Epilog

151 14 0
                                    

Luiza wchodzi na salę pewnym krokiem, zupełnie godząc się ze swoim losem i tym, jak przeżyje to Dorian. On sam natomiast nie czuje się w żaden sposób dobrze, co widać po jego obliczu. Skrzywionym i wyrachowanym. Jedynie twarz Maksa idącego kilka kroków za nimi jest neutralna, choć serce wali mu szalenie po przebytej rozmowie z władcą wampirów.

Alfa Gilbert przestaje mówić do swoich podwładnych na czas, aż drzwi za przybyłą trójką nie zamkną się, ale nawet gdy chce powrócić do przerwanej przemowy, głos jego synowej odbija się echem po izbie:

– Uwaga, moi mili! Niezależnie od tego jak postąpią z wami moi towarzysze – ma w tej chwili na myśli Maksa, Remigiusza i alfę Karola – chcę abyście wiedzieli, że ja niezależnie od wszystkiego z wami zostanę. Co więcej – tu Luiza ucisza kilka osób, szepczących między sobą – pragnę poinformować, że moja obecność nie jest wam potrzebna, abyście mogli działać przeciw WW. I na tym proszę, abyście się skupili. Klątwę i jej skutki proszę, zostawcie mnie.

Kilka osób na sali zaczyna się śmiać, gdy słyszą te słowa. Brzmią one według większości zupełnie absurdalnie. Bo jak osoba, która nie miała przez całe życie styczności z tymi bestiami ma w jakikolwiek sposób poradzić sobie.

Jednak wszelkie ich wątpliwości przerywa Dorian, unosząc do góry zaciśniętą dłoń. Jego ojciec wpatruje się w ten symbol zdumiony.

– Luiza raz spotkała się z Bękartem i przeżyła spotkanie z nim. Poza tym, o czym wie tylko kilka osób, ten Bękart pojawił się wówczas w pokoju luny, co wydawałoby się niemożliwe. A jednak. – Zaklęci patrzą teraz na niego zdumieni, ale on nie pozwala zadać sobie żądnych pytań. – Poza tym mamy kilka innych dowodów na to, że do Horii można przenieść się i nie zginąć. Można za to zostać przemienionym w jednego z Bękartów. Prawdopodobnie sam Bękart przepowiedni był jednym z naszych, porwanych niegdyś członków watahy. Co zaś do tego, którego spotkała moja wpojona, nie mogę powiedzieć więcej. Na tę chwilę. Dopóki nie okaże się, że przypuszczenia Luizy są słuszne.

Na sali da się usłyszeć pojedyncze westchnienia

– Czyli chcesz wysłać naszą lunę do Horii, nie mając pewności czy to przeżyje? Czy tu wróci? – pyta sceptycznie Albert, a Dorian skina mu głową, poważnie. – Czyli niechybnie chcecie skończyć jak was ojciec po odejściu waszej matki! Czy ty wiesz jak bardzo durny to pomysł?! Czemu nie wyślesz kogoś z nas?!

Dorian zaciska mocno wargi, nim nie odpowiada za niego przeznaczona:

– Bo kiedy mnie przedstawiano, jako płową wilczycę, próbowano ukryć moje prawdziwe ja. Ja, które może przeżyć jako jedyne właśnie dzięki temu kim naprawdę jestem i czego dowiedziałam się w trakcie przebywania między wami. Jestem bowiem białą alfą, silniejszą niż piątka męskich alf razem wziętych.

Przez sekundę na sali panuje głucha cisza, ale znika ona szybko, gdy zasiadający w ławach członkowie sfory zaczynają wznosić – o dziwo – pozytywne oklaski. Nie jeden przybija sobie nawet piątkę z siedzącym obok sąsiadem, zupełnie jakby wygrali jakiś zakład życia. Jakby już wcześniej wiedzieli, że tak może być.

– Cisza! – krzyczy głośno alfa Gilbert, przy czym też uderza dłońmi w blat mównicy. Potem zaś patrzy na syna. – Dorianie, niezależnie od tego kim jest czy kim nie jest Luiza, nie powinieneś pozwalać jej wyruszyć do Horii. Postradasz zmysły w kilka minut po jej odejściu. A poza tym jak wy w ogóle chcecie przywołać Bękarta, aby ten porwał tylko ją? Aby nie zagroził reszcie watahy?

Tu Luiza unosi dłoń w uspokajającym i nieco nonszalanckim geście.

– Po spotkaniu z Bękartem w pokoju luny otrzymałam od niego coś, co najpewniej sprowadzi go z powrotem do sfory, ale tym razem zabierze mnie. Nikogo innego.

Alfa posępnieje.

– Na ile możesz ufać temu stwierdzeniu? – pyta.

Luiza wzrusza ramionami, po czym kręci głową i mówi:

– Zrobię to sama w pokoju luny. Dla pewności. Ale... Nim do tego dojdzie, chcę poprosić cię, alfo abyś pilnował Doriana podczas mojej nieobecności. Aby moje odejście nie wypaliło mu ani serca, ani umysłu do cna. – Tu jej głos urywa się. Odchrząkuje więc i dodaje: – Swoje powodzenie udokumentuje w liście, który postaram się wam dostarczyć. Jeśli jednak nie uda mi się i to, dajcie mi maksymalnie pół roku im stracicie wszelką nadzieje, że żyję. Jednak jeśli moje podejrzenia się potwierdzą, list powinien dotrzeć tu tak czy owak.

Po czym dziewczyna patrzy na swojego wpojonego przeciągle, ale z uspokajającym uśmiechem, a potem kieruje w stronę drzwi.

– Nawet się nie pożegnasz, luno? – ostatnie słowo Albert przeciąga w ustach tak, jakby się drażnił. – Nie pozostawisz po sobie na wypadek wszelki, potomka? – Tu zezuje na Doriana, który omal nie zabija stryja wzrokiem.

Jednak ta nie daje się sprowokować.

– Jeśli myślisz, Albercie, że bez mojego pierworodnego dynastia de la Mote przepadnie i wy ich zastąpicie, to mam dla ciebie złe wieści. Nie dojdzie do tego, bo tu wrócę.

Przedstawiciel rodziny la Riever uśmiecha się wrednie i skina jej głową, samemu myśląc tylko jedno: „nawet jeśli, ja nie dopuszczę do tego..."

***

Luiza przeniosła się do Horii o czym świadczy fatalne samopoczucie Doriana, którego aktualnie pilnują trzy osoby: alfa, Martin i Asia. Zebranie skończyło się w tej samej chwili, w której on zaczął krzyczeć z bólu i walczyć o każdy kolejny oddech.

Jego strata wydaje się jemu ojcu tak znajoma, że na te kilka chwil zmiękł on zupełnie, a teraz siedzi na podłodze przy nogach jego łóżka, wiedząc co przeżywa i wspominając to, co on sam przeżył, gdy jego matka oddała swoje życie w ręce Bękartów.

Alfa nigdy im tego nie wybaczy, niezależnie od tego co dokładnie miała w planach jego synowa. Nawet jeśli – jak zdążył się domyślić – jego wpojona żyje i to ona odwiedziła swoją następczynie w Bękarciej postaci.

W każdym bądź razie, teraz i Martin wie jak musiał czuć się ich alfa, gdy odeszła luna Lilian. Bo wie, że w tamtym okresie był tylko chłopcem. W dodatku rodzice zabraniali mu zbliżać się do alfy, aż ten w wieku piętnastu lat nie został betą głównym Doriana. Może więc i dlatego teraz i on czuje jego ból, choć zapewne nie tak silnie. Jednak i w jego oczach znajduje się smutek, a oczy ma szmaragdowe. W jego brzuchu kotłują się bowiem bardzo silne emocje empatii i bólu po tym jak w ciągu swojego jakże krótkiego życia, był światkiem utraty drugiej luny.

Tej, którą nadal w jakiś sposób kochał namiętnie.

Jedynie Asia czuła, że w po tym desperackim kroku, wszystko może się zmienić. Że jej pani wiedziała co robi. Nawet jeśli sama Asia nie chce się do tego przyznawać, wiedząc że zrzuci to na nią falę złości i buntu innych.

Co zaś do innych, nieobecnych przy łożu Doriana, członków stada, oni również mają w tej chwili mieszane uczucia. Ponadto przejmują nieświadomie smutek, gniew i żal, którymi emanuje ich przyszły alfa. Są one jednak dużo mniejsze niż za czasów luny Lilian, ale jednak oddziałują na wszystkich jak wieczne, czarne chmury burzowe, przysłaniające wszelkie promienie słońca już długie lata.

„Ze wszystkich zwierząt, najtrudniej jest oswoić samotnego wilka" – ten cytat mają w głowie teraz wszystkie przebywające wśród Zaklętych osoby. Nawet Maks, Remigiusz i alfa Karol, którzy po desperackim czynie Luizy wiedzą, że muszą tu zostać i mimowolnie pomóc im w oswojeniu Doriana.

Wpojony przeznaczonyWhere stories live. Discover now