17

24 5 8
                                    

– Zobaczymy, może jeszcze dzisiaj coś ogarniemy. – Skarciłam spojrzeniem niezadowolonego ciemnoskórego chłopaka, który chciał coś powiedzieć. – Spotkajmy się jutro przed boiskiem. Do zobaczenia.

Tekla rozłączyła się.

– To co robimy? – spytałam, zerkając na pogodę za oknem.

– Poczekajmy, aż burza pójdzie. – Westchnął Julek. – Jeszcze mi auto siądzie w tamtej dziczy i będziemy w dupie.

Moi kochani maturzyści, powodzenia na maturach. Trzymam mocno kciuki.

1977

Krzysiek miał już jedenaście lat, a ja jeszcze ani razu nie opowiedziałem mu najpopularniejszej „legendy" polskiego PRL–u. Wydarzenie rzadziej dotyczyło wiosek, ale, jak to mówili, pozorny zawsze ubezpieczony. Nigdy nie spotkałem się z faktyczną tragedią, choć wszyscy rodzice lubili straszyć swoje dzieci, więc i ja musiałem podtrzymać tradycję.

Poszedłem do Krzyśka pokoju. Zastałem go, kiedy siedział na łóżku i obserwował niebo.

– Chcesz, żebym opowiedział ci bajkę na dobranoc? – spytałem, siadając na brzegu skrzypiącej wersalki.

– Tak! – Niemalże krzyknął i momentalnie znalazł się pod kołdrą. Wpatrywał się w moją twarz z ekscytacją.

– Tę bajkę opowiada każdy rodzic swojemu dziecku. A że ty odpowiednio do tego dojrzałeś, to też ją usłyszysz. Bajka dzieje się w naszych okolicach...

– Ale w naszej wsi? – podpytał cicho.

– Tak. Dużo razy przypominałem ci, żebyś nigdy nie rozmawiał z nieznajomymi, prawda? Zaufaniem można obdarzyć tylko bliskie tobie osoby, których znasz. Są też tacy dorośli, którzy tylko udają, że są dla ciebie mili. Masz takich kolegów, którzy czasami udają, że cię lubią, prawda?

– No, Tomek na przykład. Albo Karolina.

– Właśnie. O takie osoby mi chodzi. Ale wyobraź sobie teraz takich niemiłych dorosłych. Może przyjść taki moment, Krzysiu, że na ulicy zobaczysz samochód. Ale nie taki zwykły samochód jak nasz fiat albo maluch. Ten samochód kształtem jest podobny do tego autka. – Sięgnąłem dłonią po miniaturową wersję garbusa, którego Krzysiek trzymał na biurku. – Pamiętasz, jakie najczęściej kolory aut widzisz na drodze?

Chłopiec zamyślił się. Nie ukrywajmy, w tych latach większość osób poruszała się swoimi furmankami [wóz konny] lub rowerami, a nie samochodami, dlatego widok obcego auta był dla Krzyśka czymś odświętnym.

– Takie kolorowe. Jak słońce albo lizaki.

– Dobrze. Samochód, o którym mówię, zazwyczaj jest koloru czarnego. Nazywają go Czarną Wołgą.

Krzysiek otworzył usta ze zdziwienia.

– Musisz kłamać... – Uśmiechnął się złośliwie.

– Przecież mówię, że to bajka, Krzysiu. Słuchaj. Nigdy, pod żadnym pozorem nie wsiadaj do takiego samochodu, zwłaszcza, że kierowca może być dla ciebie bardzo miły. Może chcieć poczęstować cię cukierkiem lub klockami, ale wtedy musisz wiedzieć, że kłamie.

– Czemu kłamie?

– Ludzie z tych samochodów zabierają dzieci siłą. Chłopcy i dziewczynki w twoim wieku. Te dzieci już nigdy nie zobaczą swojego domu i swoich rodziców.

Chłopiec zbladł.

– No co ty gadasz, tata.

– Przysięgam na naszego Burka. – Położyłem dłoń na piersi. – Ci ludzie są bardzo źli.

Chcieliśmy tylko dorosnąćWhere stories live. Discover now