Rozdział 10

60 4 5
                                    

Siedziałam w swoim pokoju, siedząc na łóżku i czytając książkę. Był to jakiś dark romace, czyli mój ulubiony trop w książkach. Jeśli mój przyszły chłopak – jeśli go będę miała – nie kupi mi jakiejś książki z tym motywem to nie zrywam od razu.

Usłyszałam nagły trzask, spojrzałam w stronę okna. Nic nie zauważyłam. Odłożyłam lekturę i podeszłam do okna. Wyjrzałam za nie, lecz nic nie zauważyłam.

Kolejny huk.

- Co jest? – zapytałam sama siebie. rozejrzałam się. Chwile nasłuchiwałam, stojąc w miejscu, gdy naglę usłyszałam stłumiony krzyk.

Od razu wybiegłam na korytarz. Stanęłam na chwilę i znowu próbowałam coś usłyszeć.

- Victor, ciszej. Clair jest w domu. – usłyszałam szept matki. Pobiegłam w stronę z której dobiegał, czyli do sypialni rodziców.

Otworzyłam drzwi z rozmachem i stanęłam jak wryta...

Poczułam ból kręgosłupa. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Byłam u siebie w pokoju, na łóżku z książką na ryju.

Śniło mi się to?

Od razu wstałam i pobiegłam do mamy.

Zbiegłam po schodach mało się nie zabijając. Gdy byłam już w salonie, rozejrzałam się i zobaczyłam mame, która siedziała na salonie, czytając jakąś książkę. Odetchnęłam z ulgą.

- Jezu kochanie, pali się? – zapytała z szokiem wymalowanym na twarzy, gdy mnie zauważyła

- Nie – wydyszałam

- Okej? – zjechała mnie badawczym spojrzeniem, po czym powrotem usiadła na kanapie, a ja ruszyłam na górę. Gdy byłam już prawie przed pokojem usłyszałam melodyjkę dzwoniącego telefonu. Wyjęchał urządzenie z kieszeni i spojrzałam na ekran. Dziwny ciąg liczb, którego nie znałam.

Drżącą dłonią odebrałam połączenie i przyłożyłam telefon do ucha.

- Siema! – usłyszałam głośny krzyk, więc odsunęłam telefon trochę od ucha – To ja Sindy!

Skąd miała mój numer?\

- Spoko mam numer od Evana – wyjaśniła, jakby czytając mi w myślach. Jezu nie podawałam mu numeru. – Evan jest hakerem

- Aha, to wszystko wyjaśnia – mruknęłam. Spokojniejsza już trochę weszłam do pokoju.

- Chciałabyś przyjechać? Bo siedzimy sobie u Trevora – powiedziała

- No nie...

- Okej, zaraz przyjadę – krzyknęła, przerywając mi. A po chwili usłyszałam, że zakończyła połączenia.

Tak jak powiedziała, tak też oczywiście zrobiła. Chwilę później różowy motor stał pod moim domem, a obok niego uśmiechająca się sama do siebie, wysoko ,,wariatka".

Westchnęłam, wzięłam telefon, otworzyłam okno, spuściłam się po rynnie i chwilę później już byłam na dworze.

- No hej – powiedziała głośno Sindy, po czym przytuliła mnie mocno, niemal miażdżąc mi płuca.

- Hej – mruknęłam – Yyy, puścisz mnie już?

- Ojej tak – zaśmiała się słodko – Chodź kochana, wsiadaj

Rzuciła mi czerwony kask.

- To Trev'a – powiedziała. A ja się spięłam. Nie miałam pojęcia co sądził, lecz nie zaprzeczę, że trochę mnie przeraża – w sumie jak oni wszyscy.

Dziewczyna wsiadła, a ja tuż za nią, łapiąc ją mocno w talii.

- Trzymaj się – powiedziała, po czym tak kurwa przyspieszyła, że myślałam, że się zjebie. Jechała jak jakaś powalona. Trzymałam się jej tak z jakieś 20 minut drogi, z miną pewnie, jakbym żegnała się właśnie z życiem.

- Jesteśmy – powiedziała, gdy zatrzymała motor

- Kurwa, jeździsz jak powalona – wydyszałam schodząc

- Dzięki – uśmiechnęła się

- Sid! – usłyszałam krzyk, jakby dziecka? Co jest kurwa?

Rozejrzałam się i zobaczyłam, małego chłopca, biegnącego właśnie na Sindy.

Miał on słodkie dołeczki, gdy się uśmiechał, pięknę ciemne włosy. Na moje oko miał jakieś 5 lat.

- Hej – powiedziała dziewczyna, chwilę przed tym jak chłopczyk, skoczył na nią mocno ją przytulając. A ja patrzyłam na to nie wiedząc co ze sobą zrobić.

- Levi. To jest Clair – przedstawiła mnie Sindy chłopakowi

- Hej – spróbowałam się uśmiechnąć ale chyba wyszedł mi z tego jakiś grymas. Levi – bo tam nazwała go Sindy – przekserował swoje szare oczka na mnie. w następnie jego oczy jakby pojaśniały.

- Ooo. To ta dziewczyna co Trev...

- Cicho! – krzyknął, przerywając mu Trevor, który jak, dopiero teraz zauważyłam szedł szybkim krokiem w naszą stronę. Stanął obok chłopczyka i jednym sprawnym ruchem przerzucił sobie Leviego, przez ramie jak ręcznik plażowy.

- Trev – śmiał się chłopczyk.

- Chodźcie – powiedział Starszy – A ty masz się zamknąć – powiedział nieco ciszej do Leviego, na co chłopczyk wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem. A później usłyszałam śmiech Trevora... 

Broken insideWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu