11. | I'm not your lost daughter |

516 24 15
                                    

Dzień dobry! Na początku rozdziału zapraszam was do rozdziału pt: Postacie, możecie tam zobaczyć między innymi wygląd Lucilli!

----

- Dlaczego tyle ciebie nie było? - Zapytała Carol, widząc podchodzącą w jej stronę Lucy.

Nastolatka stanęła w miejscu i mrugnęła parę razy, szukając właścicielki głosu. Po spojrzeniu w dół zauważyła klęczącą w ogródku kobietę, która robiła coś w pomidorach. Czarnowłosa przez chwilę przetwarzała w głowie pytanie do niej zadane.

- Odpowiesz mi? - Znowu zadała jej pytanie, po czym zauważyła diametralną zmianę wyrazu twarzy młodszej, która stała się taka obojętna.

- Nie - stwierdziła, zrywając jednego z ogórków rosnących obok, po czym zamoczyła go w wodzie, która znajdowała się w wiaderku obok, i wytarła go w swoją bluzę, po czym go ugryzła.

- A to z jakiej racji?

- Nie jesteś moją matką - warknęła zirytowana, po czym poszła do miejsca w którym znajdowały się wszystkie konie.

Po przejściu do prowizorycznej stajni, zauważyła że Salut stoi na zewnątrz, a obok niego stoi skrzynka z szczotkami. Podchodząc bliżej zauważyła Carla, który stara się podnieść nogę ogiera, który się zaparł jak i stara się ignorować chłopaka. Dziewczyna gwizdnęła, na co koń dał uszy do góry jak i głowę, widząc dziewczynę od razu się rozluźnił i podniósł nogę. Carl, nie spodziewając się takiego gwałtownego ruchu, upadł do tyłu lądując na tyłku. Salut korzystając z chwili rozproszenia chłopaka od razu zerwał się i pobiegł do Lucilli.

- Nic ci nie jest? - zapytała przyglądając się mu, w jej głosie można było usłyszeć nutkę rozbawienia, podchodząc do młodego Grimesa podając mu dłoń, którą przyjął.

- Żyje - stwierdzi, podnosząc się po czym otrzepał tyłek - Ale ta bestia jest uparta - stwierdził niezadowolony, przyglądając się koniu i wystawiając do niego język, Salut widząc jego poczynania również pokazał mu język.

- Po prostu nie ma humoru - stwierdziła, głaszcząc konia po chrapach.

Ugryzła jeszcze raz ogórka, po czym resztę dała Salutowi, który go od razu zjadł.

- Jak Daryl? - spojrzała na chłopaka ciekawa - Nie wiem gdzie go przenieśli, co się z nim dzieje.

- Jest już lepiej, dłoń się zrośnie, trochę to potrwa, ale wszystko będzie dobrze. Nie masz się o co martwić, Daryl to mocny facet - uśmiechnął się, jednocześnie sprzątając to co leżało na ziemi - Dlaczego tyle ciebie nie było? Coś się stało? Nie chciałaś wrócić? - zapytał po chwili.

- Spotkałam tatę - powiedziała cicho, uśmiechając się delikatnie pod nosem i głaszcząc konia - Jednak skończyło się jak zawsze - mina od razu jej zrzedła - zaczęliśmy się kłócić o matkę - burknęła.

- Co się stało z twoją mamą, że się o nią pokłóciliście? - zapytał ciekawski, przyglądając się jej uważnie.

Dziewczyna mocno zacisnęła dłonie, przez co zbladły jej palce.

- Nie żyje.

- O... Przepraszam... Pewnie za nią tęsknisz - powiedział skruszony.

- Nie. Właśnie dobrze że zdechła - warknęła - Nic się dla niej nie liczyło, poza czubkiem własnego nosa, nigdy się mną nie interesowała. Jedyny kto się mną opiekował to tata i dziadkowie od jego strony - mruknęła - A ja jak zwykle potraktowałam go jak śmiecia, a tyle się nie widzieliśmy - burknęła.

- Jak twój tata wygląda, albo jak się nazywa? Może namówię mojego tatę, aby go do nas przyjął! - wręcz krzyknął dumny z siebie.

Dziewczyna jednak zaczęła się śmiać, pod nosem gdy chłopak wpadł na ten pomysł ponieważ doskonale wie jak to by się skończyło.

- Carl, proszę nie rozśmieszaj mnie - czarnowłosa nie mogła przestać się śmiać pod nosem - Nikt nie wytrzymałby z moim tatą, ten kto by się mu sprzeciwił pewnie został by poważnie uszkodzony lub martwy - Stwierdziła od razu, dalej się śmiejąc.

- Czemu tak twierdzisz?

- Głupi jesteś? To mój ojciec, wiem jak się zachowuje, po kimś mam charakter - powiedziała, zaczynając czyścić konia. - Chcesz się wybrać ze mną na przejażdżkę na Salucie? - zapytała, chcąc zakończyć wcześniejszy temat.

- I tak nie mam co robić, to mogę się przejechać - stwierdził przyglądając się dziewczynie.

Lucy wzięła do rąk halter jak i wodze, po czym chłopak dostał je do rąk własnych. Carl od razu zrozumiał że musi się pobawić z koniem, aby mu go założyć, w czasie gdy czarnowłosa zaczęła czyścić Salutowi kopyta.

- Bez siodła? - zapytał ciekawy, zaczynając zabawę z koniem, który nie chciał z nim współpracować, i dawał głowę jak najwyżej tak, aby ten do niego nie dostał.

Jedyne co dostał w odpowiedzi, to było skinienie głową.

- O mój boże, dlaczego się na to zgodziłem...

----
- Nie mówisz nikomu że jedziesz? - zapyta.

- Po co? I komu miałabym powiedzieć? - spojrzała na niego - Idź powiedz Rickowi że jedziesz żeby nie było że zniknąłeś, albo że cię porwałam - zaśmiała się cicho.

Chłopak kiwnął głową, po czym poszedł do ojca, powiedzieć że jedzie. Za ten czas Lucy, do swojej torby, schowała parę przysmaków dla Saluta, jak i coś dla siebie.

~ jemu też się coś należy.

Bujając chwilę w obłokach, nie zauważyła momentu w którym, znowu, podeszła do niej Carol.

- Gdzie się wybierasz? -spytała na wstępie, niespodziewająca się tego Lucilla, od razu złapała za swoją kosę na plecach i odwróciła się gwałtownie - Spokojnie, to tylko ja - stwierdziła, starając się uspokoić dziewczynę - Dlaczego nie mówisz że gdzie się wybierasz? Czemu mi nic nie mówisz?

- Przepraszam, ale z jakiej racji mam ci coś mówić? - zapytał unosząc brwi -Już prędzej powiedziałabym coś Rickowi, albo panu Hershelowi - stwierdziła twardo - Sama powiedziałaś że " to tylko ja" - zacytowała kobietę, co było widać że starszej się nie spodobało - więc to tylko ty, a tylko tobie nie muszę się spowiadać, nikomu nie muszę - uśmiechnęła się niewinnie.

- Jak ty się do mnie zwracasz - powiedziała niezadowolona.

- Nie jesteśmy rodziną, abyś coś ode mnie wymagała, nie jestem twoją zaginioną córeczką, sorry, trzeba było lepiej pilnować córki - warknęła - Widocznie wszystkie matki są do kitu - stwierdziła idąc w stronę bramy, a Salut za nią grzecznie poszedł prychając jedynie na kobietę.

----

She Is Crazy | The Walking DeadWhere stories live. Discover now