1.Słońce

378 37 14
                                    

Chyba jeszcze nigdy żadne moje wakacje nie minęły mi tak szybko. Już jutro miało odbyć się rozpoczęcie roku szkolnego, które było dla mnie właściwie ostatnim. Wiedziałam, że będzie to dla mnie bardzo ciężki rok zważając na to, że czekały mnie egzaminy końcowe, które miały zadecydować o tym na jakie studia się dostanę. Jak mam być szczera nie myślałam jeszcze nad tym, czego myślę główną przyczyną była moja babcia. To nie tak, że nie pozwalała mi się na nie wybrać. Wręcz przeciwnie. Emily namawiała mnie na to, ale nie wyobrażałam sobie wizji pozostawienia jej i wyjechania gdzieś setki kilometrów na studia.

Co do mojej babci. Emily Davis. Kobieta, która była dla mnie jak matka. Właściwie to nią była, bo to ona wychowywała mnie już od piątego roku życia, tuż po odejściu moich rodziców, po których śmierć przyszła niespodziewanie i zdecydowanie za szybko. Nie zasługiwali na to. Nikt nie zasługiwał, ale tym właśnie było życie. Zaskakiwało i raniło.

Mimo, że miałam wtedy dopiero pięć lat, to nigdy nie zapomnę płaczu mojej babci w szpitalu, kiedy lekarze wydali diagnozę. To było inne. Ten płacz był inny. Wypełniony niewyobrażalną pustką i bólem, który pochłaniał każdą część jej ciała.

Straciła jedynego syna i ukochaną synową, ale
mimo to nie poddała się. Była silna dla mnie. To ona nauczyła mnie rysować, jeździć na rowerze, pływać, robić warkoczyki czy nawet wiązać sznurówki. Była dla mnie wszystkim, więc wieść o jej chorobie, wyssała ze mnie wszystkie chęci do życia, ale nie mogłam być słaba. Nie dla niej, dlatego od razu po otrzymaniu listy leków, które musiała spożywać, rozpoczęłam prace w kawiarni jako kelnerka. Całe wakacje spędziłam w Palermo, ale widok mojej babci, która była szczęśliwa był dla mnie najpiękniejszym widokiem na świecie. Dzień po dniu pomagałam jej składać wyrazy i łączyć je w zdania, tak samo jak ona pomagała robić to mi.

Nikt nie spodziewał się, że zwykły udar mózgu może wyrządzić tak trwałe szkody w życiu człowieka. Emily przeżyła go bardzo ciężko, ale dała rade. Zawsze dawała radę. Za to ją kochałam. Cały świat mógł być przeciwko niej, a ona wiedząc, że ma dla kogo walczyć, zawsze to robiła.

***

- Zbieram się już do pracy! - krzyknęłam zbiegając  ze schodów.

- Nie mogłaś zrobić sobie wolnego? - zmarszczyła brawi. - Przecież dzisiaj jest kochanie ostatni dzień wakacji. Przesiedzisz go w kawiarni? - zapytała, upijając łyk zielonej herbaty.

- I tak nie miałam lepszego pomysłu co mogę dzisiaj robić. - wzruszłam ramionami, równocześnie siłując się z założeniem butów. - Nicole wróci dopiero dzisiaj w nocy zapomniałaś?

Nicole Harris. Moja najlepsza przyjaciółka od piątek klasy. Poznałyśmy się na obozie harcerskim i od tamtego momentu zaprzyjaźniłyśmy się. Kochałam jej głupkowate poczucie humoru i uśmiech, którym za każdym razem poprawiała mi nastrój. Swoimi bujnymi, rudymi włosami zwracała uwagę większości chłopaków. Do tego niebieskie oczy, które idealnie wpasowywały się w jej bladą cerę, pokrytą licznymi piegami w okolicach nosa. W przeciwieństwie do mnie, była dość wysoka jak na dziewczynę, ale to był akurat jej atut, ponieważ grała ona zawodowo w koszykówkę.

- Ah, no tak. To w takim razie miłej pracy kochanie - odparła, posyłając mi łagodny uśmiech.

- Do zobaczenia potem! - krzyknęłam na odchodne. - Kocham cię!

Po wyjściu z domu skierowałam się w kierunku mojego miejsca docelowego. Wiedziałam, że czeka mnie ciężki dzień, zważając na to, że był to ostatni dzień wakacji, a dzieciaki zawsze uwielbiały przychodzić tego dnia do Palermo na potrójne lody czekoladowe z truskawkami. Nie dziwiło mnie to, bo kiedy jeszcze nie pracowałam w tym miejscu, sama przychodziłam do niego wraz z Nicole i zamawiałyśmy minimum cztery porcję tego deseru, który był dostępny tylko w ten dzień i zwiastował dobre zakończenie wakacji.

WHAT WOULD BE, IF...Where stories live. Discover now