– Przeprosiła mnie. Wiem, że to się już nie powtórzy. Naprawdę, przysięgam. – Uśmiechnęłam się minimalnie. – Ciotka Żaneta przyjechała dzisiaj do nas i w sumie nie wiem, na jak długo zostanie. Obiecała mi pogadać z matką o tym, co dzieje się w domu. Ciotka zawsze miała duży wpływ na mamę, więc wierzę, że wiele w jej głowie się pozmienia. – Zaczerpnęłam świeżego powietrza. – Dzięki za troskę...
Mama Bugajskiego przycisnęła usta do mojej dłoni ze łzami w oczach.
– Cokolwiek będzie, zawsze możesz na nas polegać.
O dwudziestej wsiedliśmy do samochodu Łukasza. Położyłam plecak na tylnych siedzeniach i zapięłam pas. Chłopak podczas odpalania silnika posłał mi złośliwy uśmieszek, który był wstępem do gwałtownego wbicia gazu. Zatrzymał się potem nagle i zaśmiał.
– Naprawdę chcesz mieć zwrócone leczo na szybie, kierownicy, schowku, siedzeniach oraz na swoich ciuchach? – Uniosłam brew wyzywająco.
– Chcę. – Rozczochrał mi loki i ruszył spokojnie autem. – Ale przyznaj. To było prawie jak jazda na nieujeżdżonym koniu.
– Nigdy nie jeździłam na nieujeżdżonym koniu.
– Kolejnym razem poproszę znajomego, aby na takiego cię posadził i od razu wyrobisz sobie zdanie.
– Albo nowe zęby. – Parsknęłam. – Gdzie my tak w ogóle jedziemy? Niech zgadnę – wtrąciłam mu szybko. – Jedziemy za miasto do jakiejś małej wioski, w której są pobudowane same nowe i bogate chaty, co?
Uniósł kącik ust.
– Dobra jesteś.
– Och, wiem, Bugajski. – Zarzuciłam teatralnie włosami, dźgając go palcem w bok. – Najlepsza.
– Podziel się swoim przepisem na tak niskie ego. – Zaśmiał się donośnie.
Dojechaliśmy na domówkę po dwudziestu minutach. Bylibyśmy prędzej, ale kompletnie zapomnieliśmy, że tego wieczoru przez nasze miasteczko przejeżdżało jakieś dwieście rowerów w ramach akcji charytatywnej na rzecz dodatkowej ochrony płazów. Musieliśmy wybrać dłuższą drogę (niekoniecznie też asfaltową), więc trafiły nam się same dziury, na których podskakiwaliśmy jak ja ostatnio podczas kłusu w siodle. Bugajski wzdychał z niecierpliwości. Po zaparkowaniu wzdłuż odpowiedniej posesji odetchnął.
– Poczekaj... – powiedziałam, tuż przed tym, nim zaczął wychodzić z auta. – To będzie głupie pytanie, ale jak mam się zachować, kiedy podejdzie do ciebie twoja... koleżanka. Mam pójść na drugi koniec domu, żeby wam nie przeszkadzać? – spytałam złośliwie.
– Najlepiej, to wyjdź z domu i nie wracaj, dopóki do ciebie nie zadzwonię – fuknął, strzelając mi palcami w ucho.
Skomentowałam tę odpowiedź śmiechem.
Zabrałam ze sobą tylko telefon, który wylądował w tylnej kieszeni spodni. Cieniowana czerwona kostka brukowa zaprowadziła nas pod drzwi wejściowe. Prawie całe małe podwórko zagracone były młodymi drzewami i bujnymi iglakami. Kiedy czekaliśmy, jak ktoś otworzy nam drzwi, zerknęłam na Łukasza, co jednocześnie sprawiło uśmiech na mojej twarzy. Chłopak zauważył moje skanowanie, bo uniósł brew, a zanim się odezwał, w drzwiach stanął znajomy Bugajskiego. Zdawało mi się, że był on na boisku na imprezie.
– Takie domówki zawsze kojarzą mi się z amerykańskimi filmami dla nastolatków, ale tutaj jest o wiele spokojniej – mruknęłam do Bugajskiego, który przytaknął na moją informację.
W domu znajdowało się z dziesięć osób. Głównie byli to znajomi Łukasza, z którymi chodził do szkoły. Praktycznie wszyscy siedzieli w ogromnym salonie wpatrzeni w plazmę, na której pojawiały się słowa przeróżnych piosenek. Na niskiej ławie piętrzyły się różne przekąski oraz plastikowe kubeczki wypełnione napojami. Wsłuchałam się w lecącą piosenkę (chyba Britney Spears) i wpatrzyłam w jedną z dziewczyn, która trzymała różowy mikrofon i śpiewała razem z innymi osobami.
YOU ARE READING
Chcieliśmy tylko dorosnąć
Mystery / ThrillerHistoria pięciorga polskich nastolatków zamieszkałych w małej zapomnianej wiosce. Po morderstwie jednej z koleżanek postanawiają rozwiązać zagadkę kryminalną i odkryć tożsamość tego, który od ponad czterdziestu lat, po wielu przestępstwach, nie zost...