9

58 8 2
                                    

Kulaliśmy się razem, dopóki w sześćdziesiątym szóstym, po moich osiemnastych urodzinach, ojciec nie padł na zawał. Znienacka. Nie miałem bliskiej rodziny, która pomogłaby mi przejść przez żałobę. Wszystkie obowiązki spadły na mnie, a ja nie byłem na to gotowy. Krótko po tym poznałem moją Jadzię, ale, jak wspominałem, temat mojej świętej pamięci żony znajdzie swoją stronę dopiero później.

No i dwa lata temu zgwałciłem i zamordowałem dwunastolatkę. O tym już chyba wspominałem.

1972

Przybyłem na wiejskie wesele do osób, których znałem tylko z widzenia. Panna młoda, około dwudziestoletnia dziewczyna, z długimi do pasa blond włosami, ubrana w prostą białą sukienkę ślubną z bufiastymi tiulowymi ramionami, stała obok swojego męża. Pan młody, w za krótkim w nogawkach czarnym garniturze, trzymał za rękę swoją żonę. Utworzyła się do nich długa i kręta kolejka, w której stali członkowie rodziny: kuzynostwo, dziadkowie i babcie, rodzice, chrzestni, ale także koleżanki i koledzy z pracy i inni ludzie, tacy jak ja. Informacja o zaproszeniu na wesele latała już od kilku miesięcy, dlatego moja decyzja o pójściu nie była chaotyczna. Niektórzy dziwili się, dlaczego państwo młodzi zapraszali, kogo się dało. Pieniądze. I sława. Tak, sława. Ludzie przez kolejne lata będą wspominać genialną wioskową imprezę, na której ludzie już po północy zapomną, że jest to impreza weselna.

Byłem elegancki. Tuż przed weselem obciąłem paznokcie u stóp i rąk, aby wyglądały dobrze. Wyciągnąłem z szafy brązowy prążkowany garnitur po ojcu, który idealnie na mnie pasował. Lśniące włosy postawiłem na żel. Całkiem niedawno marzyłem o takiej fryzurze, jaką miał Czesław Niemen, ale miałem zbyt rzadkie włosy. Kryśka uświadomiła mnie, żeby zostało tak, jak jest. Widocznie taki się jej podobałem.

Nastała moja kolej na życzenia. W czterech krótkich zdaniach życzyłem im wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Wręczyłem prezent, ucałowałem pannę młodą w dłoń, uścisnąłem rękę pana młodego i poszedłem do kolegów, którzy zajęli mi wolne miejsce przy zagraconym stole. Wkrótce nowożeńcy wypili po kieliszku wódki, rzucili szkło za siebie, a to upadło na ziemię i rozbiło się.

Zaczęło się wiejskie wesele.

***

Piłem, obżerałem się i tańczyłem do muzyki granej i śpiewanej przez skromny zespół. Czterdziestoletnia kobieta, która większość czasu spędziła przy mikrofonie, miała głos jak anioł. Spoglądałem często na nią, wyobrażając sobie, że jest moją gospodynią domową, która sprząta, gotuje i robi w łóżku wszystko, na co mężczyzna ma ochotę. Zaczerwieniłem się, spoglądając po twarzach pijących kolegów, jakby mieli wgląd do moich myśli. Ci pogrążeni byli w głupiej rozmowie na temat życia codziennego, o którym najłatwiej rozmawiało się właśnie po pijaku. Ponownie zawiesiłem oko na rudowłosej piękności. Piosenka Ireny Santor Tych lat nie odda nikt brzmiała w jej ustach jak coś perfekcyjnego. Nie do powtórzenia. Westchnąłem, a mój wzrok momentalne powędrował za inną rudowłosą dziewczyną. Ta mogła być w moim wieku lub nawet młodsza. Zmieniłem zdanie. Była jeszcze piękniejsza niż pani piosenkarka z zespołu. Miała na sobie wyblakłą czerwoną sukienkę w białe wzory stokrotek. Poruszała się zgrabnie, lekko, jakby skakała po chmurach. Tańczyła z koleżanką, więc postanowiłem wtopić się w ludzi i podstępem zaprosić ją do tańca. Wiedziałem, że się mnie nie oprze.

Znalazłem rytm. Falowałem między kobietami, które czerwieniły się na mój widok. Jedna nawet przypadkiem nadepnęła mi na stopę, ale wybaczyłem po ujrzeniu niesfornego uśmiechu. Dotarłem do rudowłosej. Korzystając z nieobecności koleżanki, chwyciłem jej małe dłonie. Dziewczyna postawiła krok do tyłu, unosząc brew. Zabrała ręce bez słowa, a ja, całkowicie zdziwiony, znowu je ująłem. Jednym stanowczym ruchem przyciągnąłem ją do siebie, uśmiechając się miło. Położyłem dłoń na jej wąskiej talii.

Chcieliśmy tylko dorosnąćWhere stories live. Discover now