12

46 5 5
                                    

– Przeprosiła mnie. Wiem, że to się już nie powtórzy. Naprawdę, przysięgam. – Uśmiechnęłam się minimalnie. – Ciotka Żaneta przyjechała dzisiaj do nas i w sumie nie wiem, na jak długo zostanie. Obiecała mi pogadać z matką o tym, co dzieje się w domu. Ciotka zawsze miała duży wpływ na mamę, więc wierzę, że wiele w jej głowie się pozmienia. – Zaczerpnęłam świeżego powietrza. – Dzięki za troskę...

Mama Bugajskiego przycisnęła usta do mojej dłoni ze łzami w oczach.

– Cokolwiek będzie, zawsze możesz na nas polegać.

O dwudziestej wsiedliśmy do samochodu Łukasza. Położyłam plecak na tylnych siedzeniach i zapięłam pas. Chłopak podczas odpalania silnika posłał mi złośliwy uśmieszek, który był wstępem do gwałtownego wbicia gazu. Zatrzymał się potem nagle i zaśmiał.

– Naprawdę chcesz mieć zwrócone leczo na szybie, kierownicy, schowku, siedzeniach oraz na swoich ciuchach? – Uniosłam brew wyzywająco.

– Chcę. – Rozczochrał mi loki i ruszył spokojnie autem. – Ale przyznaj. To było prawie jak jazda na nieujeżdżonym koniu.

– Nigdy nie jeździłam na nieujeżdżonym koniu.

– Kolejnym razem poproszę znajomego, aby na takiego cię posadził i od razu wyrobisz sobie zdanie.

– Albo nowe zęby. – Parsknęłam. – Gdzie my tak w ogóle jedziemy? Niech zgadnę – wtrąciłam mu szybko. – Jedziemy za miasto do jakiejś małej wioski, w której są pobudowane same nowe i bogate chaty, co?

Uniósł kącik ust.

– Dobra jesteś.

– Och, wiem, Bugajski. – Zarzuciłam teatralnie włosami, dźgając go palcem w bok. – Najlepsza.

– Podziel się swoim przepisem na tak niskie ego. – Zaśmiał się donośnie.

Dojechaliśmy na domówkę po dwudziestu minutach. Bylibyśmy prędzej, ale kompletnie zapomnieliśmy, że tego wieczoru przez nasze miasteczko przejeżdżało jakieś dwieście rowerów w ramach akcji charytatywnej na rzecz dodatkowej ochrony płazów. Musieliśmy wybrać dłuższą drogę (niekoniecznie też asfaltową), więc trafiły nam się same dziury, na których podskakiwaliśmy jak ja ostatnio podczas kłusu w siodle. Bugajski wzdychał z niecierpliwości. Po zaparkowaniu wzdłuż odpowiedniej posesji odetchnął.

– Poczekaj... – powiedziałam, tuż przed tym, nim zaczął wychodzić z auta. – To będzie głupie pytanie, ale jak mam się zachować, kiedy podejdzie do ciebie twoja... koleżanka. Mam pójść na drugi koniec domu, żeby wam nie przeszkadzać? – spytałam złośliwie.

– Najlepiej, to wyjdź z domu i nie wracaj, dopóki do ciebie nie zadzwonię – fuknął, strzelając mi palcami w ucho.

Skomentowałam tę odpowiedź śmiechem.

Zabrałam ze sobą tylko telefon, który wylądował w tylnej kieszeni spodni. Cieniowana czerwona kostka brukowa zaprowadziła nas pod drzwi wejściowe. Prawie całe małe podwórko zagracone były młodymi drzewami i bujnymi iglakami. Kiedy czekaliśmy, jak ktoś otworzy nam drzwi, zerknęłam na Łukasza, co jednocześnie sprawiło uśmiech na mojej twarzy. Chłopak zauważył moje skanowanie, bo uniósł brew, a zanim się odezwał, w drzwiach stanął znajomy Bugajskiego. Zdawało mi się, że był on na boisku na imprezie.

– Takie domówki zawsze kojarzą mi się z amerykańskimi filmami dla nastolatków, ale tutaj jest o wiele spokojniej – mruknęłam do Bugajskiego, który przytaknął na moją informację.

W domu znajdowało się z dziesięć osób. Głównie byli to znajomi Łukasza, z którymi chodził do szkoły. Praktycznie wszyscy siedzieli w ogromnym salonie wpatrzeni w plazmę, na której pojawiały się słowa przeróżnych piosenek. Na niskiej ławie piętrzyły się różne przekąski oraz plastikowe kubeczki wypełnione napojami. Wsłuchałam się w lecącą piosenkę (chyba Britney Spears) i wpatrzyłam w jedną z dziewczyn, która trzymała różowy mikrofon i śpiewała razem z innymi osobami.

Chcieliśmy tylko dorosnąćWhere stories live. Discover now