Rozdział 11

45 2 0
                                    

- Dawaj, prawie – krzyczał Evan do Jaxona. Obaj siedzieli na kanapie, grając na konsoli w jakieś wyścigi.

Ja siedziałam na podłodze, obok Sindy i Levi'ego, który bawił się samochodzikami.

- Kurwa! – wydarł się Jaxon. Spojrzałam w jego stronę i zobaczyłam, jak Evan się z niego śmieje, a on rzuca padem i wychodzi z pokoju.

- Rozwaliłem go – powiedziałam Evan i zaczął bić sobie sam brawa i kłaniać się.

Zaśmiałam się pod nosem. Ich przyjaźń była... dziwna. Raz potrafili nie odzywać się do siebie, bardzo długo lub pobić się o jakąś najmniejszą rzecz.

- Trevor, podejdź tutaj – powiedział nagle William. Brunet popatrzył na przyjaciela pytającym wzrokiem, lecz po chwili wstał z miejsca i podszedł do chłopaka. Spojrzał na komputer i się zaśmiał. Czekaj. Zaśmiał się?

- Boże co za debilka – westchnął

- Śmieszy cie to? – zapytał nadal poważny William

- No a co to jest? To nie jakiś film? Kto normalny pokazałby środkowy palec swojemu stalke... - i wtedy przerwał i podniósł na mnie wzrok.

- To nagranie z monitoringu sąsiadów Clair – wytłumaczył Will

- Japierdole, nie wierzę w ciebie – zaśmiał się znowu Trevor – Jak można...

- Dobra skończcie, wkurwił mnie – powiedziałam oburzona

- Było to przed porwaniem Kaya'i. Może to miała być kara za nie okazanie dla niego szacunku

- Jezu Clair – Sindy zaczęła się śmiać

- Dobra cisza, kurwa! Koleżanke jej porwano a wy się śmiać będziecie?

- Tak – powiedzieli na raz, Sindy z Trevorem.

William weschnął i przetarł twarz dłońmi.

- Dobra uspokójcie się, musimy zacząć działać, a nie się opierdalacie – powiedział chłopak z laptopem na kolanach.

- Idę się ubrać i wychodzimy – powiedział Trevor i wyszedł

- Gdzie? – zapytałam, ale wszyscy jak kurwa zaprogramowani wstali i nie mówiąc mi nic rozeszli się.

- Spoko Clair, przeżyjesz – usłyszałam nagle głos dziecka. I wtedy przypomniałam sobie o Levim. Odwróciłam się w jego stronę, chłopczyk siedział nadal w tym samym miejscu lecz teraz przekręcał sobie w dłoniach mały pistolet.

- Kur...de co to jest? – krzyknęłam od razu wstając.

- Dostałem od Trevora – powiedział słodkim głosem.

- Okeeej, czyli T r e v o r – powiedziałam powoli jego imie – dał ci spluwę.

Levi się zaśmiał.

- To zabawkowy, jeszcze jestem za mały. Ale Trevor powiedział, żebym się ,,przyzwyczajał" – zrobił cudzysłów palcami.

- Super – mruknęłam.

Mi chociaż dał prawdziwy.

Z myślą, że i tak nie mam co robić, postanowiłam rozejrzeć się po domu. Wyszłam więc z salonu i przeszłam w jakieś innego, również duże pomieszczenie. Rozejrzałam się i mnie zamurowało. Kurwa chłop w zamku mieszkał. Po bokach pomieszczenia ciągnęły się kręte schody, gdy spojrzałam w górę, wydawało się, że to ma jakieś siedem metrów. A nawet więcej.

Przewróciłam oczami i wyszłam z pomieszczenia, nawet nie próbując wchodzić po tych schodach. Moje lenistwo znowu wygrało.

Chodziłam tak jakimiś korytarzami, rozmyślając.

Porwanie Kayi, na pewno było powiązane z moim stal kerem. Tylko zastanawiało mnie, co Kaya mu zrobiła? Dlaczego nie porwie mnie?

Nagle poczułam jak moje nogi odrywają się od podłogi. Krzyknęłam, lecz mój krzyk stłumiła ogromna dłoń na moich ustach.

- Widzimy się jutro, po ósmej, w starej stodole – usłyszałam męski szept przy uchy. Po tych słowach mężczyzna rzucił mną na podłogę. Jęknęłam, czując ból pleców i ręki. Do oczu napłynęły mi łzy. Skuliłam się bardziej pod ścianą.

- Clair?! – słyszałam stłumione krzyki, lecz nie byłam w stanie się ruszyć. Co jest?

Poczułam jak ktoś łapie mnie pod kolana. Dokładnie jak tamtej nocy...

Od razu zaczęłam się szarpać i krzyczeć, odzyskując siłę.

- Nie! – krzyczałam – Puszczaj mnie!

Zaczęłam szybciej oddychać.

- Spokojnie, to ja. Nic ci nie jest – usłyszałam kojący głos. Chwilę po tym osoba, przyciągnęła mnie bliżej siebie i wtuliła w swoją klatkę piersiową. Powoli się uspokajałam. Objęłam tego kogoś rękami.

Może to Harry?

Może to Kaya?

A Może...

Trevor?

- Trevor? – wyszeptałam, czując nagle charakterystyce zapach wody kolońskiej.

- Mhmm – mruknął. Trevor... Czekaj, TREVOR!

Odsunęłam się jak poparzona od chłopaka. Spojrzał na mnie zszokowany.

- Zapomnij o tym, błagam – powiedziałam. Nadal patrzył na mnie jak na wariatkę.

- Co się stało? – zapytał wstając, więc zrobiłam to samo, czemu towarzyszył mi ból ręki.

- Jutro, po ósmej, stara stodoła – powiedziałam to samo co ktoś przed chwilą – Trevor zmarszczył brwi. Spojrzałam na jego rękę, miał na niej bransoletkę z drutem kolczastym. Nagle w jego oczach cos zgasło.

- Nigdzie nie idziemy chłopaki – powiedział nieco głośniej. Chwile tam staliśmy wpatrując w siebie. Wydawało mi się, że przez sekundę widziałam w oczach Trevora zmartwienie... Chyba jednak mocno uderzyłam się w głowę.

Broken insideWhere stories live. Discover now