Rozdział 2

7 1 1
                                    

Długie paznokcie utrudniały Harlow założenie nowego kolczyka. Dostała go na urodziny od swojej mamy, dlatego na dzisiejsze rodzinne spotkanie postanowiła go założyć. Nie przepadała za nim, ale nie lubiła robić przykrości rodzicielce.

Kiedy skończyła piętnaście lat, jej styl zaczął zmieniać się na taki, który towarzyszył jej do dnia dzisiejszego. Już osiem lat temu doskonale wiedziała co chce reprezentować swoim wyglądem. Zadziorność, ale jednocześnie powagę. Arogancję i elegancję. Wygląd odzwierciedlał charakter. Nie przepadała za fałszywą prezencją.

Właśnie z tego powodu, już jako nastolatka, postawiła na piercing. Na początku zaczęła od niewinnego kółka w płatku nosa. Z wiekiem pojawił się także septum, bridge oraz, najbardziej bolesny jej zdaniem, kolczyk w brwi.

Niektórzy bez ani krzty zawstydzenia komentowali jej nietypowy wygląd. Może i w obecnych czasach kolczyki i tatuaże były coraz częstszym zjawiskiem, ale nieczęsto można było spotkać dorosłą, poważną kobietę z twarzą w kolczykach. Starsi ludzie uważali ją za dziecinną, mimo zerowej ilości radości w oczach.

Ludzie w jej wieku podchodzili do tego bardziej spokojnie. Wielu jej znajomych uważało, że bez kolczyków, nie byłaby tą samą Harlow, którą znają. Aaron często wspominał, że dodają jej niebezpiecznej aury. Pokazywały, że ból nie jest jej straszny, a nawet że bardzo go lubi.

Jednak opinie innych się dla niej nie liczyły. Nie miało dla niej znaczenia, czy komuś się to podoba czy wręcz przeciwnie. Miały znaczenie tylko dla niej. Udowadniały jej, że to jaka jest w swojej głowie i duszy, jest widoczne na zewnątrz. Dlatego jedynie swoją opinię uważała za wartościową. Szczególnie, że wyrażał ją każdy, nieważne czy młody czy stary.

Harlow wyglądała na niebezpieczną.

Z tego powodu, nie lubiła zakładać kolczyków, które na każde urodziny wręczała jej mama. Były nie w jej stylu. Często bardzo świecące, a nawet przesadzone. Diamenty nie miały dla niej znaczenia. Wolała zwykłe srebro, uważała że właśnie jego prostota dodawała jej surowości.

W końcu po trzech minutach walki z białym diamentem, udało jej się go włożyć i zabezpieczyć. Wyglądał fatalnie, ale nie mogła nic na to poradzić. Był zdecydowanie za duży, przez co jeden bok jej nosa wyglądał na opuchnięty.

Przez chwilę w jej głowie pojawiła się myśl, żeby zmienić go na zwykłe srebrne kółko, które nosiła na co dzień, jednak szybko zniknęła, przy wyobrażeniu szczęśliwej twarzy matki. Wolała przemęczyć się kilka godzin, aby ujrzeć jej uśmiech.

Dziewczyna dokończyła swój tradycyjny makijaż, składający się z ciemnych oczu i błyszczących ust. Nie lubiła zakrywać całej twarzy kosmetykami, ale uwielbiała podkreślać oczy grubą kreską i długimi rzęsami. Jej pełne i kształtne usta naturalnie miały piękny różowy kolor, więc zazwyczaj podkreślała je błyszczykiem. Dzisiaj postawiła na lekko wchodzący w brudną czerwień.

Poprawiła ciemną grzywkę opadającą jej na oczy i ostatni raz przejrzała się w lustrze. Wybrała dzisiaj czarny golf, idealnie przylegający do jej sylwetki, oraz szerokie proste, czarne jeansy, opadające na tego samego koloru mokasyny.

Odetchnęła głęboko i spoglądając w swoje zimne oczy, zgasiła światło w łazience, a następnie z niej wyszła.

Kawalerka, w której mieszkała razem z bratem, nie była wielka, ale także nie najmniejsza. Wszystko miało swoje miejsce, każda książka leżała w odpowiedni sposób na połce, żadna roślina nie rosła bez celu. Mieszkanie było urządzone minimalistycznie, we wszelkich odcieniach czerni. Było przestronne, a jednocześnie w dziwny sposób przytulne, ale tylko dla jego mieszkańców. Rzadko ktoś ich odwiedzał, ale jeśli już do tego doszło, nie trwało to długo. Wszyscy czuli się tutaj nieswojo.

Cienie naszej przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz