Trzymać fason

1K 64 33
                                    

Shane

Gdy dwóch facetów nas zobaczyło przestało torturować Lee.

-A wy to kto!? Co wy tu robicie!?

-Ratujemy te dziewczynki! Odsuń się od niej bo kurwa nie ręczę za siebie!-Tony był tak wkurwiony że na prawdę był w stanie zabić ich siłą a nie bronią.- Odsuń się od niej!

Mężczyzna odsunął się a drugi wyciągnął broń którą wycelował w nas. Nie czekając ani chwili sam ją również wyciągnąłem i odbezpieczyłem. Wymierzyłem idealnie w klatkę mężczyzny i pociągnąłem za spust. Pierwsza kulka trafiła go w środek a druga w lewą pierś. Facet osunął się na ziemię bezwładnie upadając.

-Co daliście im!?

-Środki...usss...piające...- Wyjąkał mężczyzna.

-Ile!?

-Dw..ii..e daw..ki.

-Japierdole...

Tony ledwo opanowywał się od tego by mu nie przyjebać. Długo jednak nie utrzymał emocji i rzucił się na niego. 

-Tony nie mamy czasu! Sprawdź co z Sky i Leą a ja wezmę Lissy!

Mój brat niechętnie zaprzestał torowania ale ruszył się i podszedł pierw do swojej córki. Lea nie ucierpiała mocno bo miała tylko rozcięty brzuszek i jeszcze jakoś oddychała. Lissy była w stanie prawie ze idealnym bo poza kilkoma siniakami i raną od gwoździa nie miała innych obrażeń. Za to Sky... z nią było najgorzej.

I nie dało się jej uratować.

Leżała cała w krwi, bez wnętrzności, jej oczy były puste ale otwarte. Ich brązowy kolor stał się pusty.

-Tony...?

-Hmm?

-Sky nie da się uratować...

-Wiem Shane, trzeba to jakoś delikatnie przekazać Hailie i Adrienowi. Bierz Lissy i idziemy nie możemy stracić kolejnych dwóch dziecinek.

Tak jak brat powiedział tak zrobiłem. Wziąłem Lissy na ręce i poczułem jak jej ciało było zimne. Przytuliłem ją do siebie by nagrzać ją ale dużo to nie dało. Tony wziął Lee która jak na wcześniaka nabrała już masywność i owinął ranę swoją koszulką. Wyszliśmy z tego okropnego pomieszczenie zostawiając w nim trzy trupy...

Dylan

Wywarzyliśmy drzwi by dostać się do dziewczyn. Siedziały na starych materacach. Wszystkie były wystraszone i zapłakane. Martina od razu wpadła w moje ramiona co ani trochę mi nie przeszkadzało. Objąłem ją mocno z ulgą że nic jej nie jest.

-Dacie radę wstać?

-My tak, gorzej z Katie.

-Dam radę...-Powiedziała narzeczona Shane wstając z brudnej podłogi.

Zachwiała się więc Will przejął ją i pomógł dojść do wyjścia. Reszta dziewczyn bez większych problemów przemieściła się na zewnątrz gdzie czekały już karetki.

Isa, Anja  i Martina nie miały żadnych obrażeń poza siniakami więc usiadły na kamieniu przed budynkiem i zostały tylko szybko przebadane. Ratownicy wynosili z budynku Hailie która ledwo co żyła i szybko wyjechali spod opuszczonej fabryki.

-Co z dziewczynkami?-Zapytała żona Vincenta.

-Lissy nic nie jest.

-A Lea i Sky?

-Lea pojechała do szpitala z Tonym a Sky...

-Co z nią?-Zapytał Adrien wychodząc z budynku.

-Nie żyje...

Adrien

Serce stanęło mi. Moja córka nie żyła.

-Japierdole...kto?

-Ale co kto?

-Kto ją zabił!?

-Już nie żyją. Shane i Tony się nimi zajęli.

-Chuj mnie to. Nazwisko.

-Harry Hogan.

-Organizacja została powiadomiona?

-Tak, szukają już jego rodziny. Ty się lepiej zastanów jak powiedzieć to Hailie.

Właśnie. Jak powiedzieć to mojej żonie. Łzy stanęły mi w oczach więc odszedł kawełek od rodziny Monetów. Hailie się załamie. Nie wiadomo czy ona w ogóle przyjdę. Czemu wszystko się musi pierdolić!?

Odetchnąłem ciężko a oddech mi zadrżał. Ciężko mi było powstrzymać łzy więc pozwoliłem im zlecieć. W tej sytuacji nie umiałem trzymać fasonu.

Gdy opanowałem się wróciłem do reszty. Dziewczyn patrzyły na mnie z współczuciem a Dylan sam walczył ze sobą by opanować emocje.

-Co teraz?

-Jedziemy do Rezydencji. Anja i Isa muszą się stawić do szpitala bo coś z dziewczynkami a Martina jedzie do domu ze mną.

-Dobra. Biorę je i też jadę do Hailie.

-Dajcie znać. Do zobaczenia.

Dylan i Martina poszli do osobnego auta i pojechali do domu a ja z Isą i Anją udałem się do szpitala.

Poszedłem od razu pod blok operacyjny który powiedziała mi recepcjonistka i zająłem mało wygodne krzesło.

Anja

Wraz z Isą poszłyśmy do sali która należała do naszych córek. W środku zastałyśmy również Tone'go i Vincenta. Podeszłam do męża i go przytuliłam co on zrobił jak zawsze sztywno jednym ramieniem. Ale poczułam się bezpiecznie w jego objęciu. Tony niemal rzucił się na swoją narzeczoną i mocno ją do siebie przytulił czego jej trochę pozazdrościłam.

-Co z nimi?

- Wszytko  dobrze. Lea jest po operacji ale żyje a Lissy jest w śpiączce.

Przeraziłam się na te słowa i spojrzałam na bladą twarz dziewczynki. Jej usta były tak samo różowe jak zawsze ale skóra była niemal biała.

Będzie dobrze.

Będzie dobrze.

Będzie dobrze.

Musi być...

Podtrzymywałam się na duchu tymi słowami dalej tkwiąc w ramieniu Vince.

Rodzina Monet-Santan tom 2Donde viven las historias. Descúbrelo ahora