23. Może być tylko gorzej

3.3K 97 7
                                    

Moja nowa rada do samej siebie brzmi: "Nie narzekaj że dzisiaj jest trudno, bo każdy następny dzień może być jeszcze gorszy". Chociaż sama nie wiem, czy w moim wypadku należałoby mówić o najgorszym dniu, czy może najgorszym tygodniu.

Dzień w szkole nie należał do zbyt udanych, ale nie spodziewałam się niczego lepszego. Wciąż każdy na mnie patrzył, wytykał palcami i szeptał za plecami. Bogate dzieciaki naprawdę nie wiedzą co to umiar i szacunek do drugiego człowieka. Na żadnych zajęciach nikt się do mnie nie odezwał, a ja jedynie siadałam w pierwszych lub ostatnich ławkach jak kompletny odludek. Na stołówce było podobnie – widziałam zestresowane miny Ruby i pozostałych znajomych, więc nawet nie próbowałam się przysiadać. Usiadłam przy stoliku sama, jednak ciągłe gadanie na temat mojej osoby całkowicie odebrało mi apetyt. Wyszłam ze stołówki niespełna pięć minut później. Słyszałam szepty nawet wchodząc do kabiny w łazience, więc w końcu zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie dzieje się to jedynie w mojej głowie.

Myjąc ręce i widząc w lustrze odbicia niezadowolonych twarz obcych dziewczyn utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak z moją głową nie jest jeszcze aż tak źle. Zapewne przez to miejsce niedługo to się zmieni i trafię do wariatkowa. Tam przynajmniej nikt nie będzie mi rzucał cholernych wyzwań.

Trening również nie poszedł mi najlepiej. Z nogą było już całkiem w porządku, ale nie zjadłam lunchu, przez co nie miałam wystarczającej energii. Moje wyniki prezentowały się bardzo słabo. Na dodatek zaraz po treningu miałam pogadankę z Panem Lynchem na temat mojej figury. Sądziłam, że mając sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu mogę ważyć pięćdziesiąt sześć kilo i nie stanowi to żadnej przeszkody. Jednak zdaniem trenera moje uda "przypominające dwa młode walenie" nie pomogą mi w bieganiu, więc muszę je wyszczuplić i najlepiej zrzucić pięć, sześć kilogramów. Cudownie.

Po męczarniach na bieżni i upokarzającej rozmowie musiałam cofnąć się do głównego holu, a dokładniej do swojej szafki. Jak się okazuje, bogate dzieciaki też dostają pracę domową. Jakieś piętnaście zadań z algebry z pewnością będą świetną rozrywką na dzisiejszy wieczór.

Gdy otworzyłam szafkę od razu dostrzegłam zegarek kieszonkowy zawieszony dokładnie w taki sam sposób, jak o poranku. Nawet nieszczególnie mnie to zdziwiło. Skoro rzekomo są na nim pokazane informacje o dacie wyzwania, spodziewałam się, że czarnowłosy palant zadba o powrót zegarka. Cieszyło mnie jednak, że nie zrobił tego osobiście. Co ciekawe, szkoła o prawie piątej była wciąż nieźle zatłoczona. Bogate dzieciaki brały pełno zajęć dodatkowych, żeby mieć jak najlepsze osiągnięcia na studia. Nie rozumiem, po co to robią, skoro kasa ich rodziców zapewne załatwi im miejsce na każdej uczelni.

Wychodząc przez główne wejście wciąż wpatrywałam się w otwarty zegarek kieszonkowy, próbując cokolwiek zrozumieć. Nie mogłam nic z niego wyczytać, więc jak niby miałam się dowiedzieć, kiedy nastąpi mój koniec, a upokorzenie wyleci poza skalę.

– Aurora! – usłyszałam w oddali wołanie, co niebywale mnie zdziwiło, bo przecież w tej szkole nikt nie mógł się teraz do mnie odzywać.

Nie wiem, czy takie panowały zasady, ale wywnioskowałam to po dziwnym zachowaniu Ruby. Oczywiście jej się nie dziwiłam i nie miałam żadnych pretensji.

Ze zmarszczonymi brwiami podniosłam głowę znad zegarka, bo moje imię usłyszałam jeszcze czterokrotnie. Z każdym kolejnym razem zdawałam sobie sprawę, że przecież nam ten głos.

Simon. Mój Simon.

– Cześć, piękna stypendystko – powiedział blondyn całując mnie w policzek. – Co tam masz? – Zapytał, wskazując głową na moją dłoń.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz