6

55 9 1
                                    

Nad wczesnym rankiem zajrzałem ostrożnie do bunkra. Wpatrywałem się w zamknięte drzwi, aż w końcu przekręciłem zamek. Obudzona, siedziała w przyćmionym kącie. Dopiero kiedy mnie ujrzała, zaczęła wrzeszczeć tak głośno, że zatkałem sobie uszy. Zamknąłem z przerażeniem drzwi, wlazłem na górę i wybiegłem ze stodoły.

Stałem w rozkroku, zdyszany.

Do uszu nie dotarł nawet pomruk wiatru.

1971

Wyciągnąłem ręce ku górze, śmiejąc się ze szczęścia do rozpuku. Przestałem, dopiero kiedy zaczęła boleć mnie klatka piersiowa. Nie pamiętałem, bym po śmierci żony poczuł tak ogromny przypływ pozytywnych uczuć. Spojrzawszy jeszcze raz w wybujałe korony dzikich drzew, padłem na kolana i pocałowałem ojczystą ziemię. W historii Polski nigdy nie zapisze się mój uczynek. Szkoda, bo na pewno miałbym za plecami wielu mężczyzn, którzy kibicowaliby mi w tym, co robię. Podziwialiby. Pragnęliby dołączyć. Poklepywaliby po plecach i mówili: dobra robota!

Nabrałem płuca w powietrza i zniknąłem w ścianach mojej stodoły. Pocierałem dłonią krocze, dopóki nie dotarłem przed drzwi, za którymi uwięziona została ta dziwka. Nie darła się już jak parę minut temu, dlatego spodziewałem się, że znowu zacznie, gdy wejdę do środka. Zapaliwszy małą żarówkę, dostałem się do środka małego, zawilgotniałego pomieszczenia. Dziewczyna nie zmieniła pozycji: nawet była tak bezczelna, aby wbijać we mnie swoje diabolicznie czarne oczy. Po sekundzie byłem już świadomy tego, że musiała mieć jakieś cygańskie korzenie. Prychnąłem, a jej czarne jak smoła brwi uniosły się.

Splunęła mi pod nogi. Odsunąłem się, czując, jak wypełnia mnie złość.

– Chcesz za mnie szmal, łosiu? – wysyczała jak żmija gotowa do ataku.

– Ile masz lat? – spytałem.

– Goń się.

Moja i tak mała cierpliwość odstąpiła wściekłości. Kiedy żyła jeszcze moja żona, ganiła mnie nie raz, że za szybko wpadam w furię. Zgadzałem się z nią, dlatego starałem się nad tym panować. Cóż mi z tego panowania, kiedy żona nie żyła? Przestałem się opanowywać. Przecież nie będę tego robił przed siedzącą przede mną kobiecą dziwką.

Spoliczkowałem cygankę i nie zważając na złamane kości, od których tak wrzeszczała, gdy szarpałem jej ciałem, ściągnąłem jej te niby–spodnie, które nie zakrywały porządnie nóg. Kopała jak szalona, a w jej oczach ani razu nie zabłysnął strach. Nie podobało mi się to.

Podczas zniewolenia poprzedniego dziecka non stop byłem świadkiem pływających we łzach policzkach, To była prawdziwa reakcja na przerażenie, a nie jakieś udawanie heroicznej bohaterki niczym pieprzona Wonder Woman z komiksów z lat czterdziestych. Wszystko w tej kobiecie było nie tak, dlatego moja Polska, to nie był kraj, w którym powinna żyć.

Czarnowłosa splunęła tym razem prosto w moją twarz. Po moim ciele przeszedł dreszcz obrzydzenia. Starłem koszulą ślinę i zasłoniłem dłonią jej usta, ale ta użarła mnie bez żadnych skrupułów. Wrzasnąłem jak oparzony, odsuwając się od niej. Na palcach widniały ostre ślady po jej cholernych zębach i pierwsze kropelki czerwonej cieczy. Widząc mnie w tym stanie, zaczęła się śmiać, aż sprawiało jej to ból. Uniosła się na łokciach, z jej ust kapała krew, ale wzrok znowu wbiła w moją twarz.

Musiałem to zakończyć. Zacisnąłem zęby, po czym wziąłem puste metalowe wiadro stojące obok. Zacisnąłem dłoń i rozpocząłem serię zamachnięć. Wiadro co chwilę odbijało się od głowy tej dziewczyny, która już po pierwszym uderzeniu padła na ziemię jak trup. Nie było ważne, czym ją zabiłem, czy tylko ogłuszyłem. Ważne było to, że znowu miałem nad nią kontrolę.

Chcieliśmy tylko dorosnąćWhere stories live. Discover now