Uderzyło

2.1K 78 59
                                    

Adrien

Poranek był ciężki. Pensylwania wyglądała w okresie jesieni totalnie inaczej niż Barcelona więc pochmurny dzień przywitał nas deszczem.

-Za tym akurat nie tęskniłam.-Skomentowała Hailie rozciągając się.-Aron dalej jest obrażony o zmienę szkoły?

-Jak z nim wczoraj o tym rozmawiałam wydawał się już w miarę przekonany. Choć radością nie tryskał.

-To najlepsza podstawówka w Pensylwanii. Wiesz że dzieci mają tam przepych wszystkiego.

-Wiem ale on jesteś Santan. Samo jego nazwisko będzie mówiło o jego statucie. Poza tym Michi i Lissy są wy tej samej szkole. A nasz syn akurat trafił do klasy z Linsday.

-Cudownie. Dobra idę go budzić a ty ogarnij Sky do przedszkola.

-Się robi pani Santan.

Hailie zaśmiała się i zniknęła z pola widzenia. Sam również wstałem i wyszykowałem się do wyjścia. Ubrałem garnitur, ułożyłem włosy i użyłem swojej ulubionej wody kolońskiej. Wyszedłem z sypialni i udałem się do pokoju cztero latki.

-Sky. Wstajemy.-Odsłoniłem rolety i otworzyłem okno by wpuścić do pokoju świeże powietrze.

-Nie ciem...jeszcze pięć minut.

-Księżniczko do przedszkola trzeba iść. Wstawaj.

Sky mruknęła coś przeciągle ale w końcu stoczyła się z łóżka. Poczłapała do łazienki gdzie umyła zęby i ubrała się z moją pomocą. Fryzurę wolałem zostawić do zrobienia Hailie bo nie widziało mi się plecenie warkoczyków czy kręcenie koczków.

Zbiegła ona na dół gdzie podleciała do Hailie przytulając jej nogi.

-Mamusiu zrobisz mi koka?

-Pewnie myszeczko. Zjedz śniadanie i zrobimy ci pięknego koczka.

Sky uśmiechnęła się i usiadła na krześle koło mojej żony. Aron właśnie wlekł się po schodach a jego mina nie mówiła że cieszy się z powodu zmiany szkoły.

-Jak tam samopoczucie synu?-Zagadałem upijając łyk kawy.

-Zajebiste

-Słownictwo.

-Co mnie to interesuje!? Zniszczyliście mi życie! Najpierw znikamy z życia rodziny a potem nagle jakby nigdy nic wracamy tu zostawiając wszytko w Barcelonie! Ja pierdole!

-Aron.-Powiedziałem ostro.-Słownictwo i ton. Jesteś naszym dzieckiem i nie masz w tym temacie nic do powiedzenia. Tęskniłeś za wujkami więc proszę bardzo. Masz ich przy sobie. A teraz siadaj bo zaraz jedziemy.

-Nigdzie nie jadę. Zostawiłem wszystko co zbudowałem w Hiszpanii a tu mam tylko rodzinę.

-Tylko?

-Tak tylko. Mimo że wujkowie nie byli przy mnie to na nich mogłem tylko liczyć. Matka cały czas skacze przy Sky, a ty ciągle jeździsz w delegację. Tak się żyć nie da. A tak właściwie to tylko dlatego że Xander i Blaise mnie lubili w szkole bo też gadali po angielsku. I gdy sobie wszystko ułożyłem w wpadacie na genialnym pomysł ,,O przenieśmy się znów do Stanów będzie super" no proszę was.

Westchnąłem. Uderzyło to trochę ale dopiero gdy spojrzałem na Hailie zrozumiałem jak bardzo zabolało ją to co przed chwilą powiedział Aron.

-Idź się szykuj jak nie zobaczę cię za piętnaście minut na dole to jedziesz jak jesteś. Maszeruj do góry.

Aron zabijał mnie wzrokiem ale ja robiłem to lepiej. Wkurzony w końcu odpuścił i poszedł na górę. Sky siedziała wystraszona na krześle i bawiła się kokardką z bluzeczki a Hailie powstrzymywała łzy.

-Mamusiu?

-Tak myszko.

-Alon nas nie kocha?

-Kocha tylko mu przykro że zostawił kolegów w Hiszpanii. Przejdzie mu zaraz. Chodź zrobimy koczka i tata was zawiezie do przedszkola i szkoły.

Mała wstała i poszła z kobietą na górę. Aron zszedł ubrany w mundurek z plecakiem zarzuconym na jednie ramię.

-Idziemy?-Zapytał opryskliwie.

-Śniadanie.

-Nie jestem głodny. Możemy iść nie chce mi się tu siedzieć.

-Czekaj na Sky. Mama robi jej fryzurę.

Chłopak westchnął i opar się o ścianę klikając coś w telefonie. Gdy Sky zbiegła z schodów z ładnym kokiem na głowie i różowym plecaczkiem w ręce wstałem z krzesła.

-Ubieraj buty i kurtkę.

Posłusznie spełnił moją prośbę a Sky z moją małą pomoce też była po chwili gotowa. Chwyciłem ją za rękę i żegnając się z Hailie buziakiem wszedłem  do garażu.

Odstawiliśmy najpierw Sky do przedszkola gdzie bez problemu poszła do grupy dzieci. Droga do szkoły ciągnęła się przez las. Gdy w końcu ujrzałem mur najbardziej wymagającej i najdroższej podstawówki wjechałem przez otwarty dla nas szlaban.

-Serio? Nie mogliście mnie wysłać do zwykłej szkoły?

-To jest zwykła szkoła z lepszym standardem.-Odpowiedziałem.- Aron ja rozumiem że ci się nie podoba bo nie szurało nagle jest inaczej niż było jak dostawałeś ale musisz zrozumieć że z mamą musieliśmy tak zrobić. Proszę cię żebyś przemyślał swoje zachowanie bo było jej bardzo przykro.

-Jeszcze coś?

-Nie. Miłego dnia i nie odwal niczego.

Chłopak wyszedł z auta i gdy zniknął za murami szkoły wyjechałem z parkingu jadąc prosto do siedziby organizacji.

Aron

Okropnie mnie to wszystko przytłaczało. Lissy czekała na mnie przy wejściu na stalówkę i gdy tylko ją zobaczyłem poczułem się trochę pewniej.

-Siema. To gdzie idziemy?

-Hej, mamy historię więc do sali historycznej. A i trzymaj się jak najdalej strony klas 7-8. Mają niezły przepych i lubią się znęcać. Znaczy nam mogą skoczyć ale wiesz jak to działa.

-Ta czaję. Możemy iść?

-Już.

Udaliśmy się pod tą salę. Szkoła była ładna, wyremontowana i świeża ale dalej wolałem swoje stare centrum nauki. Gdy tylko rozbrzmiał dzwonek na lekcje wszyscy zaczęli się rozchodzić, schodzić aż w końcu przyszedł pan i prowadził klasę wpuszczając nas do środka. Sprzedając listę obecności dokładnie przyjrzał się nazwisku i je przeczytał.

-Santan...Santan...Santan.-Powtórzył trzy razy aż w końcu spojrzał na klasę.-  który to?-Podniosłem nie pewnie rękę a profesor przyjrzał mi się.- Wykąpany tata. Adrien Santan to twój ojciec?-Kiwnąłem na tak.- Miło cię widzieć. Może się przedstawisz klasie.-O nie...

Rodzina Monet-Santan tom 2Where stories live. Discover now