☁️Rozdział 24☁️

91 6 5
                                    

Pov.Sabito

Po długiej wędrówce wkońcu zapadł mrok.Musze przyznać,że jako demon nieźle się zmęczyłem co jest rzadkością.Wsumie niosłem Makomo dobre parę godzin,więc mogłem się zmęczyć.Wędrując przez las wkońcu natrafiłem na dom.Pomimo mroku,światła były wszystkie wygaszone i wyglądał na opuszczony.No proszę chociaż trochę szczęścia mam.Szybko pognałem w stronę drzwi czując jakbym nagle odzyskał siły,no cóż tak właśnie działa nadzieja.Drzwi naszczście były ni to zabarykadowane,ni to nadrdzewiałe i dostałem do środka beż problemu.W środku domek wyglądał przytulnie.Chodź niewielkie,posiadał aneks kuchenny,stolik,łóżko,kominek,dębową szefe oraz drzwi zapewne prowadzące do łazienki.Położyłem Makomo na łóżku by się rozejrzeć.Przydałoby się oświetlić wnętrze i lekko ocieplić aby się nie przeziębiła.Odrazu udało mi się wyhaczyć wzrokiem pudełko od zapałek.W środku została ostatnia.Znowu szczęście po tak ciężkim dniu..

Sabito..-Westchnął.-Kocham cie..

-Co?

-..Ale tylko jako przyjaciela,przykro mi.

Słowa te uderzyły mnie mocniej niż sądziłem,mimo przygotowań na ten scenariusz i tak cholernie boli.

-Rozumiem,niczego od ciebie nie oczekiwałem.-Odpowiedziałem i ruszyłem korytarzem,teraz muszę jak najszybciej wydostać stąd Makomo.

-Sabito!Gdzie idziesz?!

-Ratować to co mi zostało.-Rzekłem i zostawiłem go w tyle.Łzy kapały na podłogę,ale nie zatrzymywałem się.To chyba część posiadłości która nie została jeszcze zasypana dlatego szybko mknąłem korytarzem,aż ujrzałem wyjście.

Łzy same napływały mi do oczu,tak bardzo nie chciane,tłumione lecz nie daje rady.Na własne życzenie zerwałem kontakt z Giyuu,uciekłem jak pieprzony tchórz.Z drugiej strony widok Tanjiro w objęciach filara..Przebijał serce na wylot.Długo bym nie dał rady.Prubując się uspokoić zaczęłem głęboko oddychać aż wkońcu płacz jak i drgające ręce przestałych,dzięki czemu wkońcu rozpaliłem ogień w kominku.W środku momentalnie stało się jaśniej.Na ścianie tuż nad kominkiem ujrzałem obraz.Przedstawiała..Rodzinę?Przyjaciół?Wszyscy uśmiechali się,patrząc na mnie.To co przykuło moją uwagę,mieli kły,czyli..To demony!Mieszkały tu demony?..
W tym samym momencie drzwi które myślałem że są jak zakładałem do łazienki uchyliły się,a z środka wyszła rudowłosa dziewczyna,nie..demonica.

-Huh?Kim jesteś?-Spytała ziewając.Nie krzyczała,bił od niej spokój.

-Ja..Przepraszam,myślałem,że dom jest opuszczony.Juz z tąd wychodzę,zabiorę tylko..

-Jesteś demonem?-Przerwała mi.-A tamta dziewczynka to człowiek?-Uniosła nieco jedną brew zupełnie jakby ją to zaintrygowało.

-Tak I tak.-Odpowiedziałem odrazu.

-Jest ciemno,zostańcie nam to naprawdę nie przeszkadza o ile nie zabijacie.

-N-nie zabijamy!Ja nie jestem taki.A ona?Mrówki by nie skrzywdziła,no chyba,że działa by się krzywda.

-Czy ona przypadkiem nie nosi munduru zabójców demonów?

-Ee..Tak,jest zabójcą lecz nie zabija niewinnych demonów.

-Rozumiem..-Zamknęła oczy i westchnęła.-Wiesz,większość zabójców zabija nas nawet jak nie ma ku temu powodów.Jesteśmy ostrożni.

-My?Jest tu ktoś więcej niż tylko ty?-W odpowiedzi tylko uśmiechnęła się.

-Jest nad dużo więcej.Jesteśmy zakonem
Białej Róży.

Pov.Giyuu

Dotarliśmy do domu Urokodakiego najszybciej jak tylko mogliśmy.Nie zastaliśmy jednak go w domu.Ani go ani śladu po tej dwójce co oznacza,że musieli ruszyć gdzie indziej.

-Nie ma ich.-Zrezygnowany opadłem na kolana.-Znowu go straciłem..

-Giyuu..-Tanjiro klęknął przy mnie i spojrzał mi w oczy z tym swoim wyjąkowym uśmiechem pełnym współczucia,troski i otuchy.-Nie straciłeś go,pewnie potrzebuje ochłonąć.

-To moja wina.Ja niepowinienem czegokolwiek do ciebie czuć,te uczucie to przekleństwo.

-C-co?-Zauważyłem że Kamodo był w szoku,zauważyłem.Ale taka jest prawda.Gdybym się w nim nie zakochał,mój przyjaciel byłby przy mnie.Wstałem i udałem się do pokoju gdzie zasunęłem drzwi zostawiającym go samego.Nie chciałem widzieć jego łez,po przyspieszonym oddechu który udało mi się usłyszeć,wiem że go to uderzyło.Niepowiem,że mnie nie ale..Czasem życie wymaga poświęcenia.

Pov.Tanjiro

To co powiedział Giyuu,strasznie mnie dotknęło.Chciałem go pocieszyć,chciałem mu pomóc,ale on tego nie chciał.Za to wolał nazwać uczucia do mnie przekleństwem.Mocno mnie to zraniło.Czułem jak tracę grunt pod nogami.Cały świat runął w jednej sekundzie.Wiem,że potrzebuję ochłonąć,tak właśnie o to chodzi.Uśmiechnęłem się przez łzy do siebie tłumacząc sobie te zajście na każdy możliwy sposób,ale..To nie pomogało.Przytuliłem kolana i patrzyłem w puste,białe ściany.Dopiero od myśli odsunęła mnie Nezuko która wyszła że skrzyni.Szczerze to nawet nie wiem kiedy,a tymbardziej tego jak znalazła się tuż obok mnie.

-Hm?Co jest siostrzyczko?

-Hmmmpf.-Wydała z siebie dźwięk i przytuliła mnie.Tego właśnie teraz potrzebowałem.

-Dziękuję Nezuko,że jesteś przy mnie.

Przez okno wleciał mój kruk robiąc przy tym niemały hałas.

-Kra kra!Zaproszenia!KRA KRA!-Rzucił dwa zwinięte pergaminy i wyleciał spowrotem.

Odrazu zaciekawiony chwyciłem za nie.Otworzyłem ten z inicjałem "T.K".
Owe zaproszenie jest na bankiet zabójców demonów.Zaskoczony odrazu wczytałem się w treść..

Twój uśmiech//GiyutanWhere stories live. Discover now