11. Teraz jest nas dwoje, przyjacielu.

1.5K 102 1
                                    

Przekręciłem się na drugi bok na co skrzywiłem się z powodu bólu, który rozprzestrzenił się po całym moim ciele. Jestem tu już około dwóch tygodni. Pięć razy odwiedziłem już ring na Walkach Siły. Myślę, że jeszcze jedna walka i się złamie. Ten cały Peter się nie poddaje. Hope odwiedziła mnie sama kilka razy, lecz jej też się nie udało mnie złamać. Codziennie rano wpuszczają do mojego pokoju człowieka bym napił się krwi i przez trzy dni wytrzymałem nie zabijając, byle tylko się pożywić. Ale czwartego dnia nie wytrzymałem i po prostu... pozbawiłem tego mężczyznę całej krwi. Od tego dnia instynkt wampira wygrywa i po prostu pożywiam się. Nie jestem z tego dumny. Zwłaszcza, że gdy dzięki tej krwi zebrałem siły i spróbowałem ucieczki okazało się, że tych drzwi nie da się nawet otworzyć bez klucza. Wiem dlaczego. Trewy od zawsze miały lepsze kontakty z czarownicami i bardzo często to wykorzystywały. Czyli nie ma szans na ucieczkę.
Westchnąłem z rezygnacją. Za oszkloną ścianą widać było wschód słońca co znaczyło tylko jedno. Za pół godziny do pokoju wepchnięty zostanie kolejny człowiek. A ja nie będę mógł nic zrobić tylko się pożywić, bo krwi potrzebuję cholernie bardzo. Bez niej moje rany po walce nie znikną tak szybko, a ból nie przejdzie. Przewróciłem się na plecy w duchu dziękując moim porywaczom, że zaprzestali zakładania mi kajdanek.
|~~~|
Do mojej dyspozycji była komoda pełna ubrań i łazienka, w której był prysznic, za co, pomimo sytuacji, byłem im wdzięczny. Jednak po tym jak zamknąłem za sobą drzwi łazienki wchodząc do pokoju lekko się przestraszyłem widząc trzy postacie w nim. Przede mną stali Peter, Hope i z tego co pamiętam Eden. Odgarnąłem do tyłu moje przydługie włosy patrząc na nich z zaciekawieniem. Pierwszy postanowił odezwać się Peter:
-Brawo, Styles. Przyczyniłeś się do naszego szybszego wylotu z Londynu.
-Niby jak? Cały czas jestem zamknięty w tym pokoju z wyjątkiem tego krótkiego czasu na ringu.- stwierdziłem z przekąsem.
-Wystarczyła tylko twoja osoba. Nie musiałeś nic robić.- odezwała się Hope. Nadal nic nie rozumiałem.
-Eden, wiesz co robić.- powiedział Peter. Brunet skinął głową i wyszedł z pokoju.-Siadaj, Styles.
Mając złe przeczucia usiadłem na brzegu łóżka. Po chwili usłyszałem z korytarza znajomy głos, lecz go nie rozpoznałem. Jednak miałem podejrzenia, które potwierdziły się gdy do pokoju wkroczył Eden a za nim dwóch facetów trzymających szarpiącego się blondyna. Szybko poderwałem się z miejsca gdy znajoma postać została brutalnie rzucona na podłogę, by za chwilę podnieść się. Nim którykolwiek z moich porywaczy zdążył zareagować rzuciłem się na blondyna, przytulając go i krzycząc:
-Niall!- blondyn najpierw chciał mnie odepchnąć, ale gdy zorientował się, że to ja też mnie przytulił. Jednak szybko zostałem odciągnięty od przyjaciela. Zostałem rzucony na łóżko, a gdy się podniosłem zostałem zatrzymany przez Petera i Edena. Niall znowu szarpał się trzymany przez dwóch podwładnych Petera.
-Puść mnie!- wrzasnąłem.
-Przestań się szarpać, a może pozwolę porozmawiać ci z tym tutaj.- skinął głową na Nialla. Przemyślałem to i uspokoiłem się. Puścili mnie. Jednak Nialla nadal trzymali.
-Dobra. Gadaj co chcesz.
-A więc, doszły nas słuchy, że jakiś chłopak z dziewczyną szukają rebeliantów. Znaleźliśmy ich pierwsi. Podczas walki dziewczyna wbiła jakiś pręt w oko naszemu, więc ją podpaliliśmy...
-Zabiliście Tori!- krzyknął mój przyjaciel, a w jego oczach pojawiły się łzy. Mi obraz też się zamazał.
-Co, kurwa?!- poderwałem się i wręcz rzuciłem na Petera, lecz odepchnął mnie Eden.
-Oj, daj spokój. To tylko jakaś dziewucha.
-To była moja przyjaciółka!
-Właśnie. Była.- uśmiechnął się złośliwie.-Udało nam się zaciągnąć tu blondyna. Hope go rozpoznała. Na twoich urodzinach widziała was razem. Więc połączyłem wszystko razem i zrozumiałem, że skoro dwójka twoich przyjaciół prawie nas znalazła, to trzeba coś zaradzić, bo kolejni mogą nas znaleźć nim my znajdziemy ich. Tak więc jutro wylatujemy. To wszystko. Z blondynem macie dwie godziny na rozmowę. A my wychodzimy.
I tak zostałem sam z Niallem w moim pokoju. Od razu rzuciłem się do blondyna. Znowu go przytuliłem. Gdy zacząłem go wypytywać jak dokładnie się tu znalazł odpowiedział tylko:
-Lepiej usiądźmy.
Zgodziłem się z nim i po chwili siedzieliśmy obok siebie oparci o wezgłowie mojego łóżka.
-Dzień po twoich urodzinach gdy Amelia nie mogła cię znaleźć powiadomiła mnie i Tori. Nigdzie cię nie było, co zbytnio nas nie zaniepokoiło, ale wiedzieliśmy, że coś jest nie tak, bo nie spotkałeś się z małą. Powiadomiliśmy twoich rodziców ale oni nic z tego sobie nie zrobili.- zerknął na mnie. Nie przejąłem się wieścią o rodzicach, bo to dla nich typowe. Bardziej przejąłem się Amelią. Blondyn jednak kontynuował.-Więc z Tori sami wyruszyliśmy na twoje poszukiwania. Pytaliśmy wszystkie natknięte wampiry. Po kilku dniach było pewne, że za twoim zniknięciem stoją rebelianci. Szukaliśmy ich bez konkretnego planu. W końcu napadnięto na nas. Podczas walki Tori... ona...- jego głos załamał się, a w jego oczach znów pojawiły się łzy. Nie byłem lepszy. Sam zacząłem płakać. Objąłem blondyna ramieniem. Tori była dla naszej dwójki jak siostra. A teraz przeze mnie jej nie ma. Mam tylko przy sobie Nialla, który przez swoje cholerne przywiązanie do bliskich wpakował się tu. Dobrze, że chociaż Amelia jest tam, bezpieczna.
Teraz jest nas dwoje, przyjacielu.

✔ Fall Down For You || H.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz