- Álvaro, możesz jeszcze przeprosić za to co zrobiłeś - Pat wbijał mu palce w szyję, uniemożliwiając oddychanie.

- Nie mam za co, ktoś by i tak ją zgwałcił. Byłem na tyle dobry, że nie zabiłem jej od razu tylko pomału patrzyłem jak trauma niszczy ją od środka. Możesz sobie tylko wyobrazić, że to były jedne z najlepszych w moim życiu pchnięć. Zagłębiałem się z nią z taką siłą, że rozwywa... - nie dokończył, bo mój kolega zgniótł jego tchawicę, przerywając przy okazji rdzeń kręgowy. Hiszpan skończył na ziemi dusząc się i umierając.

~~ PATRICK ~~

Nie czekając na dalszą reakcję Andrew, rzuciłem się do ciała mojej dziewczyny. Podniosłem ją na ręce.

- Gdzie mamy iść?

- Do siedziby zmiennokształtnych w Hiszpanii, oni jej pomogą. To nie daleko i będziemy szybciej z naszą szybkością niż samochód, więc biegnij za mną. 

- Trzymaj się kruszynko - pocałowałem jej czoło oraz przytuliłem mocno, aby w biegu mi się nie wyśliznęła. - Co z tymi ciałami?

- Zajmą się nimi inni. Nie myśl teraz o nich! Joanne jest cała poobijana - zwolnił kroku i przed nami pojawił się wysoki mur obrośnięty trawą. Wokół ludzie i wilki wykonywali czynności domowe oraz trenowali sztuki walki. Każdego kogo mijaliśmy kłaniał się blondynowi. Był zdecydowanie szanowany.

- Andrew z Joanne jest coraz gorzej. Nie rozumiem tego! Jest wilkiem powinna się szybciej regenerować, a teraz jej serce słabnie.

- Przypuszczam, że wstrzyknęli jej jakieś świństwo.

Weszliśmy do dużego budynku na środku placu. Wszystko było zachowane w kolorach jasnych i ciepłych. Poczułem jakieś nieprzyjemne uczucie w środku. Tak jakby zwiastowało coś złego. To coś miało się wydarzyć w najbliższym czasie. Nie mogę stracić nikogo ważnego dla mnie. Utrata boli najbardziej, bo dopiero wtedy rozumiemy co straciliśmy, a to może już do nas nie wrócić. Choćby ludzie się starali nie wskrzeszą innych, nie zawsze dostaną drugą szansę albo nie znajdą swoich bliskich, którzy uciekli.

- Andrew, co cię do nas sprowadza? - zapytał niski szatyn o czarnych oczach, który zjawił się przed nami znikąd.

- Ta dziewczyna, którą trzyma Patrick to moja kuzynka jest alfą. Pamiętasz tego chłopaka, który ją zgwałcił? - tamten pokiwał głową. - Porwał ją i zatruł czymś. Eugenio pomóż nam.

- Zabierz ją do lecznicy, tam przejdzie badania.

- Za mną!

- No co ty nie powiesz?! Pospiesz się, ona ledwo oddycha! - krzyknąłem na niego.  Znowu przedzieraliśmy się przez ludzi, a także plątaninę korytarzy. Cel był jeden. Musieliśmy zrobić wszystko, aby uratować kruszynkę. Położyłem ją na kozetce w białej sali. Wokół było kilkanaście półek ze starymi księgami oraz być może odtrutkami. Joanne wyglądała okropnie, zaschnięta krew na jej bladym ciele przyprawiała mnie o odruch wymiotny. Nie rozumiem, jak jakikolwiek mężczyzna mógł zrobić coś takiego kobiecie.

- Hola Andrew! Dawaj mi tutaj małą, zajmę się nią - wysoka blondynka weszła do pomieszczenia, gdy zobaczyła w jakim stanie jest Jo od razu rzuciła się po jakieś igły i pojemniczki. Pobrała jej krew, następnie powąchała ją. Grymas wpłynął na jej twarz.

- Co podali mojej kuzynce?

- Pospolitą truciznę, która ludzi tylko ogłusza ludzi, natomiast poważnie szkodzi zmiennokształtnym. Już podaję tej biednej dziewczynie odtrutkę. Za dwie godziny powinna chodzić o swoich nogach i w pełni komunikować ze światem.

Oczy ze Snów ✔Where stories live. Discover now