14.

1.2K 78 6
                                    

Piknik minął, a tuż za nim weekend, który spędziłam w miłym towarzystwie. Kiedy chłopki oprowadzili mnie i Jo po naszym szkolnym święcie postanowiliśmy, że wybierzemy się gdzieś w sobotę. Dlatego ten dzień spędziliśmy wszyscy razem. Cieszyłam się z tego, że przypadliśmy sobie do gustu i teraz możemy robić coś razem. Radowało mnie również to, że Jo nie zaprzątała sobie tak bardzo głowy Martinem. Ta dziewczyna była niesamowita. W jej życiu poznała pełno chłopców, którzy wiele by dali, żeby z nimi była, a tu nagle ona pragnie tylko tego, którym jest jej starym przyjacielem i najwyraźniej nie chce nic przyspieszać by nie zniszczyć ich relacji. To poniekąd dobre zachowanie, ale co można poradzić, że Allen jest tak niecierpliwa, w szczególności jeśli już dawno nie spotkała się z czymś takim. Ja jednak wiedziałam, że to będzie bardzo dobre dla niej i dzięki temu ten chłopak miał już u mnie plusa.

W niedzielę miałam w planach spędzić ze Scootem. Moi rodzice pojechali razem z Chrisem na urodziny jego kolegi, który jest synem ich dobrych znajomych, dzięki czemu ten dzień nie stał się jak zwykle rodzinny. Brown jak zwykle coś zaplanował, ale tym razem postanowił mnie oświecić co jakie ma zamiary. Otóż Scoot miał tego dnia wolny dom, więc stwierdził, że możemy dzisiaj spędzić u niego trochę czasu. Napieraj przyjechał po mnie przed obiadem z zamiarem, że przygotujemy go razem u niego. Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce udaliśmy się do kuchni. Ubraliśmy fartuszki i zaczęliśmy przygotowywać spaghetti. Świetnie się przy tym bawiliśmy. Słuchaliśmy muzyki z radia i tańczyliśmy przyprawiając sos. Gdy ugotował się już makaron układaliśmy z niego różne rysunki, aż w końcu postanowiliśmy zjeść.

-Hmm.....dobre nam wyszło.- stwierdził Scoot wciągając nitkę makaronu.

-Haha....- zachichotałam, kiedy czerwony sos opryskał go brudząc mu twarz.- No aż sama się dziwię.-pokiwał głową na jego słowa.

-Czy ty wątpiłaś w nasz talent kulinarny?- spytał z udawaną powagą.

-Nie. Ja. Oczywiście, że nie. W swój nie.- wystawiłam mu język.

-Oż ty.- serwetką wytarł twarz i poderwał się ze stołu. Szybkim krokiem podszedł do mnie i podniósł z krzesła.

-Scoot....co ty robisz? Puść mnie.- pisnęłam.

-Nie...nie puszczę.- zaczął się ze mną kręcić w kółko.

-Scoot...- złapałam się mocniej jego karku, a on trochę zwolnił, po czym rzucił mnie na kanapę w salonie.- Oo...- jęknęłam, a po chwili zawisnął nade mną.

-I co teraz kuchareczko.- uśmiechnął się.

-Zepchnę cię.- ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej z zamiarem popchnięcia.

-Hyy....no nie wiem czy ci się to uda.

-Założysz się.- uniosłam brwi do góry.

-Z tobą zawsze.

-Zawsze.-powtórzyłam.

-Yhy....

-Nie wiesz z kim zadzierasz.

-Czasem warto zaryzykować.

-Yhy....

-Yhy....- przez chwilę patrzyliśmy się na siebie.

-Masz sos...o tutaj.- wskazałam palcem na jego policzek.

-Oh....- westchnął tylko pewnie myśląc, że to moja taktyka odwrócenia jego uwagi, ale naprawdę nie wiedział, że ja umiem się bawić.

-Czekaj. Pomogę.- uśmiechnęłam się do niego słodko i z całych sił podniosłam się lekko by móc ustami dotknąć jego policzka. Musnęłam tylko go wargami, a on chętny mojego czynu przestał tak na mnie napierać, zwalniając uścisk i właśnie w tym momencie mocno popchałam go i zleciał na ziemię.- Nie zadzieraj ze mną kochanie.- powiedziałam podkreślając ostatnie słowo, po czym zaczęłam się śmiać.

Pies ogrodnikaWhere stories live. Discover now