kitkę i podała owsiankę.

Zjedli pyszne śniadanie i wypili aromatyczną kawę. Susanne postanowiła się ubrać i to samo nakazała Johnowi. Ten zamiast tego, rzucił się na łóżko i uważnie obserował jak Sus ubiera na siebie czarne legginsy i białą koszulke we wzory. Poszła do łazienki a John idąc za nią jak ciele usiadł na brzegu wanny a głowe uroczo opierał o kabinę prysznica. Susan zaśmiała się i zaczeła myć zęby.
Wytuszowała rzęsy i dla odmiany umalowała usta bordową pomadką. Włosy rozczestała i jak zwykle zostawiła rozpuszczone.

- Muszę iść do fryzjera.- jęknęła patrząc na swoje zniszczone od farbowania i ,, wyprane" fioletowe włosy, które miały już pastelowy odcień.

- Jak chcesz kochanie- odpowiedział jakby od niechcenia i wyrzucił ją z łazienki.

Oglądała telewizję, kiedy do jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Powoli zwlekła się z kanapy.
Chwyciła za klamkę i ujarzała Jareda. Jareda Leto.

- Co ty tu..- nie dokończyła, bo Jared zamknął ich usta w namiętnym pocałunku.

BenchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz