XXIV Ostatnia próba

75 15 0
                                    

 – Co robimy? – pyta przestraszony członek arystokracji, wstając ze swojego miejsca. – Pozwolicie żeby ponad dwieście istot zamieszkało na ulicy?

– A może dacie nam możliwość przenieść się do innych watah? Tylko ile z nich przyjmie tak wielu z nas?

– Część z pewnością wyląduje na bruku, nadal gnębiona przez Bękarty.

Głosy protestu rozbrzmiewają, a szmer i harmider, który przez nie powstał, wydaje się nie do opanowania. Nawet głos alfy zdaje się w tej sytuacji nie skutkować. Luiza z prośbą wpatruje się w Remigiusza, alfę Karola i Maksa, którzy kręcą głową, jakby chcieli się już poddać i odejść. W końcu to, że tu są obecnie nie oznacza przecież, że po tym jak ich plan tak czy owak zawiódł, nie wycofają się, aby wrócić do Oazy. Harmider w izbie ciągle się wzmaga, a Luizie coraz trudniej pozbierać myśli. W końcu więc nie wytrzymuje, rycząc:

– Cisza!

I wtedy każdy, co do joty, milknie, wpatrując się w dziewczynę, której oczy pod wpływem emocji stają się fioletowe.

– Skąd ci ludzie wiedzieli o sytuacji moją siostrą? – pyta, wściekła, ale nikt nie jej nie odpowiada, jak zresztą podejrzewała. – Mam pewien trop, ale to będzie wymagało podpytania sąsiadów z Oazy i okolic – zauważa i wskazuje Remigiusza, mówiąc: – Zajmiesz się tym. Jeśli się czegoś dowiesz, informuj.

Potem jej oczy spoczywają na Maksie, który wpatruje się w nią zaskoczony. Zupełnie jakby coś w niej samej przyprawiało go o gęsią skórkę.

– Ty natomiast, Maks zajmiesz się poszukiwaniem dodatkowych sojuszników. Jako syn alfy Karola powinieneś mieć jakieś znajomości. Musimy wykorzystać tę przewagę i zrobić wszystko, aby WW więcej nie postawili tu nogi.

– Łatwiej powiedzieć niż zrobić! To nie ma prawa się udać! –Tym razem odzywa się przedstawiciel TdM.

– Luno, nie chcemy cię martwić, ale twój sposób...

– Trzeba przede wszystkim pokonać Bękarty! – woła Luiza, przerywając im ostrym tonem. – A ja chyba wiem jak to zrobić.

Tu jej wzrok przeskakuje na Doriana, przy czym prosi niemo, aby przyszły alfa ruszył za nią. Po chwili więc oboje opuszczają salę.

Idą w ciszy otaczającej ich, a zarazem dzielącej niczym bariera. Odkąd Luiza wróciła do stada, nie rozmawiali. Jednak nie trwa to długo, ponieważ młoda dziewczyna szybko przechodzi do rzeczy:

– Słyszałeś kiedyś słowo: Lepota?

Dorian nagle sztywnieje i luka na przeznaczoną, a po plecach przechodzi mu zimny dreszcz.

– Wybrzmiewa w niektórych podaniach i legendach o Bękartach. Lepota oznacza świętą dziewicę – mówi cicho.

Luiza przyjmuje te słowa do wiadomości.

– A nazwę: Kigtera?

– Do czego zmierzasz...

– Zmierzam do tego, że chcę rozprawić się z nimi od środka.

Dorian potyka się o własne myśli, a jego oczy są rozszerzone. Luiza kontynuuje:

– Po przybyciu do was spotkałam Bękarta w pokoju luny. Tego, którego pyłowe ślady znalazłeś chwilę później. Potem z nim rozmawiałam i otrzymałam coś na kształt wskazówki. Wydaję mi się więc, że wasze wilki i inne porwane osoby nadal żyją w Horii, a zwyczajnie odległość jaka dzieli ich niekiedy z przeznaczonym, sprawia że umierają.

Dorian łapie dziewczyna za ramię gwałtownie i obraca w swoją stronę.

– Nie masz dowodów!

– Mam. Bowiem tamten Bękart, którego spotkałam w pierwszy dzień, najpewniej był twoją matką przemienioną w Bękarta. Była to najpewniej luna Lilian.

Wpojony przeznaczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz