🗡️ ROZDZIAŁ XIV 🗡️

32 5 4
                                    

— Nie jesteś za młody na bycie super zdolnym hakerem? — zapytał Aiden, pochylając się nad chłopakiem, który był w jego wieku. O ile nie młodszy. Kazał nazywać się „Spike". Nathan stwierdził, że to u niego całkiem normalne. Mimo że z nim mieszka, nie zna nawet jego prawdziwego imienia. Prince uznał to za nieco niepokojące. Nie potrafiłby dzielić mieszkania z kimś, komu nie może nawet do końca ufać.

Nastolatek zmierzył go lodowatym spojrzeniem brązowych oczu, chociaż ich kolor przywodził na myśl gorącą czekoladę w zimny, jesienny wieczór. Prince uniósł dłonie w obronnym geście i odsunął się.

Dennis wydawał się mu ufać, dlatego Aiden nie miał za wiele do gadania. Zapewniał, że zdobędzie ostatnią lokalizację telefonu Dantego, a jeśli to nie pomoże, postara się dotrzeć do informacji na temat rodzeństwa Morris albo przynajmniej ich ojca. Adres byłby doskonały, ale nie oczekiwali aż takiego sukcesu.

— Nie mogę się skupić, jak się tak gapicie — warknął Spike, wywracając oczami. Obrócił się na krześle plecami do ściany, dzięki czemu mężczyźni nie widzieli jego ekranu.

Dennis odsunął się pokornie i opadł ciężko na kanapę. Znajdowali się w pokoju Dantego, gdyż Redfield nie czuł się komfortowo z wprowadzeniem obcego chłopaka do piwnicy. Nie wiedział on nic o wirusie i o ile nie będzie to konieczne go odnalezienia jego syna, nie miał zamiaru wprowadzać go w ich świat.

— Ufa mu pan? — zapytał Aiden konspiracyjnym szeptem, kiedy opadł na miejsce obok niego. Usiadł odrobinę za blisko, przez co musiał się odsunąć, aby nie stykali się ramionami.

Dennis uniósł na niego spojrzenie.

— Nie mam wyjścia, jeśli chcę znaleźć syna. — Westchnął, patrząc kątem oka na Spike'a. Oparł ramię na oparciu. — Rozmawiałem z przełożonym. Obiecał nam pomóc, ale kazał nie mieszać w to policji.

— Dlaczego?

— Bo wojsko jest zaznajomione z tematem, a policja nie. Nie chcą, żeby jakiekolwiek poufne informacje przez przypadek wyciekły. Chronią swoich interesów. Nikt nie wie, że amerykańska armia ma w posiadaniu nadludzkiego żołnierza.

Aiden pokiwał głową ze zrozumieniem, ale jednocześnie smutkiem w spojrzeniu. Nie podobało mu się, że Dennis mówił o sobie, jak o rzeczy, którą można posiadać. Był takim samym człowiekiem, jak pozostali żołnierze, a jednocześnie traktowano go jak broń, a nie istotę myślącą i czującą.

— Nie powinno im zależeć na odnalezieniu dzieciaka, który może stać się zagrożeniem dla otoczenia? — zapytał zaskoczony chłopak. — Chyba powinni poważniej do tego podejść, a oni jak na razie przeciągają to w nieskończoność.

— Normalnie chcą kontrolować każdy aspekt naszego życia. Mam zdawać raporty, pracować dla nich, żeby mieli mnie na oku. — Pokręcił głową, wyglądając przez okno. — A teraz? Wykręcają się z jakiejkolwiek odpowiedzialności.

— Sorry, że przerywam pogaduszki — wtrącił się nastolatek, obracając się przez ramię. — Masz może numer IMEI jego telefonu? To najłatwiejszy sposób na lokalizację. Jak się nie uda, to będę próbował innych metod.

Dennis momentalnie poderwał się z miejsca, rozglądając na boki, jakby karteczka z taką informacją miała leżeć gdzieś na widoku.

— Tak, zaraz przyniosę — mruknął, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Pomiędzy Spike'iem i Adienem zapanowała niezręczna cisza, którą Prince bardzo szybko zapragnął przerwać. W przeciwieństwie do nastolatka, któremu w żaden sposób ona nie przeszkadzała. Szatyn chwilę zastanawiał się, jakie pytanie mu zadać, aby chciała odpowiedzieć na nie osoba bardzo ceniąca sobie prywatność. Ostatecznie myślał tak długo, że Dennis zdążył wrócić.

Bez strachu [Redfield #3]Where stories live. Discover now