Rozdział 1

17 4 0
                                    

Światło księżyca rozpraszało mrok panujący w przestronnym salonie. Aaron przymknął drzwi balkonu i powolnym krokiem podszedł do kanapy, na której usiadł. Długie i umięśnione ręce położył na oparciu, uwydatniając w ten sposób tatuaże, który ukrywały się pod rękawami czarnej koszulki. Czarny tusz tworzył na skórze linie, z daleka wyglądające na zwykłe bazgroły. Dopiero gdy poświęciło im się wystarczająco wiele uwagi, można było dostrzec twarze, ciała i napisy tworzące jedną spójną historie. Mało kto mógł poznać ją całą, widząc tylko jej niewielki fragment usytuowany na jego rękach.

Przeczesał swoje przydługie, czarne włosy i odchylił głowę do tyłu. Postarał się rozluźnić kark, ale zawsze gdy w nocy budził go najmniejszy dźwięk, jego mięśnie boleśnie się spinały. Ciężko było mu się do tego przyznać, nieważne jak wielki ból odczuwał, nikomu nie mógł zdradzić ani słowa. Według niego było to oznaką słabości, a nie odwagi, jak wielu mogło uważać.

To dzięki Harlow już od małego kierował się tą zasadą, jak i wieloma innymi. Oboje mieli okropne i ciężkie charaktery, ale to właśnie ona zawsze wszystko mówiła i robiła pierwsza. Myślała szybciej, ale to nie oznaczało, że gorzej. Była okrutna w swoim sprycie i właśnie to sprawiło, że mały Aaron postanowił podążać za swoją siostrą na każdej drodze ich życia.

Jeszcze nigdy nie musiał żałować decyzji podjętej przed Harlow. Gdy chodzili do szkoły, wszyscy na roku patrzyli na nią z zazdrością, wiedząc że oni nigdy nie wejdą na taki poziom inteligencji jaki ona posiadała już w tak młodym wieku. Obserwując ją, będąc przy każdym jej kroku, Aaron nie miał innego wyboru, jak nauczyć się żyć tak samo jak ona. Delikatny uśmiech pojawił się na jego wargach, na wspomnienie młodzieńczych lat, w których nikt nie był wyżej od nich. Do teraz nic się nie zmieniło, chociaż otaczający ich ludzie nie zdawali sobie z tego sprawy.

Kątem oka spojrzał na zbliżającą się dziewczynę, która zaprzątała jego myśli. Ciemność przykrywała jej twarz, lecz on doskonale wiedział jak wygląda. Widział ją codziennie gdy patrzył w lustro. Byli identyczni w każdym calu, co często przerażało ich rodziców. Będąc maluchami, w wieku w którym ciężko odróżnić chłopca od dziewczynki, często nie wiedzieli z kim mieli do czynienia. Idealnie kopie, twarde rysy, ostre spojrzenia. Bliźniaki były definicją mrocznej perfekcji.

Harlow minęła kanapę i stając na małym podwyższeniu weszła do kuchni. Przez dokładnie minutę i dziewięć sekund myła dłonie w lodowatej wodzie. Mydło znajdowało się pomiędzy palcami, pod długimi czarnymi paznokciami, a także na srebrnym pierścionku odziedziczonym po babce. Nie miał dla niej żadnego znaczenia, ale zawsze dbała aby był wyczyszczony, jak wszystko w jej otoczeniu.

Aarona zawsze denerwowała pedantyczność siostry. Przesadna dokładność jaką kierowała się w życiu niejednokrotnie doprowadzała do kłótni między nimi. Może i byli bliźniakami o identycznych twarzach i charakterach, ale wspólne życie w mieszkaniu, które wynajmowali od roku, często doprowadzało ich do rozpadu. Niejedno rodzeństwo po tak intensywnych kłótniach, jakie rozgrywały się między nimi, już dawno urwałoby ze sobą kontakt, nie mogąc spojrzeć drugiej osobie w oczy. Ale Harlow i Aaron byli inni. Mogli dokonać najgorszej krzywdy, a i tak wracali do siebie jak narkomani do używki.

Może i wydaje się to straszne, ale nie dla nich. Takie sytuacje tylko bardziej ich do siebie zbliżały.

Najgorsze chyba w tym wszystkim było to, że zdawali sobie sprawę z tego jakie jest to niezdrowe. Pomimo wiedzy jaką Aaron nabył na studiach psychologicznych, wrodzonej inteligencji Harlow oraz względnie zwyczajnego życia jakie prowadzili, nie odważyli się przerwać tej spirali samozniszczenia. Albo raczej wcale nie chcieli tego zrobić.

Ich relacja składała się z wielu szpetnych i pięknych elementów. W ich życiach przewijali się ludzie, którzy przez pewien okres czasu, stawali się dla nich naprawdę ważni. Tylko nawet oni nie mogli sprawić, że w kryzysowej sytuacji, rodzeństwo nie wybierze siebie nawzajem. Znali swoje wszystkie złe strony, kłamstwa które wypowiedzieli, kiepskie wybory których dokonali czy brudne myśli. Nic ani nikt nie mógł zburzyć fundamentów, na których zbudowana była ich relacja.

Sama śmierć nie była w stanie ich rozdzielić.

Czarnowłosa otrzepała mokre dłonie. Nawet tak mały ruch w jej wykonaniu wydawał się hipnotyzujący. Każdy gest był drobiazgowo analizowany. Kobieta mogła nie chcieć się do tego przyznać, ale uwielbiała czuć na sobie wzrok mężczyzn przy każdym swoim skinięciu palcem. Podniecony wzrok, który podążał od zgrabnych nóg, aż do oślepiających tęczówek, utwierdzał ją w przekonaniu, że wszystko co robiła miało sens. Dodawało jej to jeszcze więcej pewności, niż dostała w genach.

Po siedemnastu sekundach reszta kropel wody całkowicie zniknęła z rąk Harlow. Odwróciła się do tyłu i bezszelestnie podeszła do czarnej wyspy kuchennej, o którą się oparła. Miała teraz doskonały widok na cały salon, który był połączony z kuchnią. Jej wzrok powędrował na tył głowy bruneta, który siedział na skórzanej kanapie. Cisza, która im towarzyszyła, wcale nie była niezręczna. Nauczyli się funkcjonować bez dźwięków swoich głosów, nie byli przyzwyczajeni do nieprowadzących do niczego rozmów na temat przebiegu dnia czy pogody. Żadne słowo, które wydobywało się z ich ust, nie było bezcelowe.

Harlow nawet gdyby chciała, nie miała nic do powiedzenia. Natomiast w głowie Aarona kotłowało się wiele pytań, na które nie był gotowy poznać odpowiedzi. Wiedział, że jak tylko je zada, siostra znajdzie odpowiedzi na każde z nich. Przez wiele nocy, jej umysł, był tak samo nieuporządkowany. Długo zajęło jej znalezienie odpowiedzi. Aaron zdawał sobie z tego sprawę. Sam był już blisko rozwiązania, ale nie chciał tego przed sobą przyznać. Wypowiedzenie paru słów wydawało mu się w tej chwili niemożliwe.

Oboje zdawali sobie sprawę, że wtedy wszystko ulegnie zmianie.

Nie pierwszy raz byli w takiej sytuacji. Dokładnie drugi raz. Przeszłość nauczyła ich jak myśleć, co mówić, kiedy zacząć. Mimo to, bali się co przygotuje dla nich przyszłość. Mieli do wykonania zadanie, które już kiedyś ukończyli. Tym razem jednak, miały im towarzyszyć przy tym całkiem inne myśli, emocje i czyny. Z tego powodu byli przerażeni.

Była to jedyna rzecz, której się bali. Niewiadomej.

-Myślisz, że to już pora? – Aaron, w końcu zdobył się nie odwagę. Nic nie mogło go przed tym uratować.

Harlow spojrzała w głąb jego oczu, gdy mocniej odchylił się na kanapie. Szukała w nich cienia zawahania. Gdyby tylko znalazła choćby jego skrawek, jej odpowiedź byłaby przecząca.

Nie potrafiła określić swoich emocji, gdy po dwunastu sekundach nie znalazła w nich nic poza pewnością i gotowością. Wiedziała, że pora nigdy nie będzie bardziej odpowiednia niż teraz.

-Zdecydowanie.

Bo mogli bać się przyszłości, ale na pewno nie bali się konsekwencji.  

Cienie naszej przeszłościWhere stories live. Discover now