Rozdział 6

151 21 27
                                    

Powrót do domu zajął im zdecydowanie więcej czasu niż zakładali, bo gdy w końcu dotarli do drzwi wejściowych na dworze już dawno było ciemno. Niestety jednak ich romantyczna kolacja musiała zaczekać, bo panujący w Domu Głównym zgiełk, aż krzyczał że stało się coś złego. W końcu takiego poruszenia nie było tutaj... od czasu ogłoszenia że Rekin znów morduje. A że mężczyzna odpowiedzialny za wszystkie te zbrodnie nie żyje, nie było mowy o jego powrocie. Czyż nie? 

Sama ta atmosfera i nietypowy dla Domu Głównego popłoch, sprawiły że całe ciało Katsukiego się spięło, w naturalny sposób przygotowując się do obrony swojej omegi. A Izuku od razu wyczuł że coś jest nie tak, w końcu jego mąż nie reagował w ten sposób z byle powodu. Jego wątpliwości jedynie się wzmocniły gdy Mitsuki wyszła im na spotkanie, już w holu i od razu objęła ich oboje. 

- Całe szczęście nic wam nie jest. - powiedziała kobieta, u której boku zaraz pojawił się jej mąż. A zaraz po nim do zgromadzenia dołączyła także Inko w towarzystwie... Hajime! - Wszyscy odchodziliśmy od zmysłów, nie mogliśmy was znaleźć! 

- No przepraszam że miałem czelność wyjść na spacer z własnym mężem. Na przyszłość będę wiedział że tak nie wolno. - zironizował Katsuki, na którego twarzy malowała się czysta złość. Chciał jednego, spokojnego dnia który mógłby spędzić sam na sam z Izuku. Czy naprawdę prosił o zbyt wiele? 

- Katsuki, na litość Bogów! Nie zachowuj się jak dzieciak. Dostaliśmy kolejną groźbę, taką samą jak podczas waszego wesela to normalne że zdecydowaliśmy się was szukać! 

- Wy.. co? - Katsuki zrobił minę jakby nagle przygniotło go siedemdziesiąt kilogramów dodatkowego ciężaru. Stojąc zachwiał się, a zaraz po tym przyciągnął Izuku możliwie najbliżej siebie. Przez cały ten czas, byli narażeni na atak tego psychopaty! A on nie miał o niczym pojęcia!

- Co było w tym liście? - zapytał Izuku, który wyglądał jakby zaraz miał zemdleć. Mimo to dzielnie podtrzymywał swojego męża w pionie i próbował zachować spokój, na tyle na ile to w ogóle możliwe w takiej sytuacji. 

- No, no, nieźle wam poszło po weselu. Prawie udało wam się mnie złapać. Niestety to na nic, mam dla was wiele niespodzianek, potwornie nieprzyjemnych niespodzianek przy których mój drogi Eijiro będzie tylko przystawką. Jednak co najważniejsze zamierzam zabrać to co do mnie należy. Katsuki Bakugo radzę ci porządnie się przygotować, bo tego co najważniejsze ocalić nie zdołasz, nie ważne jak bardzo będziesz się starał. - odczytał Hajime, który jako jedyny zdołał na tyle opanować drżenie głosu, by cokolwiek z treści listu było dla nich zrozumiałe. 

Izuku mógł się mylić w wielu kwestiach, ale ta wiadomość to bez wątpienia groźba. Ten człowiek zwyczajnie sobie z nimi pogrywa! Szykował na nich atak, to jasne. Jednak czy może być coś gorszego niż Rekin sam w sobie? Czyżby H. M. miał całą armię takich degeneratów? I o co do cholery chodziło z tą końcówką? 

Katsuki poczuł się wtedy jakby dostał obuchem w głowę, po raz pierwszy w życiu naprawdę nie wiedział co robić. Tamten człowiek bez problemu wymijał wszelkie ich systemy zabezpieczeń, wszystkie kroki które podjął by chronić watahę okazały się bezskuteczne. A co najgorsze, teraz bezpośrednie zagrożenie spadło na niego i Izuku. Bo co do tego nie miał najmniejszej wątpliwości. To co najważniejsze to nikt inny jak jego własny mąż. 

- To musi być jakiś okrutny żart. Ktoś sobie z nas jaja robi, ot co! - stwierdził Izuku, który niemal namacalnie czuł emocje Katsukiego. Oczywiście że się bał, ale próbował być silny by dodać sił swojemu Alfie. No bo przecież to nie tak że to Katsuki zawsze musi być silny. 

- Obawiam się że nie. - odezwał się nagle Shinso, który umazany krwią od góry do dołu wkroczył do sali, z grozą wręcz wypisaną na twarzy. - Tym razem nie podrzucił butelki tak po prostu. Wymordował całą dwudziestkę strażników przy głównym wejściu.

Godzina W | Bakudeku OmegaverseWhere stories live. Discover now