3. Spływające krople piękna (po korekcie)

5.4K 134 0
                                    

– Brzeg jeziora ma głębokość jakichś trzech stóp. Wystarczyło stanąć – poinstruował mnie obojętnym tonem nieznany chłopak, gdy znów nic nie odpowiedziałam.

Dopiero w chwili, kiedy przyjrzałam mu się dokładniej, zauważyłam, że jego jedna ręka jest wyprostowana w górze. Przesunęłam po niej wzrokiem i zorientowałam się, że przez cały czas szatyn trzyma mnie w powietrzu za skrawek koszulki.

To by wyjaśniało bliskość naszych twarzy. Och, Auroro, coś ty sobie myślała...

Nieudolnym ruchem, gdy chłopak zaczął puszczać moje ubranie, stanęłam na nogi. Jakież było moje zdziwienie, kiedy faktycznie stopy dotknęły dna, a woda sięgała zaledwie do klatki piersiowej. Cóż za wstyd...

Chociaż nie narzekałabym, gdyby nieznajomy chłopak postawił mnie jednak na brzeg jeziora, a nie znów do wody. Jedna kąpiel w tym publicznym miejscu to zdecydowanie za dużo, zatem druga jest całkowicie zbędna.

– Prawdę mówiąc nie wiedziałam, co się dzieje, więc spanikowałam. Nie umiem pływać, dlatego większe zbiorniki wodne mnie lekko stresują – wytłumaczyłam zwięźle, drapiąc się z zażenowaniem po skroni.

– W porządku. A dlaczego nawet teraz stoisz w wodzie, zamiast wyjść na brzeg? – Zadając to pytanie, między jego brwiami pojawiły się dwie zmarszczki.

Bo mnie tak postawiłeś, idioto!

Auroro, spokojnie, przecież Cię uratował. Nie obrażaj ludzi bez powodu.

– Dobre pytanie – powiedziałam ironicznie pod nosem.

Z zawstydzeniem i zapewne wielkim burakiem na twarzy w końcu zaczęłam opuszczać jezioro. Usiadłam na jego brzegu i przystąpiłam do ściągania butów, aby wylać z nich resztki wody. Mam nadzieję, że po wyschnięciu będą się jeszcze do czegokolwiek nadawać. Nie stać mnie na nową parę.

Chłopak jedynie uważnie obserwował moje poczynania bez jakiegokolwiek słowa. Ściągając drugiego adidasa poczułam nieprzyjemne kłucie. Narastający ból w lewej stopie sprawił, że wygięłam usta w grymas i lekko zasyczałam, co najwidoczniej nie umknęło uwadze brązowookiemu.

– Może być zbita albo nadwyrężona – chłopak przykucnął obok mnie, po czym ułożył swoje dłonie na obolałej części kończyny i wykonał kilka delikatnych ruchów. – Na szczęście nie jest złamana. Przez kilka dni pewnie będzie boleć, więc przyłóż lód i na wszelki wypadek idź do lekarza. I następnym razem bardziej uważaj.

– Tak. Tak, zdecydowanie muszę zacząć uważać. Ale co się właściwie stało? Widziałeś może, jakim cudem znalazłam się w wodzie? – Zapytałam zdezorientowana, wciąż ściskając szczękę z powodu bólu.

– Na samym początku tylko Cię słyszałem, podobnie, jak jakaś połowa ludzi w parku. Przychodzę tutaj, aby się wyciszyć, więc w końcu podniosłem głowę, żeby zobaczyć, kto zagłusza mój poranny spokój. Byłaś tak pochłonięta rozmową, że nie zauważyłaś rozwiązanej sznurówki, aż w końcu się o nią potknęłaś i poturlałaś ze ścieżki prosto do wody.

Wstyd, zażenowanie, kompromitacja. Te słowa są idealnym podsumowaniem mojej osoby. Nawet nie wiem, co mam odpowiedzieć.

Muszę w końcu nauczyć się ciszej rozmawiać.

– Przez dłuższą chwilę nie było Cię widać z powrotem na powierzchni, więc postanowiłem pomóc – ostatnie dwa słowa wypowiedział z cyniczym uśmieszkiem na twarzy. – Nie chciałem mieć nikogo na sumieniu – dodał pośpiesznie, jakby dopiero teraz zrozumiał, co powiedział.

– W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak Ci podziękować. Gdyby nie Twoja pomoc, taka niezdara jak ja, pewnie marnie by skończyła. I przepraszam za przerwanie ciszy, nie chciałam przeszkadzać w tym, co wtedy robiłeś.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz