20. | We will turn your asses into the autumn of the Middle Ages |

66 6 5
                                    

Po trzech tygodniach od ostatnich zdarzeń Lucilla stwierdziła iż, znów, powinna wrócić do ekipy Ricka. Jej pobyt w szpitalu wynosił zaledwie parę dni, po czym wybrała się do Sanktuarium ojca w którym spędziła resztę czasu, przez ten czas nie zabrakło mordowania nikogo. 

Szczęśliwa, najedzona i wypoczęta znów była w drodze na grzbiecie Saluta przemierzając drogi i lasy, w poszukiwaniu, szczególnie, Carla którego przysięgła chronić tak długo, jak będzie chodzić po tym świecie. Przemierzając jeden z lasów, gdyż miała dość jazdy drogą gdzie słońce grzało przeokropnie, ujrzała budowlę na wzór stodoły z której mogła usłyszeć płacz dziecka, nie potrzebowała wiele czasu, aby domyśleć się do kogo ten wrzask należał. 

- Też to słyszysz Salut? - zapytała zwalniając tempo rumaka - Czyżby to była nasza Wymiataczka? - zaśmiała się, na co koń cicho zarżał, automatycznie kierując się w stronę stodoły. 

Gdy znalazła się bliżej, zsiadła z rumaka na którym aktualnie jeździła na oklep, stwierdziła iż nie będzie to zbyt zdrowe, gdy będzie on cały czas pod ciężkim, westernowym siodłem, nie miała ona problemów z jazdą bez tego przedmiotu, a koń był dodatkowo na tyle posłuszny iż nie musiała zakładać mu ogłowia z wędzidłem, a wystarczył sam halter z wodzami które zrobiła własnoręcznie przez te trzy tygodnie, tak samo jak halter. Gdy znalazła się na twardym podłożu, zarzuciła wodze na szyję Saluta, zawiązując je w supeł, aby mu nie przeszkadzały, po czym podeszła do drzwi budynku i zapukała w nie trzy razy.

- Halo? - zapytała, znów pukając tą samą ilość razy - Słyszałam Judith, jesteście tam? - gdy miała pukać po raz trzeci, usłyszała kroki z drugiej strony, a drzwi zostały otworzone przez szeryfa - Rick? - 

- Lucy? - zdziwił się, widzą ją tutaj, nie spodziewał się też iż dziewczynie uda się ich znaleźć, gdyż ciągle się przemieszczali, a gdy tylko na chwilę się osiedlili od razu ich znalazła, szczerze mówiąc w tym momencie zaczął obawiać się jej umiejętności namierzenia ich grupy -Jak nas znalazłaś?

- Głupi ma zawsze szczęście - zaśmiała się wchodząc do środka, gdy mężczyzna się przesunął - Salut, zostań i pilnuj, okej? - spojrzała na ogiera, który kiwnął łbem i pokierował się na bok stodoły - A to co za pajac? - uniosła brew ku górze - Wygląda tak pedalsko jak Eugene - stwierdziła prosto, patrząc na mężczyznę przywiązanego do słupa.

----

Jakiś czas później, gdy Lucy siedziała z małą Judith za ścianą jedząc z nią mus czekoladowy który przyniosła sobie z Sanktuarium, usłyszała agresywnie otwierające się drzwi i kroki wielu ludzi. 

- Znaleźliśmy jedze... - zaczęła Michonne, której słowa zostały przerwane wbiegającym do środka synem szeryfa, który przez przypadek ją delikatnie popchnął jednak nie zwrócił na to uwagi.

- Na dworze jest Salut! - Carl wręcz krzyknął, zwracając tym uwagę wszystkich na siebie - Gdzie Lucy? - zapytał, rozglądając się wszędzie, a jego wzrok skakał po każdej osobie.

Jego źrenice powiększyły się znacznie widząc, wychodzącą zza ścianki, czarnowłosą. Chłopak na jej widok upuścił wszystko co trzymał w dłoniach i podbiegł do dziewczyny wtulając się w nią.

- Jesteś tutaj - szepnął mocniej zaciskając ramiona wokół siedemnastolatki. Gdy tylko czuł jej obecność przy sobie, poczuł się bezpieczny.

- Mówiłam że ktoś musi cię chronić - również szepnęła, śmiejąc się cicho. Widziała uśmiech na ustach Michonne widząc ich przy sobie, podczas rozmowy ze związanym mężczyzną na temat tego co znaleźli. Ciemnoskóra doskonale wiedziała ze gdy ta dwójka jest razem, wszystkie smutki Carla znikają i mogą podbić cały świat we dwoje mimo młodego wieku. Chłopak zawsze był przy niej szczęśliwy i bezpieczny, po jej zachowaniu stwierdziła że dziewczyna pozwoliła by się zabić tylko po to aby żył on,  a chłopak zrobiłby to samo dla niej, bo co to za życie bez drugiej osoby? 

- Co ci się stało? - zapytał, odsuwając się od niej kawałek, tym pytaniem zaciekawił resztę grupy, która spojrzała w ich stronę. Chłopak przyglądał się ranie na jej szyi, była ona prowizorycznie zszyta, wyglądało to tak jak by ktoś chciał podciąć jej gardło, a z jej szczęściem i uwielbieniem ludzi pewnie tak było. Rana mimo zszycia, podczas gwałtowniejszych ruchach otwierała się nieznacznie i zaczynała się z niej sączyć krew. 

- To? - zaśmiała się cicho - Byłam u taty - Carl spojrzał na nią przerażony, nie wierząc w to co słyszy. Czyżby jej ojciec ją skrzywdził? - Co? Widzę ten wzrok Coral - parsknęła śmiechem - Nie, to nie mój tata mi to zrobił - chłopak na te słowa wypuścił powietrze z płuc, wcześniej nawet nie wiedział że je trzymał - Opowiadałam jaki jest mój tata, opowiedziałam mu to co się stało w szpitalu. 

~~

Negan wraz z Lucy i jego podwładnymi, znajdowali się w szpitalu tocząc walkę na śmierć i życie. Mężczyzna po usłyszeniu od swojej córki co chciała zrobić jej tamta kobieta, stwierdził iż to nie była tylko jej wina, jednak wszystkich osób znajdujących się w tamtym miejscu, wszystkich będących pod jej władzą. Stwierdził że każdy kto, choćby przyczyni się do krzywdy jego córki, musi umrzeć, Lucilla była oczkiem w jego głowię, była dla niego wręcz ważniejsza niż jego żona, która za własną córką nie przepadała. Jej matka nie mogła znieść tego że jej córka nazywała się tak jak ona, a została tak nazwana gdyż przy porodzenie była możliwość iż kobieta nie przeżyje, więc Amerykanin nazwa ich dziecko jej imieniem. 

- Tu jesteś mała suko! - krzyknęła jedna z policjantek, zmierzając ku czarnowłosej - Pomogliśmy ci, a ty co!? - wrzasnęła, biorąc zamach nożem który miała w dłoni, mając zamiar podciąć gardło młodej Smith, jednak jej cięcie było zbyt płytkie, bądź się zawahała widząc niewzruszony wzrok czarnowłosej - POWINNAŚ ZDECHNĄĆ! - znów wrzasnęła, chcąc zamachnąć się drugi raz, jednak jej ręka została zatrzymana przez Negana, który znalazł się tam po chwili. 

- Wciąż jesteś taka cwana? - Lucy uniosła brew ku górze, widząc ból na twarzy kobiety gdy jej ojciec wykręcał boleśnie jej rękę - Podaj siostrzyczkę - spojrzała na Negana, który w drugiej dłoni trzymał broń, jej imienniczkę, Lucille.

- Pokaż swoją siłę - zaśmiał się, wręczając w dłonie córki kij bejsbolowy owinięty drutem kolczastym. 

Czarnowłosa uśmiechnęła się oblizując górne zęby, po czym złapała broń w obie ręce i uderzyła w głowę kobiety która jęknęła z bólu.

- Jedno oko na Maroko, drugi na Kaukaz? - zaśmiała się, widząc jak jedno z oczu kobiety wyszło na zewnątrz. Negan pokiwał głową w stronę córki z uznaniem.

- Moje dziecko - stwierdził, widząc jak wzięła drugi zamach i zmiażdżyła głowę kobiety. 

~~

- Psychopatka - usłyszała głos związanego mężczyzny, który patrzył na nią z przerażeniem w oczach.

- W tych czasach, albo jesteś psychopatą, albo jesteś nieżywy - wzruszyła ramionami patrząc na niego bez wyrazu - Jeżeli twierdzisz tak o mnie, to ciekawe co powiesz o moim tacie - zastanowiła się, a jej twarz ozdobił chytry uśmiech - Słyszałam trochę od Ricka...

- Byłem przy tym - głos mężczyzny delikatnie zadrżał.

- Więc wiedz, jeżeli przegniecie, bądź niedajboże ktoś zrobi coś tej kluseczce - objęła Carla, przytulając go do siebie - Zrobimy z waszych dup jesień średniowiecza - wyszczerzyła się w uśmiechu.

- Jestem ciekawa tej waszej osady - zastanowiła się po chwili, biorąc na ręce Wymiataczkę. 

- Więc, gdzie ten obóz? - zapytała MIchonne, patrząc na mężczyznę.

- Za każdym razem sam wiozłem nowych - odpowiedział jej, zerkając co jakiś czas na Lucy z obawą zabierania ich z nami.

- Więc nas tam zabierzesz - stwierdził Rick, kucając obok niego.

- Jadę z Lucy - oznajmił Carl, chcąc jechać wraz z nią na Salucie. 

She Is Crazy | The Walking DeadWhere stories live. Discover now