12. Pola kwiatów w twoich snach

41 4 76
                                    

Zapraszam do rozdziału, w którym dzieje się zdecydowanie za dużo i nie zdziwię się, jak ktoś będzie miał problem z załapaniem, co tu się właśnie wydarzyło. I jakby kto się pytał, mentalnie się poryczałam.

------------------------------------------------------------------------------------------------

- Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego, do cholery, to zrobiłem?

Tommy szeptał do siebie, chodząc po swoim pokoju, jego dłonie wciąż były ciepłe, bo trzymał Wilbura. Serce biło mu młotem, gdy przypomniał sobie zaledwie kilka minut wcześniej, jak to było, jakby ktoś inny kontrolował jego ciało, kiedy wykonywał procedurę uziemiania Wilbura, aby powstrzymać go przed dysocjacją.

Teraz to pamiętał. Siedząc na kanapie, w świecącym świetle księżyca tworzącym smugi światła na podłodze, trzymając Wilbura za ręce i prosząc go, aby nazwał rzeczy, które widzi. Czasami, gdy zwykłe metody uziemiania nie działały, Tommy po prostu go przytulał, a kiedy Wilbur w końcu podnosił ramiona, by odwzajemnić Tommy'ego, wiedział, że zaczyna wracać do rzeczywistości.

Ale... Ale to, że pomógł Orfeuszowi się ustabilizować, nie oznaczało, że to wszystko było prawdą, prawda?

Wymówka była słaba i Tommy o tym wiedział. Nie zamierzał jednak rozwodzić się nad konsekwencjami tego wszystkiego. Nie mógł. To było dla niego zbyt wiele do rozważenia w tej chwili. Nie, kiedy wciąż był tak wyczerpany wszystkim, co wydarzyło się tamtej nocy.

Przerywając przechadzanie się, Tommy znalazł rodzinne zdjęcie leżące na skraju łóżka. Zbyt długie wpatrywanie się w zdjęcie przywróciło mu ten okropny ból w klatce piersiowej, więc podszedł do szafki nocnej, wysunął szufladę i delikatnie włożył zdjęcie do środka.

Następnie podszedł do rogu, gdzie nadal leżała połamana rama. Przykucnął i zebrał odłamki szkła tak delikatnie, jak tylko mógł, układając je w dłoni, po czym zaniósł je do łazienkowego kosza na śmieci i wyrzucił.

Tommy poczuł pustkę.

Było coś, czego chciał. Coś, za czym rozpaczliwie tęsknił. Sprawiło to, że jego skóra zaczęła pulsować z niepokoju i z braku lepszego zajęcia wrócił do swojego rytmu.

Nienawidził tego. Chociaż Tommy ciągle tak sobie myślał, nie oznaczało to, że było to mniej prawdziwe. Jego głowa była bałaganem wspomnień, które nie pasowały, a część Tommy'ego nie pragnęła niczego bardziej niż rozbicia jego głowy o ścianę, aż ponownie straci wszystkie wspomnienia.

To miejsce w połowie drogi między pamiętaniem a niepamiętaniem, niewiedzą, kim do cholery był i kim do cholery miał teraz być - to był najgorszy rodzaj czyśćca, jaki mógł sobie wyobrazić. Nic nie było w porządku, nic nie miało sensu, a Tommy był po prostu całkowicie i beznadziejnie zagubiony.

Z zamyśleń wyrwało go delikatne pukanie do drzwi.

- Cześć? - zawołał, krzywiąc się pod wpływem szorstkości jego głosu.

- Tommy? - jego pierś ścisnęła się, gdy usłyszał Wilbura tuż za drzwiami. Oczywiście, że to był on. Oczywiście, że będzie chciał porozmawiać z Tommym po tym, co do cholery wydarzyło się w kuchni. - Możemy porozmawiać?

I znowu Tommy chciał powiedzieć nie. Ale to, czego chciał, zdawało się zupełnie nie pasować do tego, co robił, ponieważ jego usta uformowały się w „tak", zanim zdążył się nad tym zastanowić dwa razy.

Wilbur ponownie przeszedł przez drzwi, wciąż w pełni ubrany w strój Orfeusza. Zdjął jednak buty i Tommy prawie miał ochotę się roześmiać, gdy zobaczył, że Wilbur ma na sobie niedopasowane skarpetki.

The World Forgetting By The World Forgot //PLWhere stories live. Discover now