IV

20 4 2
                                    

Ola przerwała układanie na stos książek wyciągniętych z pudła w przedpokoju i spojrzała na wysoki zegar, który cicho tykał w salonie. Wytężyła wzrok, by zobaczyć,  którą wskazuje godzinę.  

Było popołudnie i słońce wychyliło się zza chmur, starając się ogrzać zmarzniętą ziemię, postanowiła więc przerwać na razie pracę i wyjść do ogrodu. Chwyciła jedną z leżących w pudle książek i udała się do kuchni, żeby zrobić sobie coś do picia. Przeskoczyła nad dwoma z wielu rozłożonych po całym salonie pudeł i weszła do jasnego pomieszczenia. 

- Naprawdę nie wiem, gdzie to wszystko upchnąć, mamy tyle zbędnych rzeczy - Usłyszała z korytarza głos mamy. - ten dom jest pełen wszystkiego, trzeba chyba będzie przerobić jeden z pokoi na jakiś składzik. 

- Będę musiał nad tym pomyśleć. - odparł tata. - Nie sądziłem,  że wszystkie pokoje będą umeblowane, Richard nawet załatwił nam kanalizację i ciepłą wodę w łazience. 

- Też masz wrażenie że.. tu jest jakby... luksusowo? 

- Jeszcze jak. - W głosie taty brzmiała duma,  jakby to on sam zbudował ten dom własnymi rękami. - To cud, że mamy znajomego, który nam tak wiele pomógł. Mówił, że jemu to żadna różnica, bo jest nadziany jak kurczak. Zobacz, jakie mamy szczęście!

- Gdybyśmy się nie przeprowadzili, pewnie strajkowałbyś teraz w stoczni - Powiedziała mama z ledwie wyczuwalną melancholią w głosie. - Muszę zatelefonować do Borejków co się teraz dzieje w Polsce.  Kto wie, może Wałęsa robi kolejne rewolucje. 

Oboje zaczęli się śmiać.  

- Na razie musimy pojechać do miasta przywieźć resztę rzeczy. Drugi raz Richard nam nie zorganizuje dostawy. 

- A co z samochodem? 

- Trzeba będzie go chyba sprzedać, już go nie potrzebujemy. 

Ola stała bez ruchu za drzwiami kuchni z szklanką soku w jednej dłoni i książką w drugiej. Będą sprzedawać samochód, który - nota bene - kupili I'd Richard, a to znaczyło, że nie planowali wracać w najbliższym czasie. Ciekawe komu, tutaj przecież nikt nie będzie potrzebował samochodu. Pewnie będą musieli dostać się do najbliższego miasta, żeby poszukać kogoś zainteresowanego starym modelem czerwonego fiata z zacinającym się biegiem, poprzecieraną karoserią i bagażnikiem, który czasami się nie domykał. Cóż, może zadziała wieczny argument taty, że ,,przynajmniej nikt nie będzie chciał go ukraść''. 

Ale trudno, jak zmiany, to duże. Może tak będzie lepiej. 

Otworzyła na oścież drzwi kuchni i ruszyła do drzwi. Minęła rodziców, którzy właśnie wchodzili do holu ubrała się i wyszła z domu. Poszła tam, gdzie wczoraj, do wyschniętej, obrośnietej mchem fontannie z marmuru. Usiadła na wilgotnej krawędzi i zamyślina się.

Alex chciał jej coś powiedzieć, wtedy, gdy znalazła go w bibliotece i wcześniej, gdy obudził ją w nocy. Zbyła go, ale teraz pomyślała, że sprawiał wrażenie,  jakby naprawdę coś tam widział. Ale była tam przecież, na górze, i nie widziała żadnych nowychodzi pomieszczeń. 

Chcąc odpędzić od siebie te myśli, otworzyła książkę i zaczęła czytać. Była to kiedyś jedna z ulubionych Alexa, które kupił im Dziadek Tadeusz, o kosmosie i robotach, chyba Stanisława Lema, jeśli dobrze pamiętała. Dziadek, kiedy jeszcze żył, kupował im mnóstwo rzeczy - mieszkał w Ameryce, więc miał pieniądze. 

W ogóle Alex zawsze kochał czytać o nawiedzonych miejscach, duchach, potworach, krwi i flakach, może mu już całkiem odbiło. Wczoraj, gdy przyjechali, uważnie oglądał drzewa w ogrodzie,  a potem zaczął je liczyć. Chyba nie uciekną, chyba że czegoś jeszcze nie wiedziała o drzewach. 

LightnessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz