V

29 4 0
                                    

Here we go ^^

~~~~~~

Niebo było dziś jasne i ozdobione pierzastymi chmurami, ale Patrick wiedział, że ładna pogoda nie potrwa długo - cumulonimbus zwiastował burzę. Chłopak już dwa dni wcześniej przewidywał, że pogoda się pogorszy, kiedy na niebie pojawił się cirrus, ale patrząc na to, że na razie świeciło słońce (cud!), przypuszczał, że zacznie padać mniej więcej w późne popołudnie.

Patrick zamknął za sobą ogrodową furtkę i wciągnął do płuc chłodne, poranne powietrze. Pachniało ziemią i zbutwiałymi liśćmi, a wokół jak zwykle unosiła się lekka mgła - co raczej nie zwiastowało wiosny - ale nie mógł narzekać, gdy słońce wyglądało zza chmur. Nawet jeśli wiosna się spóźniała, nadal było ładnie. Poklepał się po kieszeni, żeby upewnić się, że wziął klucz, po czym ruszył do szkoły.

Nie był typem osoby, która otacza się mnóstwem znajomych. Chodził do szkoły sam, pod koniec drogi spotykając się z przyjaciółką, ale zwykle mu to nie przeszkadzało - nie lubił być w centrum uwagi. Jedyną rzeczą, jaka według innych była w nim ciekawa, był fakt, że przyjaźnił się z Julittą, czyli szalenie inteligentną prawie-jedenastolatką, która przeskoczyła cztery klasy. Oboje mieli ciemne, falowane włosy i zielone oczy, co sprawiało, że niektórzy myśleli, iż są rodzeństwem, ale nie byli spokrewnieni. Co było zabawne, bo znali się tak długo, że czuli się niemal jak brat i siostra. Patrick często zastanawiał się, czemu dziewczynka w ogóle go lubi, ale nigdy nie miał odwagi się o to zapytać. Julitta była poważna, wyglądała na conajmniej trzy lata starszą niż była i potrafiła rzucać takie spojrzenia, że nieszczęśnik, którego nimi poczęstowała, miał ochotę zapaść się pod ziemię. 

Patrick skręcił w prawo i po chwili zobaczył starą willę potocznie nazywaną Rose Wind. Przystanął na chwilę, żeby na nią spojrzeć. Często chodził tą drogą - mimo że była dłuższa - by uniknąć spotkania z Fredem. Parę tygodni wcześniej chłopak złamał jednak nogę i Patrick przez jakiś czas chodził trasą mijającą jego dom, przy okazji znajdując nowy skrót między budynkami. Dzisiaj jednak postanowił przedłużyć sobie drogę. 

Lubił ten dom. 

Przypominał mu dawne czasy, gdy rodzice opowiadali historie o jego przeszłości i chociaż były wymyślone, jakaś jego część chciała w nie wierzyć. Najbardziej lubił tę, w której dom był magiczny i miał strażniczkę chroniącą go przed intruzami, którzy chcieli ukraść jego moc. Według bajki to ona zawsze myła szyby od środka i gdy Patrick był mały, zawsze im się przyglądał, żeby się upewnić, czy faktycznie są czyste. Były.

I chociaż już nie wierzył w tę dzicinną bajkę, nigdy nie zrozumiał czemu wszyscy trzymają się od domu z daleka. Był piękny na swój sposób, obrośnięty bluszczem i otoczony drzewami. I nadal świetnie się trzymał od niemal stu lat. 

Nagle wciągnął gwałtownie powietrze. Samochód? 

Zamrugał oczami, ale nadal widział otoczonego dziką różą czerwonego fiata stojącego na podjeździe. Ostatnie raz był tu kilka tygodni temu, ale nie sądził, że do tego czasu coś się tu zmieni. A teraz najwyraźniej ktoś planował sprzedać dom. Albo... już go sprzedał. 

Coś minęło mu w pamięci, że jakoś dwa miesiące temu widział samochód przed bramą ogrodu, ale był to mercedes. W każdym razie coś się tu działo i chłopak nie był pewien,  czy to dobrze, czy źle. 

Może to dobrze i dzięki temu willa nie rozpadnie się po tylu latach. Słyszał od babci Julitty, że dom należał kiedyś do bogatej rodziny, która opuściła go około siedemdziesiąt lat temu w tajemniczych okolicznościach. Nie dało się jednak wyciągnąć z niej żadnych szczegółów, mimo że musiała być wtedy może trochę młodsza od niego. 

LightnessWhere stories live. Discover now