35. Otchłań, w którą z czasem wpadłam

5.3K 126 118
                                    

To ludzie ranią najbardziej, ale jednocześnie to oni, jako jedyni, są w stanie uleczyć nasze rany.

– Długo będziemy tak jeszcze siedzieć w ciszy? Nie możesz sam mi o wszystkim powiedzieć? Z Jangiem i tak nie da się rozmawiać jak z człowiekiem – westchnęłam zirytowana, kiedy od kilkunastu minut siedzieliśmy na jednej z ławek w parku.

– Zostały mu ostatnie trzy minuty – odpowiedział, patrząc na zegarek.

Czyli od dwunastu minut moje noga cały czas podryguje, nie potrafiąc się opanować. Od dwunastu minut moje myśli są głośniejsze niż zwykle. Od dwunastu minut czuję, jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi.

Od dwunastu minut boję się tego, co mogę usłyszeć. Boję się prawdy.

– Po co się w to mieszasz? Nie powinieneś się przypadkiem zajmować swoim związkiem z Emily? – Uniosłam pytająco brew.

– Nie ma żadnego związku – wzruszył ramionami.

– Przecież wyraziłeś się jasno, że wolisz ją ode mnie.

– Wolę to, co słuszne, niż to, co dobre tylko dla mnie – powiedział niepewnie, wzruszając ramionami.

– Co to znaczy?

Z biegających po ścieżce ludzi przeniosłam wzrok na Ivana. On zrobił dokładnie to samo. Nasze pozy również niewiele się różniły. Opieraliśmy dłonie o krawędź ławki, nogi mieliśmy wyprostowane i skrzyżowane w kostkach, a nasze sylwetki były nieco pochylone do przodu.

Wyglądaliśmy w tamtym momencie jak dwa zagubione dzieciaki, próbujące odnaleźć w swoich oczach podobieństwo.

Znaleźliśmy je.

Ivan otworzył usta, ale nie zdążył nic powiedzieć. Ktoś go uprzedził.

– Już Ci powiedziałem dwa razy, że masz w to nie ingerować. Czego nie zrozumiałeś? – Zapytał oburzony Jang, kiedy stanął przed naszą dwójką.

– Jak chcesz, to potrafisz być punktualny – odpowiedział Ivan, patrząc na zegarek i wstając z ławki.

– Zadałem Ci pytanie – warknął czarnooki.

– Zanim na nie odpowiem, najpierw muszę Ci coś oddać.

Ivan popatrzył wyzywająco na swojego przyjaciela. Przez dłuższą chwilę toczyli bitwę na spojrzenia. W końcu Kelly ciężko odetchnął i wyglądał tak, jakby miał zamiar odejść. Jednak to był tylko pozorny ruch.

Wykonał porządny zamach, a swoją pięść zatrzymał na twarzy Janga. Cios był na tyle silny, że brunet musiał zrobić trzy kroki w tył, aby złapać równowagę.

– Pojebało Cię!? Przecież się pogodziliśmy! – Ryknął, przytrzymując jedną dłonią policzek, na którym jeszcze chwilę temu była pięść.

– Wiem, ale i tak chciałem Ci oddać za niedzielę. A jak Aurora Ci powie, co się wczoraj stało, to przynajmniej będziesz wiedział, że miałem dobry powód – odparł spokojnie, zakładając ręce na klatkę piersiową.

Timothy słysząc moje imię, od razu spojrzał na moją twarz.

– Dlaczego miałabym mu coś mówić!? – Wybuchłam nagle, patrząc na Ivana niemal jak obrażone dziecko, które nie dostało obiecanego lizaka.

– Bo nie jesteśmy pierdolonymi dziećmi, więc najwyższy czas nauczyć się rozmawiać. I wszyscy jesteśmy już zmęczeni ciągłymi kłamstwami – brunet naprawdę wyglądał na zmęczonego, na dodatek przypominał ojca karcącego swoje dzieci.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz